Helldivers - recenzja
Czy dwugałowa strzelanina z widokiem z góry może być czarnym koniem kwartału? Helldivers zaskakuje na wszystkich frontach.
09.03.2015 | aktual.: 08.01.2016 13:20
Największym błędem, jaki możecie zrobić, jest skreślenie tej gry na podstawie obrazków. Z przeświadczeniem, że graliście przecież ostatnio w Super Stardust i Geometry Wars, więc chwilowo macie dość twin-stick shooterów. Pozory mylą, a Helldivers nie mogłoby chyba różnić się bardziej od sztandarowych przedstawicieli gatunku.
Helldivers - zwiastun Żryj demokrację, robalu! To gra autorów Magicki. A więc dzieło ludzi z nielichym poczuciem humoru, które przejawia się w namiastce - dosłownie - fabularnej otoczki Helldivers. Ta jest zresztą głębokim ukłonem w stronę "Żołnierzy kosmosu". Z każdego komunikatu o obecnym stanie wojny z kosmicznymi najeźdźcami wylewa się patos, patriotyzm i wszechobecna chęć do skopania robalich czy też robocich tyłków w obronie naszej kochanej Super Ziemi. Planując kolejne kroki na pokładzie naszego statku, pełniącego jednocześnie rolę lobby do zbierania drużyny, jesteśmy na bieżąco informowani o sytuacji w zaatakowanych sektorach i liczbie wojennych strat, ale na pasku informacyjnym potrafi też pojawić się informacja o tym, że któraś celebrytka urodziła właśnie potomka.
Helldivers
Relacje z wojny są tu po części rozrywką dla mas. Satyra jest oczywista, a studio Arrowhead chyba niepotrzebnie wbija ją w głowę graczy odzywkami bohaterów, które mogłyby stać w jednym szeregu z memami o działkach wystrzeliwujących demokrację z prędkością czterech tysięcy pocisków na minutę.
Ale śmiech to zdrowie, a wagę tych momentów docenicie pomiędzy misjami, bo gdy Helldiversi wyjdą już ze swoich kapsuł, by wypełnić misję na wrogiej planecie, przypomnicie sobie, że w "Żołnierzach kosmosu" oprócz młodzieżowej, buzującej od wzniosłych uczuć i hormonów telenoweli o sklejaniu piątek, było też dużo scen rozszarpywania wojaków na strzępy.
Jeszcze nigdy tak wielu.... Helldivers nie bierze jeńców. Będziecie ginąć szybko i często. Dopóki nie nauczycie się, że kluczem do przeżycia jest szanowanie każdego naboju, więc przeładowywanie w połowie magazynka jest proszeniem się o kłopoty. Dopóki nie przestawicie się z trybu masakratora na tryb żołnierza, który ma wykonać zlecone zadania i jak najszybciej uciec na swój statek. I dopóki nie znajdziecie sobie ekipy do wspólnego grania.
Helldivers
Helldivers pozwala grać samotnie, ale to nawet nie namiastka tego, co gra ma do zaoferowania. Już jeden inny gracz wystarczy do nadania rozgrywce pierwszych taktycznych sznytów. Ogień i manewr to absolutna podstawa, gdy znudzą się już Wam planety o niskich poziomach trudności. Umiejętność podstawowej współpracy jak krycie różnych sektorów ogniem czy unikanie jednoczesnego przeładowywania przekłada się tu bezpośrednio na długość życia na polu walki. Przy czym Helldivers nie ułatwia sprawy - broń rani wrogów tak samo jak innych graczy. Nie raz i nie dwa przekonacie się, że "friendly fire" tak naprawdę wcale nie jest przyjazny.
Jeśli wpakujesz się w kłopoty, kumpel nie rozwiąże ich ciśnięciem granatu w tłum bez odesłania do piachu również Ciebie. Dobra wiadomość jest taka, że może Cię później przyzwać na pole walki w kapsule wystrzeliwanej ze statku. Zła - często nie zdąży, zostawiony samotnie na pastwę przeciwników.
