HTC Vive będzie kosztował w Polsce prawie 4,5 tysiąca złotych, zatem może frytki do tego? Bo McDonald’s również postanowił wejść na rynek wirtualnej rzeczywistości
Gogle wirtualnej rzeczywistości nie należą do najtańszych gadżetów, a przecież trzeba jeszcze sporo wydać na odpowiednio mocny komputer. Na szczęście mamy też prostsze i tańsze rozwiązania, umożliwiające sprawdzenie, czy to w ogóle dla nas. Google Cardboard już znamy, teraz pora na propozycję od... McDonald's.
01.03.2016 | aktual.: 01.03.2016 14:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Znamy już ceny urządzeń największych graczy na rynku pecetowej wirtualnej rzeczywistości. Oculus Rift będzie w Europie kosztował 700 euro (plus przesyłka), co nijak ma się do zapowiadanej w ubiegłym roku kwoty „około 350 dolarów”, choć Palmer Luckey i tak twierdzi, że gogle są nieprzyzwoicie tanie jak na to, co oferują. Z drugiej strony, może faktycznie nie należą do drogich, bo za sprzęt od HTC przyjdzie zapłacić 900 euro, choć faktycznie mają one trochę więcej możliwości niż Rift – potrafią wykrywać położenie użytkownika w przestrzeni, a w zestawie znajdziemy kontrolery ruchowe, których w goglach Luckey’a brakuje.
900 euro to dużo, nawet jak na zachodnie standardy, co ma zatem powiedzieć polski gracz, któremu za gogle HTC Vive przyjdzie zapłacić prawie 1000 euro, czyli niemal 4,5 tysiąca złotych? Taka wartość pojawia się w koszyku na stronie z zamówieniami Vive’a, jeśli wpiszemy polski adres dostawy:
Wiadomo, że wirtualna rzeczywistość w obecnej postaci to nowinka (choć gogle występowały oczywiście wcześniej, już w latach 80. ubiegłego wieku), a wszelkie nowości są drogie. Pamiętacie, ile kosztowały pierwsze nagrywarki płyt CD? Inna sprawa, że żyjemy w zupełnie innych czasach, technologia od dawna nie jest już tylko dla wybrańców i powinna być bardziej przystępna, także cenowo. Inna sprawa, że HTC Vive i tak sprzedaje się jak ciepłe bułki. Shen Ye z HTC pochwalił się na Twitterze, że w zaledwie 10 minut od rozpoczęcia zbierania zamówień przedpremierowych sprzedało się ponad 15 tysięcy kompletów, a na facebookowym profilu gogli pojawił się nawet komunikat, że zainteresowanie było tak duże, iż doprowadziło do awarii systemu, który przekazywał informację o wyczerpaniu zapasów.
Pamiętajmy, że w przypadku gogli pecetowych nie są one jedynym zakupem, bo do pełnego wykorzystania ich możliwości potrzebny jest naprawdę mocny sprzęt, który też do tanich nie należy. Nagle okazuje się, że o ile ktoś wcześniej nie zaopatrzył się w odpowiedni komputer będzie musiał wydać grubo ponad 6 tysięcy złotych.
Żeby lepiej to zobrazować policzmy, jak długo musiałby pracować przeciętnie zarabiający, zatrudniony na podstawie umowy o pracę w pełnym wymiarze godzin Polak, by pozwolić sobie na zakup samych gogli.
Przeciętne wynagrodzenie w Polsce to 4101,36 zł brutto, co przekłada się na 2924,55 zł netto. Średnio w miesiącu pracuje się 168 godzin, zatem osoba zarabiająca średnia krajową dostaje 17,41 zł netto za godzinę pracy. Jeżeli HTC Vive kosztuje 4,5 tysiąca złotych, to oznacza, że przeciętny Polak musi pracować na gogle niemal 260 godzin, czyli półtora miesiąca. Oczywiście zakładając, że nie wydaje pieniędzy na nic innego, co jak wiemy jest niemożliwe.
Jak dla porównania wygląda to u naszych zachodnich sąsiadów? Przeciętny Niemiec pracuje 37 godzin tygodniowo, czyli 155 godzin miesięcznie, a zarabia 2231,76 euro netto, czyli 14,40 euro na godzinę. Zatem zakładając, że za HTC Vive zapłaci tyle, co my, przyjdzie mu pracować na gogle 67,5 godziny - niemal cztery razy krócej. Chciałoby się napisać, że lepiej poczekać na oficjalnego polskiego dystrybutora sprzętu VR, ale prawda jest taka, że wtedy ceny wcale nie będą niższe.
Zresztą to, że taki Niemiec musi na gogle pracować krócej wcale nie oznacza, że je kupi. Według wspominanego przez nas ostatnio raportu agencji Superdata nawet hardkorowy gracz nie zamierza w tym roku wydać na wirtualną rzeczywistość więcej, niż 300 dolarów, a gogle pecetowe i konsolowe będą stanowiły zaledwie 22% udziałów w rynku. Gdzie zatem leży szansa?
W sprzętach z segmentu „entry level”, czyli tanich, prostych urządzeniach współpracujących ze smartfonami. Jak na przykład Google Cardboard, czy… goglach od McDonald’s. To nie pomyłka. Najpopularniejszy na świecie sprzedawca kanapek wprowadził właśnie do swoich restauracji zestawy Happy Meal, pudełka po których można w prosty sposób przerobić na sprzęt właśnie w stylu Google Cardboard. Wkładamy do nich dołączone do zestawu soczewki, smartfona i możemy cieszyć się, prostą bo prostą, ale wirtualną rzeczywistością.
Całość nazywa się Happy Goggles i kosztuje tyle, ile zestaw dziecięcy w popularnej sieci fast foodów. Na razie firma testuje rozwiązanie w wybranych restauracjach w Szwecji, jednak jeśli stanie się ono popularne, oferta zostanie rozszerzona na inne kraje. Całość działa w sposób zaprezentowany na poniższym wideo:
Happy Goggles - A virtual reality headset made from a Happy Meal Box.
Fajne? Nawet bardzo! Problem z wirtualną rzeczywistością to nie tylko cena, ale też fakt, iż nie do końca wiadomo, jak to wszystko będzie się sprawdzać. Wydać 700, 900 czy nawet więcej euro na coś, z czego możemy korzystać sporadycznie to lekka przesada, a w przypadku Google Cardboard, czy gogli od „Maka” próg wejścia jest bardzo niski, jednocześnie pozwalając przetestować, czy w ogóle jest to dla nas. Potwierdza to też wspomniany raport. Według Superdaty aż 71% rynku stanowić będą tanie rozwiązania.
No i nie oszukujmy się, wszyscy tam jadamy, zatem raz możemy zdecydować się na zestaw dziecięcy, a nie klasyczną kanapkę.
[Źródła: Pocket Gamer, Bankier.pl, Destatis.de, Venturebeat]