Hard Reset - recenzja
Siedem godzin strzelania z ciągle tych samych dwóch broni do ciągle tych samych robotów. To nie brzmi jak dobra zabawa. Na szczęście nie musi brzmieć, ważne że nią jest.
09.09.2011 | aktual.: 30.12.2015 13:29
Wbrew trendom Można było mieć spore obawy co do Hard Reset, bo w przypadku tej gry nic nie przebiegało tak, jak powinno. Na początek autorzy zaskoczyli wszystkich, ujawniając jej istnienie tego lata, na kilkanaście tygodni przed premierą - tak się nie robi, zwykle nawet najmniejsze projekty przedstawiane są światu na rok lub dwa przed ostatecznym wydaniem gry. Żeby to robić dopiero, gdy produkcja jest już w finalnym stadium? Niesłychane. Ale nie tylko to. Twórcy jakby rozmyślnie skazali się na porażkę, ogłaszając od razu, że ich gra będzie miała wyłącznie kampanię dla samotnego gracza, bez choćby śladowej ilości rozgrywek sieciowych, w tym także trybu kooperacji. Tak się już dzisiaj nie robi.
Nie wydaje się też gier wyłącznie na PC, pomijając całkowicie rynek konsolowy - a decydenci z warszawskiego Flying Wild Hog właśnie tak zrobili. I dodali jeszcze skromnie, chyba po to, żeby wbić sobie gwóźdź do trumny, że ich dzieło wcale nie jest produkcją z najwyższej półki, tylko bardziej ze średniej. Może nawet bliżej tej dolnej. I co? I nic. Hard Reset to zaskakująco przyjemne siedem godzin bezmyślnego strzelania do wszystkiego, co się rusza i choć odrobinę klekocze metalem o metal.
Cyberprzyszłość
W XXV wieku ludzkość ukrywa się w potężnych miastach molochach, zagrożona przez swoje własne szczytowe osiągnięcie, Zewnętrzną SI, która mając na swoje rozkazy armię robotów, zamierza zgnieść każde życie, prawdziwe bądź wirtualne. A tak się składa, że większość mieszkańców ziemi przyszłości to osoby wirtualne, ludzie zeskanowani do pamięci komputera i umieszczeni w wielkim banku danych - Sanktuarium. To właśnie jego dzielnie bronią agenci Korporacji, a wśród nich major Fletcher, główny bohater Hard Reset. Tło fabularne nie poraża kreatywnością, ale jest wystarczająco oryginalne na potrzeby takiej niedużej produkcji, w której fabuła - czy to w konwencji ponurego science fiction, czy też dowolnej innej - jest zasadniczo mało istotna. Doom radził sobie bez niej, Serious Sam też, Painkiller miał tylko jakiś szczątkowy scenariusz - i jakoś we wszystkie te tytuły świetnie się grało.
Twórcy Hard Reset nie zrezygnowali jednak z fabuły, wręcz przeciwnie, za pomocą nietypowych (znów) komiksowych przerywników opowiadają historię może niezbyt spójną, miejscami dziurawą i niezrozumiałą, ale wystarczająco ciekawą, by popchnąć gracza dalej, i napisaną na tyle składnie, że w sensowny sposób tłumaczy to, co dzieje się pomiędzy scenami fabularnymi. I nie można jej odmówić ponurego klimatu, który buduje charakterystyczną, łatwo przyswajalną atmosferę dla całej gry. Przy braku scenarzysty w zespole deweloperskim jest to osiągnięcie warte odnotowania, nawet jeśli z powodu jego nieobecności rozwiązanie akcji w finałowej scenie pozostawia wiele do życzenia. Ważne, że wiadomo, co się dzieje i dlaczego się dzieje... mniej więcej. To wystarczy.
Ognia! A dzieje się strzelanie do robotów. Małych, dużych, bardzo dużych - asortyment jest, na dobrą sprawę, dość ubogi. Nie można jednak narzekać, bo w najpopularniejszych obecnie na rynku strzelankach militarnych mamy cały jeden rodzaj przeciwników - żołnierzy strony przeciwnej. Tutaj są przynajmniej atakujące z bliska roboty piły, szarżujące na ślepo roboty byki, roboty miny, roboty z działkami, roboty rzucające granatami, roboty strzelające rakietami... cóż, różnorodność niewielka, ale jest. Zwłaszcza że wróg stawia raczej na ilość.
Przeciwnicy występują w grupach dużych lub bardzo dużych, tylko na początku można mieć szczęście i natknąć się na kilku. Ale i wtedy można mieć problem z ich pokonaniem, jeśli nie korzysta się z elementów otoczenia - wybuchające beczki i rażące prądem panele zbierają wśród wrogów krwawe żniwo, jeśli umiejętnie się je wykorzysta. Potem, w późniejszych etapach rozgrywki, gdy ma się już do swojej dyspozycji większy arsenał, można zrezygnować z pomocy śmiercionośnego środowiska. Trochę szkoda zresztą, bo wabienie stada robocików w pobliże bankomatu, a następnie zniszczenie go i obserwowanie, jak się smażą w błyskach wyładowań, to fajna zabawa. Ale po co to robić, jeśli ma się broń, która taką elektryczną burzę wywoła gdzie tylko nam się zamarzy?
