Hardline ma w sobie coś z filmowej "Gorączki" i "Mad Maxa", ale fani Battlefielda powinni być ostrożni

Hardline ma w sobie coś z filmowej "Gorączki" i "Mad Maxa", ale fani Battlefielda powinni być ostrożni

Hardline ma w sobie coś z filmowej "Gorączki" i "Mad Maxa", ale fani Battlefielda powinni być ostrożni
marcindmjqtx
06.02.2015 16:22, aktualizacja: 07.01.2016 15:45

Drugi kontakt z wczesną wersją gry wypada lepiej, ale nie przekonuje, że jej kupno jest obowiązkiem.

Marketing i reklama Hardline na pewno są o wiele łatwiejsze dzięki słowu "Battlefield" w tytule. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że poprzednia pełnoprawna odsłona tej serii przez rok nie mogła uchodzić za ukończoną i działającą jak deweloper przykazał. A wiem co mówię, bo nie tylko nie odpuszczałem i wciąż wracam do "czwórki", ale nawet świadom jej problemów zrobiłem rzecz idiotyczną i wyrzuciłem 200 złotych za pakiet Premium. Jest w tych wielkich, trwających 40 minut czy godzinę starciach coś, co mnie przyciąga. Ta wersja wirtualnej wojny pasuje mi najbardziej, nawet jeśli od czasu do czasu urządzę sobie jakiś skok w bok w Call of Duty czy aktualną kosmiczną strzelaninę od Bungie (bardzo lubiłem Crucible w Destiny).

I dlatego mam z Hardline problem, bo w tytule widzę Battlefield, ale w grze już nie. OK, póki co tylko w becie, ale umówmy się - jeśli marcowa premiera ma zostać dotrzymana (a musi, bo na koniec roku EA szykuje Star Wars: Battlefront), to wiele się tu nie zmieni. Choć mam nadzieję (po przejściach z BF4 to tylko nadzieja, bo przecież nie pewność), że pełna gra nie zawiesi mi kilkukrotnie konsoli tak, że jedynym sposobem na jej wyłączenie będzie odpięcie zasilania, utrata dorobku z meczu oraz gorąca modlitwa, by PS4 to wytrzymało. Oby to naprawiono, ale nie wierzę, że w dniu premiery Hardline będzie inne, niż to, co widzimy w becie.

A to oznacza, że tryb Heist (Napad) będzie miał sens tylko, gdy zbierzemy ludzi gotowych na chociażby śladowe ilości kooperacji i nastawienia się nie na stosunek fragów do zgonów własnych, ale na wykonanie zadania. Jeśli się uda, może być bombowo, bo udostępniony w becie scenariusz napadu na bank rozkręca się dużo ciekawiej, niż wcześniejsze obrabianie (lub obrona) transporterów.

Nigdy nie będzie to PayDay z chirurgicznym planowaniem misji i zwinięciem łupu tak, by nikt nie wiedział co się stało. Ale to trzeba było wbić sobie do głowy już dawno. I nie o to chodzi.

Kwinto inaczej załatwiał sprawę /fot. PS4

Hardline robi co może, by jakoś wpisać popularne motywy zabawy w policjantów i złodziei w ramy wyznaczone przez serię Battlefield, ale kompromisy przy zamykaniu akcji na stosunkowo małym obszarze są widoczne i weterani serii mogą poczuć klaustrofobię. Autorzy gry powinni także przyjrzeć się sile niektórych rodzajów broni. Na otwartej przestrzeni granatnik czy strzelba nie mają tej morderczej mocy, co w korytarzach. Odgłos wystrzelonego z pierwszej broni pocisku zbyt często jest tu ostatnim, który słyszymy przy respawnie.

Ale czas na ocenę detali przyjdzie po premierze. Gorzej, że bez znajomych, w drużynie zaimprowizowanej ad-hoc, Napad staje się chaotyczną krzątaniną dwóch uzbrojonych dużo mocniej niż wymagałaby "okazja" żołnierzy. Może to dziwne - narzekać że tryb drużynowy wymaga współpracy. Wiem i zazdroszczę Wam zgranych drużyn, których nie dziesiątkują rodzinne okazje, piwka ze znajomymi czy wypady do kina, akurat w ten dzień, w którym miał być komplet. Scenariusz misji rozsypuje się tu bardzo łatwo i trudno go potem pozbierać, by się dobrze bawić. Pytanie jak będzie na innych mapach.