Helldivers
To dopiero początek poznawania sekretów gry i możliwości, jakie daje opcja przeprowadzenia zrzutu zaopatrzenia z orbity. Na sygnał czeka tam masa przydatnego sprzętu, aczkolwiek nikt nie rozdaje go za darmo, więc będziecie odblokowywać i ulepszać go stopniowo. Podobnie zresztą jak i podstawowe uzbrojenie.
Dostawa w 20 sekund albo zwrot pieniędzy Nie jest to gra, która wynagradza szczodrze i zasypuje gracza prezentami, ale nowe elementy bojowego wsparcia są dobrze przemyślane. Helldivers nie pozwoli Wam poczuć się komfortowo na misjach o wyższym poziomie trudności, dopóki nie przestaniecie popełniać głupich błędów. A gdy już przejdziecie ten chrzest, gra zacznie podrzucać Wam możliwość korzystania z szerokiej gamy śmiercionośnych zabawek. Ich bezpiecznej obsługi trzeba się nauczyć, a tylko doświadczenie pozwoli Wam wykorzystać je maksymalnie. Na misję można zabrać ich tylko kilka, więc jeszcze na statku warto rozdzielić role w drużynie. Klas postaci jako takich tu nie ma, ale szybko dojdziecie do wniosku, że różnorodność zabieranych na misję gadżetów ułatwia życie.
Helldivers
Walka to nie przelewki. Niech świadczy o tym fakt, że odpowiedź na pytanie "czy zabrać na misję potężnego mecha ze śmiercionośnym minigunem i granatami, czy zrzut amunicji?" wcale nie jest oczywista. Jeśli Ty nie weźmiesz nabojów, to ktoś inny musi. Mech jest z kolei potężny, ale zanim obróci wieżyczkę, wrogowie zrobią mu z tyłka jesień średniowiecza. Sam misji nie załatwi. A przecież wypadałoby zabrać jeszcze plecaki odrzutowe (zwłaszcza gdy misja rozgrywa się w utrudniającym poruszanie terenie), kilka wieżyczek, uzbrojenie przeciwpancerne (gdy jeden gracz niesie wyrzutnię, a drugi ładuje mu do niej amunicję proces przeładowania idzie dużo sprawniej), miny, bomby, drony albo i opancerzony transporter, co by zadawać szyku. Nie da się wziąć wszystkiego (wymieniłem malutką część zbrojowni), ale wraz z doświadczeniem coraz łatwiej dobierać ekwipunek pod konkretne zadania i przeciwników.
Przyzwanie go zajmuje jednak trochę czasu. A osobiście dostrzegam iskrę geniuszu dewelopera w fakcie, że każde przyzwanie wsparcia z orbity wymaga nie tylko chwili na wyciągnięcie radiostacji, ale i odrobiny żelaznych nerwów, by w trakcie jatki odpowiednio wstukać kombinację kierunków na d-padzie, która autoryzuje operację. Wklepanie kodu z pamięci to gigantyczna frajda.
Gra ma polskie napisy, ale to jedna z tych lokalizacji, które czasem każą nam zgadywać, co autor przekładu miał na myśli.
Eskorta, eksterminacja, ekstrakcja Super Ziemi zagrażają trzy rasy, które na polu walki prezentują różne strategie. Początkującym najłatwiej będzie walczyć z robalami, bo oprócz liczebności i mocno opancerzonych jednostek na wyższych poziomach trudności, nie mają w rękawie wielkich asów. Cyborgi i Oświeceni to już wyższa szkoła jazdy. Nie muszą podejść blisko, by zranić. Ci ostatni potrafią przejmować kontrolę nad umysłem postaci (odwracając kierunki sterowania na padzie).
Helldivers
Podstawowa zasada zawsze jest taka sama - jeśli natkniesz się na zwiadowcę, zniszcz go zanim przywoła kumpli. Ale gdy ekran robi się czerwony od alarmu, w walce z każdą z frakcji trzeba zachowywać się nieco inaczej. To wynagradza nieco fakt, że armie każdej z nich nie powalają na kolana zróżnicowaniem jednostek.
