Hideki Kamiya trzyma kciuki za gruntowne zmiany w Devil May Cry 5
Dla krytyków pomysłu ma dwa słowa.
Zapomniał o gromach ciskanych przez fanów serii, gdy Ninja Theory pokazało światu swoją wizję rebootu (choć skoro nadchodzi DMC 5 bardziej pasuje chyba - spin-off)? Raczej ma to po prostu gdzieś. Kamiya należy do grona developerów, którzy robią swoje, niekoniecznie przejmując się co o nich sądzą inni. Ba, obecnie dobitnie pokazuje, co sam sądzi o nieprzychylnych opiniach o jego opiniach.
Bo widzicie, Kamiya podzielił się ze światem myślą, że to najwyższa pora, by Devil May Cry zerwało z korzeniami serii. By zerwało ze stylistyką anime i przeszło na stronę realizmu. Czerpiąc więcej z kina akcji. Podoba mu się na przykład to, jak swoje dziedzictwo traktuje tegoroczny God of War.
Kamiya nie pracuje nad Devil May Cry. "Piątka" nie została jeszcze tak naprawdę zapowiedziana, choć wszystkim nam się wydaje, że to właśnie ona musi być projektem, który Hideaki Itsuno już tak bardzo chciałby zapowiedzieć, ale wciąż mu nie pozwalają. Platinum Games tworzy natomiast trzecią Bayonettę. Poważniejszy Dante mógłby ułatwić jej sprzedaż, ale przecież ona i tak wychodzi tylko na Switcha.
Inny developer pewnie zignorowałby krytykę i nie psuł sobie nerwów. Kamiya zniżył się jednak do poziomu swoich krytyków i hurtowo odpisywał im, że mogą się odstosunkować. Obrywało się nawet dość powściągliwym opiniom.
Słabo wyszło. Twitterowi napinacze znów poczuli, że ktoś tu zasadza się na ich świętość, zapominając, że Kamiya nie ma żadnego wpływu na nowego Devila. I zapominając, że akurat on może im odszczeknąć albo zwyzywać od insektów lub gorzej.
Niech ten Capcom już zapowie Devil May Cry 5, by było wiadomo chociaż o co się obruszać.
Maciej Kowalik