Halo: Combat Evolved Anniversary - recenzja
Przywykliśmy do tego, że odświeżone wydania gier to stare wersje z podbitą rozdzielczością lub dodanym trzecim wymiarem. Wydana 10 lat temu pierwsza odsłona Halo zasłużyła na więcej. Dlatego właśnie jubileuszowe "Combat Evolved" to zupełnie nowy silnik, nowa grafika, choć wciąż ta sama fantastyczna przygoda. Czy warto po nią sięgnąć ponownie?
09.12.2011 | aktual.: 30.12.2015 13:28
Wydane w 2001 roku, na pierwszym Xboksie „Halo: Combat Evolved” dało początek fenomenowi, którego część graczy do dziś nie jest w stanie zrozumieć. Trudno go nawet wytłumaczyć, ale jedno jest pewne - ludzie szaleją za tą serią, tak samo jak za jej głównym bohaterem, Master Chiefem. Może chodziło o to, że FPS-y na konsolach nie były tak popularne, a właśnie pierwsze „Halo” zmieniło ten stan rzeczy? A może to bardzo „amerykańska” historia, w której ludzie walczą z najeźdźcą, a główny bohater uosabia wszelkie pozytywne wartości? Nikt nie powinien mieć jednak wątpliwości co do jednego - pierwsze „Halo” zmieniło konsolowe postrzeganie strzelanek z widokiem z pierwszej osoby i do dziś jest wymieniane jako jeden z najważniejszych FPS-ów w historii.
Halo Anniversary - Campaign Gameplay Broll
Akcja dzieje się w fikcyjnym świecie stworzonym przez Bungie Studios. „Halo: Combat Evolved Anniversary” nie zmienia nic w opowiedzianej 10 lat temu historii. Opowieść rzuci nas w okres po tragicznych wydarzeniach znanych z „Halo: Reach”. Przygoda rozpoczyna się na statku Pillar of Autumn, który po ataku floty Covenant ma wylądować na Halo - ogromnym kosmicznym obiekcie, przypominającym pierścień, mającym własny ekosystem. W tym samym czasie z kosmicznego okrętu ucieka główny bohater serii, Master Chief, wraz z towarzyszącą mu Cortaną. Okazuje się, że z całej kapsuły ratunkowej przeżywają jedynie oni. Postanawiają więc zebrać wszystkich ludzi, którzy przeżyli lądowania statku Pillar of Autumn i ruszyć na pomoc uwięzionemu przez Covenant Kapitanowi Keyesowi. W trakcie przygody wychodzi na jaw, że Halo to tak naprawdę potężna broń, która jest w stanie zniszczyć życie w całej galaktyce.
Nazywam się John-117 Czy jakiś fan gier nie kojarzy ubranego w przypominającą skrzyżowanie Power Rangersa z kierowcą motoru crossowego, zieloną zbroję jegomościa? Master Chief, a w zasadzie John-117, to specjalnie stworzony przez ludzi superżołnierz, SPARTAN II. Zasłynął jako jeden z najbardziej udekorowanych weteranów UNSC (United Nations Space Command). W świecie gier natomiast stał się ikoną, która nierozłącznie kojarzy się z serią Halo. Amerykanie pokochali go od razu - w dużej mierze dzięki jego anonimowości. Master Chief nigdy nie zdjął pancerza, nigdy nie ściągnął hełmu z pomarańczową szybką i nie pokazał twarzy. Zawsze jednak jawił się jako nadzieja ludzkości i symbol walki z oprawcą. Bez wątpienia pomógł mu w tym nie tylko bohaterski charakter, ale również większa celność, siła czy umiejętność wykonywania wyższych skoków. W końcu bycie superżołnierzem zobowiązuje.