Każda wizyta na obcym świecie to kilka celów do wykonania. Ich lista jest długa, ale nie na tyle, by po kilku godzinach nie pragnąć lekkiej odmiany. Niszczenie gniazd, eskorta, uruchamianie wyrzutni rakietowych czy kilku rodzajów innych budynków - tego typu rzeczy, które możemy z grubsza podzielić na "dojdź do celu" lub "broń celu". W Helldivers nie dostaje się punktów doświadczenia za ustrzelonych wrogów. Żółtodzioba poznacie po tym, że szuka kłopotów, zamiast korzystając z mapki omijać wrogie patrole i skupić się na zadaniu. Inna klasyczna akcja świeżaka to zrzucenie zaopatrzenia na głowę sobie lub kumplowi. Ale... Nie uwierzycie, ile razy przyzwanie zmasakrowanej części oddziału w kapsułach oznaczało trafienie nimi wrogiego bydlaka, który wcześniej odesłał ich w zaświaty.
Gdy gracie z obcymi, chwilowe zamroczenie przy wyznaczaniu rejonu zrzutu może natomiast oznaczać akcję odwetową.
Wszyscy Super Ziemianie to jedna rodzina O ile robienie misji samemu mija się tu z celem (naprawdę, da się, ale nie polecam), to problem braku grających w Helldivers znajomych całkiem dobrze rozwiązuje dołączanie do innych. O ile działa, bo gra lubi odmówić połączenia. Czasem kilka razy pod rząd i tylko po to, by w następnym podejściu się udało. Przeglądanie dostępnych meczów oferuje masę filtrów związanych np. z poziomem trudności, ale nie potrafi ukryć gier, w których jest już komplet czterech Helldiversów.
Jednak zawsze gdy potrzebowałem, byłem w stanie znaleźć grę, która mnie przyjmie. I ekipę, która nie wykopie. Helldivers to jedna z gier, w których nie awansuje się na wyższe poziomy bez wchłonięcia wiedzy i doświadczenia, pozwalającego współpracować bez słów. Dodatkowo postępowanie innych graczy można oceniać, co w dłuższej perspektywie oznacza, że jednostki nieskore do współpracy będą izolowane we własnych enklawach.
Helldivers
Werdykt dotyczy wersji na PS4. Internauci informują, że Helldivers na Vicie niedomaga. Miejcie to na uwadze.
Innym ciekawym elementem Helldivers jest fakt, że wszyscy gracze biorą tu udział w jednej globalnej kampanii. Wykonując komplet misji na planecie, wyzwalamy ją dla ludzkości. Wyzwolone planety składają się na wyzwolony sektor. Każda misja to nasza mała cegiełka i krok w kierunku odparcia najeźdźcy i zaatakowania jego domu. Im lepiej nam idzie, tym wkład większy. Niewykonane misje pozwalają wrogom zyskiwać terytorium, co może oznaczać konieczność bronienia Super Ziemi przed oblężeniem. To w gruncie rzeczy ciekawostka, ale do spółki z okrętami innych graczy w regionie, które są widoczne, gdy wyruszamy na misję, pozwala na chwile poczuć się częścią większej sprawy. Gdy jedna wojna się skończy, zacznie się nowa. Nie ma tu trybu fabularnego, którego przejście oznaczałoby koniec zabawy. Po 10 godzinach czuję, że dopiero liznąłem Helldivers.
Werdykt Mając do wyboru Evolve, Zombie Army Trilogy i Helldivers, to właśnie po ostatnią grę sięgałem w ostatnim tygodniu najczęściej. Podmiana standardowego dla twin-stick shooterów prażenia setek wrogów na taktyczną strzelaninę wyszła bombowo. Kunszt dewelopera widać też w tym, jak kolejne godziny uczą, a nowe zabawki rozbudowują mechanikę. Z kolei mnogość poziomów trudności nie oznacza, że gra - choć sama w sobie wymagająca - jest nieprzystępna. Kapitalna sprawa dla każdego, kto lubi współpracę z innymi graczami.
Maciej Kowalik
- Platformy: PS3, PS4, PS Vita
- Producent: Arrowhead
- Wydawca: SCE
- Dystrybutor: SCEP
- Data premiery: 04.03.2015
- PEGI: 16
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.