Tak na dobrą sprawę w Hard Reset są tylko dwie sztuki broni, jakby twórcy żartowali z tych wszystkich gier, które wzorem pierwszego Halo ograniczyły liczbę noszonego oręża do właśnie dwóch. Karabin i wyrzutnia plazmy towarzyszą graczowi przez cały czas, ale nie w tej samej formie, bo każdą z tych zabawek można ulepszyć i wyposażyć w dodatkowe tryby prowadzenia ognia, co sprowadza się do tego, że, tak w dużym skrócie, do dyspozycji jest nawet dziesięć różnych narzędzi siania zniszczenia - pięć bazujących na normalnej amunicji i pięć energetycznych. Każdy z trybów można jeszcze dodatkowo ulepszyć, dodając na przykład alternatywny strzał - a potem z kombinacji tego wszystkiego tworzy się mordercze combo do zabijania całych batalionów wrogów.
Szkoda trochę, że przeskakiwanie między trybami oraz obiema spluwami jest bardzo wolne, co znacznie ogranicza kreatywne podejście do eksterminacji sztucznie inteligentnego życia. W jednym podejściu nie da się odblokować i ulepszyć wszystkiego, co ciekawe - twórcy sugerują w ten sposób, by zabrać się do grania drugi, a może i trzeci raz. Zachęcać mają do tego także przemyślnie ukryte sekretne pomieszczenia oraz ogólna punktacja, naliczana w sposób bardzo restrykcyjny. Nie ma szans, by, nawet dobrze grając, zdobyć wiele więcej niż połowę punktów za pierwszym razem - więc jeśli ktoś szuka wyzwań, to tutaj znajdzie je w nadmiarze.
Palec na spuście
Liczba broni i różnorodność przeciwników to kwestie ważne, ale dla takiej gry jak Hard Reset pierwszoplanowe znaczenie ma coś innego - czy dobrze się strzela? Na szczęście, dobrze. Nawet bardzo. Każde starcie to dynamiczna, widowiskowa feeria błysków i eksplozji, bardzo satysfakcjonująca i relaksująca. Każdy pokonany wróg to dające radość zwycięstwo, także dlatego, że każdy z nich to realne zagrożenie - w tej grze ginie się częściej niż ustawa przewiduje. Dopiero wypracowanie sobie odpowiedniej taktyki pozwala przeć do przodu jak burza... do następnej konfrontacji, która gracza chwilowo przerośnie i stłamsi.
Dzięki przemyślanej konstrukcji poziomów i zmianom tempa Hard Reset się nie nudzi i nie męczy - można go przejść jednym tchem, jednym ciągiem, nie zdejmując palca ze spustu. Dosłownie nie zdejmując, bo broń przyszłości nie musi być przeładowywana i można wypluć z niej dwie setki pocisków w jednej serii. A zaraz potem znajduje się kolejny pełny magazynek i można znów strzelać do woli.
Dynamiką i radością, jaką daje strzelanie, Hard Reset nawiązuje do wspomnianych wcześniej klasyków podgatunku „bezmyślnych shooterów” i mimo tego, że nie powstawał jako produkcja wysokobudżetowa, wypada lepiej, niż na przykład pokrewne gatunkowo Duke Nukem Forever czy inna polska gra, Bulletstorm, w których ekstatyczne prowadzenie ognia ciągłego pogrzebały pod górą niekompetencji i kiepskich projektów poziomów (to pierwsze) oraz spowalniającymi tempo i monotonnymi superstrzałami (to drugie).
To, że tak fajnie się w Hard Reset strzela, jest też zasługą oprawy wizualnej i dźwiękowej, a w szczególności efektów specjalnych - eksplozje elektryczne czy te zwykłe występują tu w dużym natężeniu i bardzo dobrze wyglądają, podobnie jak środowisko gry. Wrażenie robią zwłaszcza otwarte przestrzenie i widok na miasto przyszłości - tutaj Hard Reset bije na głowę wydane niedawno, również futurystyczne w konwencji, Deus Ex: Bunt ludzkości. Niestety, w porównaniu z całą resztą, nieco kuleją modele przeciwników - brak szczegółów, kiepskie tekstury i ogólnie niedbałe wykonanie kontrastuje z bardzo dobrze wyglądającą całą resztą. Wyglądającą i brzmiącą - muzyka spełnia swoją rolę, ale zapamiętuje się głównie różne dziwne odgłosy, które towarzyszą zwiedzaniu świata przyszłości, często są niepokojące, zawsze budują atmosferę.
Werdykt
Chciałoby się powiedzieć, że Hard Reset to mała, ale ambitna gra, która przerasta oczekiwania i zaskakuje. Ale tak nie jest. To mała, wcale nie ambitna, wręcz skromna i po prostu kompetentna gierka, która tanim kosztem ubiera klasyczny model rozgrywki w nowoczesne szaty. I wychodzi jej to. Nie aspiruje do światowej czołówki, nie pcha się agresywnie między największych zawodników, po prostu robi swoje - czyli dobrze bawi.
W jesiennym wysypie wysokobudżetowych hitów Hard Reset z pewnością nie jest pozycją na szczycie listy zakupów, ale jeśli ktoś przypadkiem w nią zainwestuje, to nie będzie miał powodów do narzekania, zwłaszcza jeśli lubi zaaplikować sobie solidną dawkę strzelanki w starym, dobrym stylu, bez udziwnień, filmowości i pretensjonalnych wyreżyserowanych emocji. Warszawiacy z Flying Wild Hog zaliczyli cichy i spokojny, ale udany start - oby ich kolejne gry nie były gorsze niż Hard Reset.
Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).
- Data premiery: 13.09.2011
- Deweloper: Flying Wild Hog
- Wydawca: CD Projekt
- PEGI: 18
Grę do recenzji dostarczyła firma CD Projekt.
Sławomir Serafin
Hard Reset (PC)
- Gatunek: strzelanina
- Kategoria wiekowa: od 18 lat