High on Life – recenzja. Trolling is a Art
High on Life od studia Squanch Games to końska dawka chamstwa, ordynarnego trollingu, wulgaryzmów i niekończących się dialogów. Ale gra ma też wady.
Zanim włączysz High on Life, musisz wiedzieć, kto stoi za tą nietypową grą. Jeśli wiesz, kim jest Justin Roiland, no to mamy z górki: rzeczony twórca serialu "Rick i Morty" występuje teraz pod sztandarem studia Squanch Games i zabiera graczy w dziwaczną podróż.
High on Life jest dostępne na PC oraz konsolach Xbox One i Xbox Series X|S. Gra jest dostępna również w usłudze Xbox Game Pass.
Redakcja testowała grę High on Life na laptopie ROG Zephyrus Duo 16 z procesorem Ryzen™ 9 6900H oraz kartą graficzną GeForce RTX™ 3080 Ti w ramach współpracy promocyjnej z marką ASUS Republic of Gamers.
W życiu gracza nadciąga taki dzień, kiedy zaczyna mu doskwierać głód wirtualnego szaleństwa. Bieganie od znacznika do znacznika męczy bardziej niż kiedykolwiek. Czy to za sprawą braku polotu, czy to za sprawą otwartej struktury świata: nie wiem, ale się domyślam. Tak więc z miłą chęcią odpaliłem High on Life, licząc na to, że ta produkcja pobudzi mój instynkt gracza. Po części się udało.
Fabuła bez spoilerów
Historia opowiedziana w High on Life nie jest sama w sobie czymś odkrywczym, zaskakującym. Ziemię atakują kosmici, a protagonista – będący archetypem "przegrywa" i "piwniczniaka" – rzuca wyzwanie kosmicznym bandytom, kartelom i z czasem staje się intergalaktycznym łowcą głów. Brzmi banalnie, aczkolwiek twórcy trzymają w zanadrzu kilka świetnych zwrotów akcji, które i ja również zatrzymam dla siebie, w trosce o spoilerofobów. Cały urok tkwi w sposobie narracji.
Konwencja High on Life
High on Life specyficznym humorem stoi, który można pokochać lub znienawidzić. To właśnie główny motor napędowy tej produkcji. Sama początkowa sekwencja może sprawić, że wielu graczy podpadnie w niemałą dezorientację. A to dopiero początek.
Satyryczna puszka Pandory otwiera się w chwili, gdy w pewnych okolicznościach napotykamy Kenny’ego – gadający pistolet. Jeśli ktoś ma nadzieję, że gadatliwość naszego towarzysza wynika z potrzeby chwili i niebawem ustanie, to... otóż nie tym razem.
Kenny jest naszym przewodnikiem, jest naszym sumieniem, komentatorem, naszym samouczkiem i niejednokrotnie rzecznikiem. Jego uwadze nie umknie najdrobniejsza aktywność gracza. W razie najmniejszych problemów Kenny zawsze podpowie. Nasz pierwszy pistolecik stara się również oswoić nas z językiem, jaki występuje w grze.
To nie jest subtelna gra
Niech nie zmyli Was niemalże kreskówkowa, leciutka oprawa graficzna. Pod tą warstwą kryje się potwór. Po prostu i najzwyczajniej – w High on Life przekleństwa są normą i towarzyszą nam od samego początku do końca rozgrywki. Przeklinają dosłownie wszyscy i robią to na potęgę. Podziwiam szczerość i odwagę twórców pod tym względem – gra nie bierze jeńców. Te rzeczy warto odnotować. Aha, High on Life nie ma polskiej wersji językowej!
Rozgrywka w High on Life
Jeńców nie bierze również nasz protagonista, który od pierwszych chwil zaczyna szlifować sztukę eksterminacji kosmicznych istot. Prawidła gatunku FPS są konsekwentnie realizowane; w toku rozgrywki zdobywamy nowy (gadający, a jakże) oręż, a każda z broni ma swoją specjalną umiejętność, która pomaga w walce oraz w czasach pokoju, czyli eksploracji świata. Tak, poruszanie się to ważny aspekt tej gry – High on Life przemyca cechy platformówek i dorzuca zagadki środowiskowe.
Same starcia z przeciwnikami wypadają poprawnie. Cóż, spodziewałem się nieco więcej, chociaż i tak bawiłem się nieźle. Mogę ponarzekać na brak różnorodności gatunkowej kosmicznych rzezimieszków. High on Life premiuje dynamiczny styl walki, a w jej ferworze wrogowie czasami się blokują lub głupieją. To chyba dowód na to, że w kosmosie nie ma inteligentnych form życia.
W toku rozgrywki zwiedzimy kilka unikalnie zaprojektowanych światów, sprawiając, że nasz dom staje się centrum operacyjnym. Jak już wspomniałem, prawie wszystko to, co robimy, jest na bieżąco komentowane przez naszą broń. Każda z nich jest ma własny charakter i temperament, jednak wszystkie łączy jedna cecha.
Trolling poziom ekspert
Wszystkie (no, prawie) mają tendencje do trollowania i spontanicznych uwag. Zresztą, szyderstwo wylewa się tutaj z ekranu nieustannie i to nie tylko w dialogach, ale również na poziomie samej rozgrywki. Nasz HUD ma czasem problemy ze spamem, z poziomu menu zajrzymy na "forum", gdzie prześledzimy "niezwykle kulturalne" wątki. Natrafimy na mini-gry, niekiedy tak bezsensowne, że aż śmieszne. To są właśnie te detale, które urozmaicają rozgrywkę.
Krótka gra, ale...
W istocie, High on Life to kilkanaście godzin rozgrywki, jednak miejmy na uwadze to, że jej czas trwania wydłużają dialogi. A w zasadzie to dużo dialogów. Rozmawiając z NPC możemy łaskawie odpuścić dalszą konwersacje, jednak nie zawsze mamy ten komfort. I owszem, słucha się ich bardzo dobrze, ale w paru momentach jest tego po prostu za dużo.
Werdykt
Nie mam problemów ze specyficznym poczuciem humoru w High on Life. Ba, spodobał mi się. Problem mam z walką i sztucznym wydłużaniem gry przez niektóre dialogi. Moim zdaniem High on Life to bardziej forma gamingowej satyry i z takim nastawieniem proponuję podejść do tego tytułu, z zastrzeżeniem, że jest to ostry humor. Jeśli przymkniemy oko na pewną prostotę, to oprawa graficzna oraz zaskakujące rozmowy wynagrodzą nam to z nawiązką.
Ocena 7/10
W High on Life graliśmy na naszej platformie testowej ASUS ROG Zephyrus DUO 16. Klucz do gry dostarczył nam Xbox Polska.
Sebastian Barysz, dziennikarz Polygamii