HALO: Reach Edycja Limitowana (PL) - recenzja
Zacznijmy od tego, że HALO: Reach będzie moim debiutem w kontaktach z tym uniwersum. Wcześniej nie miałem styczności z żadnym z konsolowych HALO, a pół godzinnej zabawy z HALO 1 na PC nie traktowałbym jako poważnego punktu odniesienia. Herezja? Może, ale też gwarancja bezstronnej oceny zawartości Edycji Limitowanej, a jest co oceniać.
27.11.2010 | aktual.: 07.01.2016 16:43
Żeby tradycji stało się za dość zaczniemy od kwestii elementarnej, czyli od opakowania. Na kolejności omawiania tradycja się kończy, bo forma w jakiej zapakowano REACH odbiega znacząco od standardów. H:R zapakowano w solidnych rozmiarów pudełko wykonane z twardej tektury pokrytej czarną okleiną o tak wysokim połysku, że skutecznie imituje metal. Wedle mojej wiedzy, podpartej Wikipedią, całość przypomina przedmiot wyjęty wprost z uniwersum tj. moduł ONI (The Office of Naval Intelligence). Jednostka, która z grubsza stanowi odpowiednik wywiadu świata HALO, któremu podlegał również program super-żołnierza, który zrodził Spartan. Jeżeli coś pokręciłem to śmiało możecie mnie zaprosić do gry i sprzedać kilka „tanich” fragów. Pudełko otwiera się na zasadzie wysuwanej kieszeni (jak zademonstrowano na poniższych zdjęciach). Proces ułatwia zgrabny uchwyt na jej szczycie. Wszystkie niezbędne w tym wypadku informacje tzn.: oznaczenie platformy, informacje systemowe, spis zawartości itp. umieszczono na plastikowej obwolucie nie zaburzając tym samym iluzji autentyczności opakowania. Całość sprawia charakter bardzo solidnego dodatkowo spotęgowany słuszną wagą zestawu.
Czas zajrzeć do wnętrza. Pierwsze, co zobaczymy po otwarciu modułu to gra. Istotna różnica to taka, że pudełko jest koloru czarnego. Grafika znajdująca się na okładce jest tak powszechna, że czasem boję się zobaczyć ją w lodówce. Ale nie będę narzekał na to rozwiązanie tzn. umieszczenie pudełka DVD wewnątrz modułu. Zwykłem kolekcjonerki szeregować w jednym miejscu, a same pudełka z grami pośród wydań standardowych. Ale na bok standardy, szukamy rzeczy wyjątkowych!
Bezpośrednio pod kieszenią w której spoczywa gra, znajdziemy pakunek zawinięty w czarną folię. W środku zaś wszystkie obiecane namacalne gadżety tj. dziennik Dr Halsey, Jej przepustka, naszywka i kilka innych drobiazgów o których za chwilę.
Zacznijmy od samego dziennika. Podobnie jak mi moduł ONI udaje on autentyczny dziennik Dr Halsey, w którym to odnotowywała ona postępy w pracach nad programem Spartan. Dziennik jest obszerny, ale sposób w jaki został „uzupełniony” nie podlega żadnym regułom co oznacza, że trafiają się strony z ledwo kilkoma zdaniami, albo takie ze skromnym szkicem. Kiedy piszę o szkicu to mam na myśli prace na poziomie amatorskim lepszym. Nie mogą się one równać z poziomem prac koncepcyjnych przygotowanych na potrzeby gry. Dodam, że dziennik, podobnie jak i pozostałe dodatki są w całości po angielsku.
W kieszeni znajdującej się na ostatniej stronie dziennika umieszczono wspomniane wcześniej gadżety. Przepustkę Dr Halsey wykonaną z tworzywa sztucznego. Niestety nie na tyle grubego żeby być pewnym jego wytrzymałości na poddanie większym naciskom. Wspomniana naszywka stanowiły miły akcent i wykonana jest z dbałością o szczegóły, ale nie spodziewam się, żeby komuś przyszło do głowy umieścić ją na kurtce czy innym płaszczu. Poza przepustką i naszywką znajdziemy tam (w kopercie notatnika) kilka broszurek, zdjęć (renderów?) i mapę, które udają autentyczne materiały dokumentujące postępy programu Dr Halsey.
To tyle, jeżeli chodzi o zawartość pudełka. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem rozczarowany. Dziennik stanowi może i gratkę dla fanów uniwersum, ale nie zastąpi on artbooka. Na próżno też szukać materiałów audio-wizualnych. Nie ma ścieżki dźwiękowej, nie ma filmu „making of”. Można by przypuszczać, że skoro panowie z Bungie żegnają się z marka po prawie 10 wspólnych latach i 4 częściach to przygotują na tą okazję coś wyjątkowego. Brakuje materiałów, które zabrałyby nas w podróż przez proces powstawania kolejnych odsłon serii i komentarza osób odpowiedzialnych za jej kształt. Mówi się, że HALO ma jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych, dla czego nie uwzględnić więc kompilacji najważniejszych utworów z wszystkich części serii? Jasne, trzeba to sprzedać „na boku”, za kolejne $20, $30 albo i $200 przy okazji wydania zbiorczego, które kiedyś nadjedzie. Dla tego też o ile gadgety wypadają interesująco to w moim odczuciu pokpiono całkowicie kwestię materiałów audio-wizualnych.
W kwestii zawartości wirtualnej czyli dodatkowych materiałów do pobrania sprawa wygląda jeszcze gorzej. W tej wersji gry znajdziemy zaledwie kod uprawniający do pobrania dodatkowej zbroi. Naprawdę skąpo.
Pozostaje nam jeszcze odpowiedź na pytanie „czy warto?”. Wiąże się to ściśle z czymś, co zwykliśmy określać jako „wow factor", a po polsku „reakcją kumpli”. Więc jeśli któremuś z twoich kumpli zdarzy się głośno i nie wybrednie przekląć na widok tego czy innego wydania to wiesz, że są to pieniądze dobrze wydane. No więc ilu i jak głośnych przekleństw można spodziewać się po tym wydaniu? Całkiem sporo i to dość głośnych. Opakowanie z pewnością spełnia swoje zadanie i prezentuje się nad wyraz interesująco pośród innych „zasłużonych”. Biorąc pod uwagę bardzo przystępną cenę na polskim rynku jest to zakup wręcz obowiązkowy. No chyba, że chcecie porwać się na Edycję Legendarną, ale o niej jutro.
Recenzja na podstawie edycji na konsolę Microsoft XBOX 360 (dooh!), wydanie PL
Marcin Jank
Zdjęcia wykonał Artur Hutnik, arturhutnik@gmail.com