Dzielnicowy różne rzeczy znajduje w kieszeni /fot. PS4

Najlepiej w becie bawiłem się w klasycznym Conqueście (Podbój) na mapie Pustynia. Nie jest to ta sama skala, co ostatnie moje mecze w Battlefield 4, ale uważam to za plus. Rzadko czujemy tu, że najlepsza akcja dzieje się gdzieś daleko. Gdy mniejsze grupy walczą o punkty na obrzeżach, motel na środku mapy przechodzi z rąk do rąk szybciej, niż odbezpieczony granat. Linki i liny z hakiem fajnie otwierają tu rozgrywkę na nieszablonowe zagrania jak wjazd przez okno na drugie piętro budynku zajmowanego przez wroga.

Od pierwszego meczu na Pustyni towarzyszyło mi dziwne i bardzo ogólne odczucie, że "fajnie się strzela". Strasznie nie lubię słowa "fajnie", bo nie znaczy ono nic konkretnego, ale czasem po prostu nie chce się ono odkleić od jakiejś refleksji. Później dotarło do mnie, że o ile w BF4 po dziesiątkach godzin wciąż czasem mam uczucie, że jakaś broń mi nie leży, to w Hardline jest odwrotnie. Czego się nie złapię - nagle robi się z tego broń idealna. A ja naprawdę wiem, że wcale nie jestem rewelacyjny w te klocki.

Akurat w tej grze EA nie płacimy za tankowanie /fot. PS4

Także obserwując po własnych zgonach miejsce trafienia pokazane na sylwetce, zauważyłem, że przeciwnicy nie mają problemów z headshotami. Wydaje mi sie, że autorzy ułatwili trochę sprawę, podnosząc skuteczność ostrzału. Może tylko na potrzeby bety, w której także levele wpadają jak szalone. A może to świadomy krok w stronę gracza, dla którego Battlefieldy są zbyt duże i zbyt wymagające. Coś takiego widzieliśmy w trybach sieciowych ostatniego Medal of Honor.

Na koniec zostawiłem sobie tryb Hotwire (Fucha), bo mam strasznie mieszane uczucia. Sam pomysł, by zamiast statycznych punktów kontrolnych przejmować pojazdy i zdobywać punkty za szybką jazdę (nie ma miejsca na zabawę w chowanego) wydaje mi się trafiony. To materiał na świetne scenariusze. Gorzej z jego realizacją. Przynajmniej w becie. Przede wszystkim - zarówno Pustynia, jak i znane z alphy miasto stają się mikroskopijne, gdy pędzimy przed siebie za kierownicą sedana czy wielkiej ciężarówy (na plus - z radia leci fajna muzyka). Zlekceważymy kilka okazji do skrętu i albo zapoznamy maskę z betonową barierą, albo gra zaśnieży nam ekran ostrzeżeniem, że nie powinno nas tu być.

Chcąc nie chcąc wpada się w rytm jazdy po mapie dookoła. Drużynami (nuda) lub przemieszani z przeciwnikami (kto ma więcej granatników na wyposażeniu pasażerów, ten będzie jeździł dłużej). Nie ma to żadnego sensu. Może sprawdziłoby się w growym Mad Maxie, ale dlaczego bandyci i SWAT mają jeździć po kwadracie, bawiąc się w berka granatnikami? Dzięki Bogu z rozmyślań nad sensem tego wszystkiego regularnie wyrywają kozackie akcje i kraksy, które jednak w pełnej wersji powinny wyglądać lepiej. Model jazdy kartonem na kółkach pewnie zostanie, ale w becie po zderzeniach, których wynik chyba łatwo przewidzieć (cysterna vs sedan), dzieją się dziwne rzeczy, ze zbyt częstym unieruchomieniem niewłaściwego pojazdu włącznie. A co to za rozwałka na czterech kółkach bez zabawy w tchórza?

Po zagraniu w betę nie czuję się dużo mądrzejszy w kwestii tego, czy Hardline okaże się grą wartą kupna. I czy będę chciał zachęcać do tego kupna kumpli, żeby mieć z kim grać. O mój czas będzie musiało powalczyć z Evolve, na które ostrzę sobie pazury, a póki co siła rażenia wszystkich argumentów za Hardline plasuje się gdzieś na poziomie "od biedy można". Nawet jeśli zaakceptujemy fakt, że nie jest to Battlefield i przestaniemy przykładać do niech wagę, to wciąż nie wiem, czym Hardline chce być.

Battlefield: Hardline - 12 minut trybu single Przynajmniej w kwestii sieciowego multiplayera, bo wydaje się, że studio Visceral ma plan na ciekawą kampanię fabularną. Może więc Hardline będzie pierwszym Battlefieldem, którego gracze kupią przede wszystkim dla singla? To byłby sukces serii czy jej porażka?

Maciej Kowalik

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)