Wzór godny naśladowania 343 Industries doskonale udało się odtworzyć praktycznie wszystkie elementy pierwszej części gry, w tym walkę. Master Chief spotka na swojej drodze kilka rodzajów przeciwników - małych, wygadujących głupoty Gruntów, trzymających energetyczne tarcze Szakali, mocno opancerzonych Hunterów oraz wyposażonych w odnawiającą się tarczę, bardzo niebezpiecznych Elitów. Niezależnie od wybranego poziomu trudności zobaczycie, jak inteligentne to bestie. SI wrogów zachwycała w 2001 roku, zachwyca i dziś - wybierzcie poziom Heroic albo Legendary, a walki staną się prawdziwym wyzwaniem. Wrogowie doskonale wykorzystują otoczenie, potrafią również bardzo efektywnie uskakiwać, kiedy weźmiecie ich na celownik. Z drugą grupą przeciwników, Flood, nie ma już tyle zabawy, ale stanowią oni spore zagrożenie - praktycznie zawsze pojawiają się w ilościach hurtowych. Wystarczy wspomnieć tu o słynnym poziomie z biblioteką, gdzie atakują nas ich setki. Gwarantuję, że nawet jeśli nie przepadacie za książkami, to tę akurat bibliotekę zapamiętacie na długo.
Na każdym z etapów znajdziecie całą masę broni. Ludzie i Spartanie posługują się głównie dość klasycznym orężem, Coventanci natomiast lubują się we wszelkiej maści broni energetycznej. Taki miks arsenału, który można zebrać tu i ówdzie, daje możliwość eliminacji wrogów na dziesiątki różnych sposobów. Warto pamiętać o tak zwanej kolbie, czyli siłowym ataku wroga. Dobra taktyka, polegająca na używaniu broni, granatów (zwykłe lub przylepiające się) i kolby to klucz do sukcesu i gwarancja emocjonujących pojedynków z silniejszymi przeciwnikami.
Master Chief to kawał twardziela, nie ma co do tego wątpliwości - jednak i jemu kończy się zdrowie. Warto więc pilnować poziomu osłony, która jeśli sięgnie swojego kresu, po kilku sekundach zacznie się odnawiać. Chyba nie trzeba nikomu mówić, że warto stać wtedy gdzieś na uboczu i nie lecieć na wrogów na tak zwanego „Jana”. A skoro o tej taktyce mowa, to dobrze Wam radzę - planujcie ataki i nigdy, przenigdy nie róbcie niczego pochopnie i bezmyślnie.
Na miarę 2011 roku Jedną z podstawowych cech odświeżonego „Combat Evolved” jest zupełnie nowa oprawa graficzna. Podczas gdy wszyscy w swoich odświeżonych wersjach podbijają rozdzielczość albo dodają 3D na konsolach przenośnych, ekipa 343 Industries idzie o krok dalej, sprzedając kompletnie przerobioną pozycję. Obiekty są zdecydowanie dokładniejsze, a tekstury ładniejsze i bardziej dopracowane. Zmieniono również niebo i oświetlenie, dzięki czemu gra zupełnie nie przypomina produkcji sprzed 10 lat. Nie jest to niestety poziom graficzny najlepszych FPS-ów ostatnich lat, ale raczej coś pomiędzy „Halo 3” a „Halo: Reach” (przy czym bliżej nowemu „CE” do tej drugiej). Pojawiło się jednak i kilka graficznych wpadek - najbardziej rażą twarze i mimika ludzi, których spotykamy już na samym początku gry. Kiepskie wrażenia na samym początku gwarantowane, wielka szkoda, że 343 nie dopracowało tego elementu tak, aby nie odstawał drastycznie od dzisiejszych produkcji z górnej półki.
Odświeżono także ścieżkę dźwiękową i odgłosy. Nie zepsuto tu na szczęście niczego i wciąż można mówić, że seria Halo dysponuje jednym z najlepszych opraw dźwiękowych, jakie widział rynek.
W grze wprowadzono kilka nowości. Po pierwsze, traficie tu na parę trudnych do wyłapania „znajdziek”, często w formie wideo, które przybliżą historię Halo. Po drugie, 343 Industries zaserwowało coś w rodzaju małej encyklopedii uniwersum, którą można całkiem wygodnie obsługiwać za pomocą kontrolera Kinect. To bardzo miły ukłon zarówno w stronę starych wyjadaczy, którzy uzupełnią w ten sposób swoją wiedzę, jak również nowych fanów, którzy będą mogli się zaznajomić z tym magicznym światem.
