Half-Minute Hero - recenzja
Zły lord zaczyna rzucać zaklęcie, które za 30 sekund zniszczy cały świat. Dzielny Bohater, z pomocą Bogini Czasu, rusza na ratunek. Czy zdąży? Albo inaczej: piękny i demoniczny ZłyLord ma ostatnie 30 sekund przed świtem, aby zdjąć klątwę ze swej ukochanej, zamienionej w nietoperza. To właśnie taka gra, czujcie się ostrzeżeni.
10.04.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:26
Błyskawiczne misje, kalki, klisze, nieustanne żarty z gatunku RPG i mruganie okiem do graczy pamiętających 8-bitowe czasy. Rozpikselowane ludki biegające po mapach 2D. Świetna, różnorodna muzyka, przerywniki "fabularne" z mangowymi ilustracjami, scenariusz tak zły, że aż fajny, tryby gry od RPG po strzelankę i RTS. Chaos, presja czasu. Tyle o tym. Zdążyłem w 30 sekund?
Czas to pieniądz Na pierwszy ogień tryb podstawowy, czyli RPG. Wyobraźmy sobie skalę jakości fabuły, gdzie Hamlet to 10, zaś szachy to 0. W tym przypadku mamy... minus 3. Scenariusz jest jedną wielką kalką, żartem z gatunku. Bohater, nazywany Bohater (można to zmienić, tylko po co?) ma 30 sekund na pokonanie złego lorda, który rzuca czar zagłady świata. Po szalonym biegu do zamku i zatłuczeniu go, fragmenty mocy rozpryskują się po całym świecie, infekując innych złych lordów. Pewnie już się domyślacie, co dalej...
Fabuła, niestety, nie jest dostatecznie kiepska. To znaczy, bardzo bym chciał, aby można jej było dać na przykład minus 8, żeby była skomplikowana i tak marna, że zęby bolą. A tu porażka - 50 misji tego trybu (wnioskuję po procentach ukończonej gry, nie dobrnąłem nawet do połowy) i wszystkie dokładnie na to samo kopyto. Znajdź jakiegoś NPC, znajdź mu przedmiot/zapłać, dotrzyj do zamku wroga (potwornej pszczoły, potwornego nietoperza, potwornego czarownika) i go pokonaj. To jak z powtarzaniem dowcipu - za pierwszym razem ryczysz ze śmiechu, za piątym nadal jest ok, ale wysłuchanie go po raz dwudziesty jest ponad siły. Podobnie z oprawą - wszystkie mikromisje zaczynają się planszą tytułową, a kończą napisami z listą płac i dwuzdaniowym podsumowaniem dokonań; fajne, ale do czasu.
Ten tryb oferuje kilka dobrych rozwiązań: każdy epizod rozpoczynamy od 1 poziomu, ale zachowujemy sprzęt, ma więc sens grindowanie (w 30 sekund!), tyle że nie zbudujemy czołgu, który na wyższych poziomach wszystko rozjedzie. Bogini Czasu może nam uzupełniać utracone sekundy, ale za każdą interwencję liczy sobie coraz więcej pieniędzy (w końcu "czas to pieniądz", jak podkreśla). Zasoby finansowe nie przenoszą się pomiędzy epizodami, co również pomaga zachować równowagę gry. Walka jest automatyczna, możemy w niej co najwyżej uciec lub zjeść leczące ziółka, więc kombinowanie nie zabiera nam dużo czasu. Gdy osiągniemy poziom odpowiedni do pokonania bossa, na ekranie pojawia się nierówność "Ty>Zło" i wiadomo, że można ruszać do ostatniej bitwy. Wszystko więc byłoby świetnie, gdyby rozwinąć fabułę - a tak nie wyobrażam sobie spędzenia więcej niż pół godziny naraz w skórze Bohatera.
