Hellraid: tak wyobrażałem sobie Diablo, gdy byłem dzieckiem
Do tej pory Hellraid funkcjonował w mojej głowie jako "ta gra na bazie moda fantasy do Dead Island, nic ciekawego". Poszedłem jednak na prezentację na E3 i... nieźle się zdziwiłem.
12.06.2014 | aktual.: 15.01.2016 15:39
Forma prezentacji: ok. 25-minutowy pokaz rozgrywki z komentarzem jednego z twórców
Za dzieciaka grałem w Diablo. Może nie powinienem, może to była gra dla starszaków, ale grałem. Obecne w grze demony momentami naprawdę mnie przerażały. Straszyły wyszczerzonymi kłami, oczami pełnymi nienawiści, ustami wykrzywionymi w plugawych grymasach, cuchnącymi cielskami i pożółkłymi kłami. Bałem się ich. No, przynajmniej do czasu, gdy mój wojownik rozsmarował je na ścianach.
Lata później włączyłem pierwsze Diablo i okazało się, że gra straszy co najwyżej pikselami. Jest mroczna, ale nie ma w niej kłów, nienawiści i cuchnących oddechów demonów. Widziałem je oczami wyobraźni.
Przypomniałem sobie o tym w czasie prezentacji Hellraid na targach E3, gdy na ekranie po raz pierwszy pojawił się przypominający kozła demon. A potem, gdy doszło do walki z Oślepionym, nieszczęśnikiem, któremu hełm przybito gwoździami do głowy. Ich design, a także gotyckie, mroczne i brudne wnętrza klasztoru, w którym toczyła się akcja, przypomniały mi, jak kiedyś wyobrażałem sobie Diablo. O, właśnie tak.
Hellraid
Siecz i rąb Porównanie do Diablo jest też o tyle na miejscu, że gra jest, jak najbardziej, hack'n'slashem. Absolutnie kluczowym elementem jest tu zbieranie najrozmaitszego sprzętu. Jest o tyle ciekawe, że klas postaci jako takich nie ma - można się więc w każdej chwili przełączać się między magiczną różdżką, bronią do walki wręcz i bronią dystansową.
Hack'n'slashe kojarzą się raczej z uproszczoną rozgrywką, ale w tej, którą widziałem na prezentacji, nie brakowało taktycznego podejścia. Grający twórca obchodził potężniejsze demony z boku i od tyłu, atakował je z dystansu, gdy tylko mógł, starał się atakować je pojedynczo, a nie ścierać się z grupami - nie było to tylko bezsensowne rąbanie. Aspekt taktyczny tkwi już zresztą w wyborze samej broni, bo zwykłym mieczem wymachuje się zupełnie inaczej niż toporem czy ciężkim młotem. Choć to oczywiście żadne Dark Souls, bez przesady.
Zabija szkielety. Na śmierć
Hellraid
Gra wygląda świetnie. Kropka. I nie chodzi tylko o design, ale o jakość samej grafiki - przeskoczenie na nową generację zdecydowanie Hellraid pomogło. A ma być jeszcze lepiej, bo gra jest w trakcie przenosin z Chrome Engine 5 na CE6. Wrażenie zrobiły na mnie zwłaszcza rozsypujące się z impetem na pojedyncze kości szkielety. Tłuczenie ich młotami czy innymi siekierami musi być diabelnie satysfakcjonujące - strasznie żałuję, że na E3 nie można było zagrać i przekonać się o tym osobiście.
Trochę szkoda, że w Hellraid nie będzie losowo generowanych poziomów, ale rozumiem, że w tak wyglądającej grze może być o to trudno. Zamiast tego dostaniemy tryb fabularny na kilka godzin zabawy i tryb misji, w których przechodzić będziemy jeszcze raz te same poziomy, ale w trudniejszych wersjach bądź na czas. Pojawi się także tryb areny, czyli coś zbliżonego do typowej hordy z kolejnymi falami przeciwników. PvP nie będzie.
Hellraid
Hellraid to jedno z milszych dla mnie zaskoczeń E3. Po grze nie obiecywałem sobie w zasadzie nic, a dostałem ciekawą i dobrze zapowiadającą się wariację na temat hack'n'slasha. Jest w niej coś z Diablo, coś z Borderlands, nawet coś ze stareńskiego Hexena (ktoś go jeszcze w ogóle pamięta?). Może z tego wyjść perełka.
Tomasz Kutera