Hard Reset - graliśmy w cyberpunkowego Painkillera

Twórcy tej nowej polskiej strzelanki wymienili wśród swoich inspiracji właśnie grę People Can Fly. Po zagraniu mogę stwierdzić, że niebezpodstawnie.

marcindmjqtx

XXV wiek. Sytuacja na Ziemia do najszczęśliwszych nie należy. Człowiek prędzej podciąłby sobie żyły niż zechciałby żyć w metropoliach, które wydają się jeszcze mniej przyjazne do zamieszkania niż dzisiejsze. Aby dopełnić obrazu rozpaczy wspomnę, że na planecie trwa mordercza walka z maszynami, które starają się opanować ostatnie bastiony ludzkości, aby móc dalej się rozwijać. I jak tu żyć?

Trudno jednak powiedzieć coś konkretnego o fabule Hard Reset. Prasowe demo oferowało kilka misji, z tymże były one porozrzucane po kampanii, więc po ich przejściu mam większy mętlik w głowie niż kiedy zasiadałem do gry. Niemniej musze napisać, że pomysł z przedstawieniem fabuły za pomocą komiksów jest fajny - to ciekawsze i klimatyczniejsze rozwiązanie niż kombinowanie np. z przerywnikami filmowymi, które mogłyby nie wypalić.

Nowoczesna klasyka

Z drugiej strony, po co się w ogóle rozwodzę nad historią? Czy ona naprawdę jest istotna? Przecież to ma być staromodna strzelanka. I jest, w części. Staromodna rozgrywka obtoczona została bowiem bardziej nowoczesnymi rozwiązaniami. Twórcy w końcu postarali się o fabułę, która napędza akcję. Zadbali także o to, aby gry nie ominął hit ostatnich lat - unowocześnianie broni za zdobyte punkty. Postarano się nawet o system osiągnięć, a szybki zapis został zastąpiony przez punkty kontrolne.

Mimo to sama rozgrywka jest bardzo klasyczna. Uzbrojeni jesteśmy w dwie bronie, ale tak naprawdę mamy ich dziesięć - każda z giwer ma pięć trybów, które odblokowujemy w trakcie rozgrywki. Pierwsza oferuje typowo konwencjonalny arsenał, czyli zaczynamy od karabinu, a kończymy z wyrzutnią rakiet. Druga to broń energetyczna umożliwiająca porażanie prądem przeciwników, ale też np. wystrzeliwanie pocisków samonaprowadzających.

Palec na spuście

Arsenał wypróbujemy w walce z masami pokracznych robotów, których rozmiar nie przewyższa kubła na śmieci. Są one zazwyczaj wspierane przez kilku większych osiłków, którzy zamiast procesora mają lampę próżniową i szarżują na nas bez większej strategii. Tak jak zresztą większość przeciwników. Przyjdzie nam też walczyć z gigantycznym bossem (co akurat już bardzo przypomina Painkillera). Walka przywołuje więc wspomnienia z dawnych lat - pędzimy ciągle przed siebie z palcem na spuście, a kiedy zaczyna się robić niebezpiecznie tłoczno, zaczynamy się cofać z palcem na spuście. Czasami w tym chodzeniu tam i nazad odbijamy na boki, aby zebrać amunicję i aptyczkę - kolejny element z dawnych lat. No i czasami warto poszukać paru przełączników i sekretów.

Ogółem muszę przyznać, że strzelanie jest fajne. Bronie wydają się być w porządku i rozwalanie za ich pomocą blaszanych łbów sprawia frajdę. Nie brakuje momentów, w których walczymy z całą masą stworów i pociski lecą strumieniami. Efektowność wzrasta jeszcze bardziej, kiedy trafimy w jakiś przekaźnik prądu i rozwinie się "elektryczna choinka" rażąca pobliskich przeciwników. Jeśli jednak ktoś czytał wywiad Gamespotu z Michałem Szustakiem i od tamtego czasu ma w głowie wizerunek Hard Reset jako strzelanki, która we wrześniu podniesie z kolan klasyczne FPSy i przepędzi CoDy i inne BFy, to radzę ochłonąć. Szustak pięknie mówił o swojej grze, ale można się było tego spodziewać. W rzeczywistości debiutancka produkcja Flying Wild Hog prezentuje się skromniej.

Niby fajnie, ale coś nie gra

Jak dla mnie nie ma bowiem mowy o olśnieniu. W demo Hard Reset grało mi się przyjemnie, ale to "tylko" tyle. Na wiele dobrze zrobionych elementów mógłbym wymienić wiele takich, które wydają się szwankować. Weźmy choćby grafikę - gra brzydka nie jest, momentami jest wręcz śliczna, a kilka efektów robi duże wrażenie. A mimo to nie mogę się pozbyć wrażenia, że wisi nad nią odium budżetowości. Trudno to wyjaśnić, ale to się czuje, choćby w nie zawsze świetnej estetyce.

Z innych rzeczy wspomnę sprint. Zazwyczaj nie poświęca się temu elementowi dużo miejsca we wrażeniach, ale sprint w Hard Reset okazał się dla mnie tak wpieniający, że z radością "uhonoruję" go kilkoma zdaniami. O co bowiem chodzi? Szybkie przemieszczanie w grze jest powiązane z paskiem wytrzymałości. Jak ten się wyczerpie, przestajemy biec. Proste? Proste. Wkurza jednak to, że nie możemy biec przed pełnym naładowaniem paska (a ten trochę się ładuje), a kiedy już pofruniemy, to postać nie zareaguje natychmiast na puszczenie Shifta i przebiegnie jeszcze kawałek zanim się zatrzyma. Brzmi niewinnie, ale w wirze walki okazuje się to tak nieintuicyjne i irytujące, że chwilami można szału dostać, kiedy musimy szybko uciec przed przeciwnikami, a tutaj jeszcze paseczek się nie załadował.

No ale może to poprawią, albo tylko ja mam takie problemy ze sprintem. W każdym bądź razie godzina przy Hard Reset mnie nie zmordowała, a wręcz przeciwnie - pograłbym więcej jakbym mógł. Nie czuję się jednak także oszołomiony tą produkcją ani nie zamierzam koczować w nocy przed sklepem w dniu jej premiery. Zapowiada się po prostu całkiem przyjemna strzelanka, która części graczy przypadnie do gustu, a innym pomoże zrewidować swoje wspaniałe wspomnienia, przez co przestaną ją określać "staromodną", a zaczną "archaiczną". Zobaczymy, których będzie więcej.

Paweł Płaza

Źródło artykułu:Polygamia.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)