Patrz jak znienawidziłem tę twierdzę, bwahahaha!!! Tryb ZłyLorda jest scenariuszowo dużo gorszy (znaczy, lepszy). Nasza postać, piękny i zakochany w sobie ZłyLord ma to coś - jest narcystycznym tumanem. Postrzega innych przez pryzmat jedwabistości skóry (lub jej braku), notorycznie myli czasownik "nienawidzić" ze "zdobywać" i przez całą swoją fabułę (30 epizodów) wykorzystuje ostatnie 30 sekund nocy, aby zdjąć klątwę ze swej ukochanej, zamienionej w nietoperza (wiadomo, słońce jest wrogiem pięknej cery). Całość jest spójna, ale krótka - misje, mimo opcji przedłużania czasu przez pazerną Boginię Czasu, rozgrywa się szybciej niż Bohaterem i wolałbym, aby to na ZłyLordzie oprzeć podstawową rozgrywkę.
Tryb jest RTSem, polega na przyzywaniu potworów, które walczą z hordami przeciwników. Zarówno naszych sprzymierzeńców jak i wrogów są zasadniczo trzy rodzaje: szybcy pokonują łatwo strzelców, którzy pokonują łatwo zakutych w zbroje twardzieli, którzy pokonują łatwo szybkich. Mechanika oparta o koncepcję papier-nożyce-kamień sprawdza się doskonale. Im więcej stworów przyzwiemy, tym słabsze będą kolejne, im więcej razy damy się trafić, tym gorszym wojskiem dysponujemy. Proste, jasne, bardzo grywalne.
Trzecim dostępnym od początku gry modelem gry jest Księżniczka - strzelanka (w rodzaju River Raid, nie MW2). Bohaterka wyprawia się z zamku na 30-sekundowe akcje w poszukiwaniu lekarstwa dla chorego króla. Noszona przez bandę rycerzy strzela z kuszy w co popadnie, a potem ucieka do bramy ścigana przez monstra. Do bólu proste, ale całe szczęście krótkie jak przygody ZłyLorda.
Odpustowy pierścionek - kolorowe szkiełko w złotym plastiku Oprawa graficzna jest równie tandetna (to zaleta!) co fabuła. Popatrzcie na obrazki - ta gra naprawdę tak wygląda. Postacie z pojedynczych pikseli na zbliżeniach wcale nie robią się bardziej szczegółowe - po prostu kwadraty jednolitego koloru są większe. Jedyną formą wyrażenia emocji jest podskok. Gdy od wielkiego dzwonu pojawia się mangowy obrazek w wyższej rozdzielczości, mamy święto. Postacie nie mówią, tylko pikają, gdy drukują się ich wypowiedzi. Ogólnie mówiąc - gra byłaby oldskulowa w czasach, kiedy jeszcze nie wymyślono terminu "oldskul".
Jedynym odstępstwem od reguły przedwiecznej kiczowatości jest muzyka. Owszem, motywy nawiązują do 8-bitowych produkcji, ale jakość ich nagrania i dobór są rewelacyjne w normalnym tego słowa znaczeniu. Wielki, wielki plus. Nieużywanie przy tej grze słuchawek to zbrodnia.
Werdykt Gra zgarnęła bardzo dobre oceny, ale niestety nie mogę się z nimi do końca zgodzić. Rozumiem nostalgię recenzentów, bo sam ją przy tym tytule odczuwałem, ale po maksymalnie dwóch godzinach dobrej rozrywki przychodziło znużenie. Jeśli miał to być zabawny tytuł, żart, nabijanie się z różnych konwencji, to powinien wyjść w cyfrowej dystrybucji, podzielony na kawałki (podział jest naturalny i zaznaczony w grze) i za małe pieniądze. A tak dostajemy pudełkowy, odpowiednio kosztujący, pakiet minigier, z których nie wszystkie mogą nam pasować. Gdybym miał zastrzeżenia do którejś z bocznych historii, pewnie nie byłoby źle. Ale ponieważ drażni mnie rozwlekłość i powtarzalność głównego wątku, a pozostałym (lepszym) nie poświęcono uwagi, moja rekomendacja brzmi "dla miłośników starej szkoły i eksperymentatorów". Do innych gra może po prostu nie trafić.
Tomasz Andruszkiewicz
HALF MINUTE HERO (PSP)
- Gatunek: role-playing
- Kategoria wiekowa: od 12 lat