Sieciowe boje Halo to nie tylko kosmiczna opowieść, ale również świetne tryby sieciowe. Wie to każdy, kto kiedykolwiek spróbował zagrać w którąś z odsłon tej serii - czy to na starym, czy na nowym Xbox Live (warto wspomnieć, że pierwsze „Halo” na pierwszym Xboksie nie wspierało oficjalnie XBL - grano lokalnie, choć fani i na to znaleźli sposób). Nie inaczej jest i w tym przypadku, choć walki toczą się na tym samym silniku sieciowym, co wcześniej. Oznacza to, że pomimo specjalnych, klasycznych trybów kojarzących się z wcześniejszymi odsłonami serii, wciąż mamy do czynienia z multi z „Reacha”. Jest za to sześć odnowionych mapek z pierwowzoru - sami jednak musicie ocenić, czy odświeżenie i drobne modyfikacje wyszły im na dobre. Mapki można również kupić oddzielnie i pograć na nich, mając płytę z „Halo: Reach”. Miło. Jest również osobny tryb Firefight i podobnie jak w „Halo: ODST” czy „Halo: Reach”, niesie z sobą naprawdę masę frajdy.
Z nowości - teraz możemy przejść kampanię w trybie współpracy. To niestety jeden z najgorszych elementów gry. O ile na podzielonym ekranie wszystko działa płynnie, o tyle grając ze znajomymi na Xbox Live, napotkałem na spore lagi. Czasem zupełnie uniemożliwiały granie, innym razem skutecznie je utrudniały. Na razie nie podejmę się przejścia całej gry ze znajomym, szkoda nerwów. Warto również wspomnieć, że gra nie była projektowana pod kątem grania w parze, przez co niektóre miejscówki są strasznie ciasne i trudno dobrze skoordynować ze znajomym ataki - z tego względu czasem bywa trudniej niż w pojedynkę.
Wehikuł czasu 343 przygotowało dla graczy pewną niespodziankę, z której wielokrotnie korzystałem. Wciskając guzik Back, uruchamiamy wehikuł czasu, który w ciągu kilku sekund cofa nas do 2001 roku. „Halo: Combat Evolved Anniversary” działa bowiem równolegle na dwóch silnikach, co sprawia, że możemy zagrać w oryginał. Oczywiście podbito rozdzielczość i zastosowano rozciągnięty tryb obrazu, ale wszystko wygląda dokładnie tak, jak kiedyś. Do przeszłości wracają również odgłosy i ścieżka dźwiękowa - fantastyczny pomysł, którego próżno szukać u konkurencji. Dzięki takiemu zabiegowi doskonale widać, jak ewoluowało zarówno samo „Halo”, jak i FPS-y. Wierzę, że niejeden miłośnik serii przejdzie ten tytuł przynajmniej dwukrotnie, za każdym razem korzystając z innego trybu widoku.
Podobnie jak w wersji sprzed 10 lat, przy rozsądnym poziomie trudności i bez prób przebiegnięcia przez wszystkie etapy, zaliczenie gry powinno zająć Wam około 8-9 godzin. To jednak jeden z tych tytułów, których nie przechodzi się tylko raz. Każda z części Halo ma dość dziwną cechę - zachęca do kolejnego spotkania i znam przynajmniej jedną osobę, która zaliczyła już odświeżoną wersję dwukrotnie, mając już na koncie kilkanaście przejść pierwowzoru.
Werdykt „Halo: Combat Evolved Anniversary” jest skierowane do dwóch rodzajów odbiorców. Pierwsi to fani serii, którzy doskonale znają jedynkę i już w dniu premiery postawili odświeżoną wersję na półce. Drudzy to młodsi gracze, dla których to najlepsza okazja do zapoznania się z tym niezwykle popularnym tytułem. Niezależnie od tego, do jakiej grupy się zaliczacie, warto po odświeżone „Halo” sięgnąć, chociażby po to, aby przypomnieć sobie, jak kiedyś zrobiono przełomową dla gatunku FPS strzelankę. To również okazja do przekonana się, jak należy robić odświeżone wersje starych hitów. Gra trochę odstaje wykonaniem od dzisiejszych pozycji, ale nie przeszkadza to w zabawie.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).
Data premiery: 15.11.2011 Deweloper: 343 Industries Wydawca: Microsoft Dystrybutor: Microsoft PEGI: 16
Egzemplarz do recenzji udostępnił wydawca, firma Microsoft.
Paweł Winiarski
Halo: Combat Evolved Anniversary (X360)
- Gatunek: strzelanina
- Kategoria wiekowa: od 16 lat