Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi - recenzja. Szkoła R2‑D2

Spokojnie, w środku nie znajdziecie żadnych spoilerów. Ba, nie powiem wam nawet, na czym polega główny wątek.

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi - recenzja. Szkoła R2-D2
Patryk Fijałkowski

Nie chciałem, żeby się kończyło.Brzmi wystarczająco dobrze, co? Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z najlepszą częścią "Gwiezdnych wojen" w historii, jak sugerowały pierwsze, klasycznie entuzjastyczne opinie. Ale serce tego uniwersum bije głośno w każdej minucie filmu. To nie ulega wątpliwości. I nie chodzi tylko o obowiązkowy repertuar z walkami na miecze świetlne i kosmicznymi bitwami na czele, nie chodzi o kupę rekwizytów i kultowe udźwiękowienie czy przepiękne pejzaże obcych planet, nie chodzi nawet o Luke'a Skywalkera, choć Mark Hamill ponownie udowadnia, że jest utalentowanym skurczybykiem - nie, chodzi przede wszystkim o rytm tego filmu, jego awanturniczego ducha, poczucie wielkiej przygody, które pojawia się w pierwszych minutach i pozostaje aż do napisów końcowych.Ta czysta, entuzjastyczna magia - przepraszam, Moc - pozostaje żywa. Samo to jest już dużym sukcesem, biorąc pod uwagę, że teraz "Gwiezdne wojny" dostajemy co roku. Od czasów "Przebudzenia Mocy" szaleńcza, podlana nostalgią ekscytacja zdążyła osłabnąć. "Ostatni Jedi" naturalną koleją rzeczy mają bardziej pod górkę niż siódma część, film musiał więc zrobić coś więcej niż tylko uciekać się do przepisania starego scenariusza.Częściowo mu się udało. Seans momentami przypomina jednak obstawianie wyników na wyścigach, gdy co rusz zastanawiamy się, czy w danej sytuacji fabuła pójdzie po linii najmniejszego oporu, czy jednak spróbuje nas zaskoczyć. Bywa różnie; jest lepiej niż w "Przebudzeniu", ale ostatecznie mam wrażenie, że analogii wciąż jest zbyt dużo. Pewnym pocieszeniem może być fakt, że twórcy z tych podobieństw korzystają z pełną premedytacją i czasami się nimi bawią. "Tani chwyt", mówi Luke, gdy R2-D2 w sentymentalnej scenie odwołuje się do przeszłości, i trudno nie odebrać tego jako metakomentarza, zdającego się uspokajać widzów: spokojnie, widzimy to. Wiemy, co robimy. Tak, ewidentnie wiedzą, potwierdzają to choćby ostatnie sekundy filmu, ale nie każdemu ich podejście przypadnie do gustu.Gdy jednak nie patrzy się na zbyt nachalne kalki z "Imperium kontratakuje" (czy nawet "Powrotu Jedi"), "Ostatnich Jedi" ogląda się zwyczajnie fantastycznie. Mówiłem o dynamice całej przygody, ale duża w tym też zasługa postaci. Każdy bohater nowej i starej ekipy - może poza Chewbaccą, który po wydarzeniach "Przebudzenia" zdaje się wyrwany z kontekstu - ma odpowiedni czas antenowy, perypetie każdego śledzi się z uwagą. Te mniejsze historie zdają się zresztą najskuteczniej oddalać fabułę od "Imperium kontratakuje". Najlepiej z nich wypada wątek Poe Damerona, bawiący się trochę koncepcją szarej moralności zapoczątkowaną w "Łotrze 1". Pamiętajcie jednak, że to wciąż zabawa, a film nie schodzi do ciemniejszych tonów prequela "Nowej nadziei" - nawet jeśli Luke Skywalker nie jest już tym samym, pociesznym rycerzem z fryzurą inspirowaną garnkiem.

Wspomniałem, że Mark Hamill świetnie wypada w swojej roli, ale podkreślę to jeszcze raz: mamy do czynienia z postacią ciekawszą i zagraną lepiej niż w Starej Trylogii. Brawa należą się też Adamowi Driverowi, który wbrew wszystkim internetowym śmieszkom czyni z Kylo Rena pełnokrwistego bohatera. O Carrie Fisher aż trudno mi wspominać - każde jej pojawienie się na ekranie jest poruszające. Nie tylko dlatego, że odtwórczyni roli księżniczki Lei nie ma już wśród nas, ale też dlatego, że diabelnie dobrze wciela się ona w swoją ikoniczną postać. Jej dziarskość autentycznie inspiruje. Z kolei postać grana przez Laurę Dern w intrygujący sposób urozmaica gamę gwiezdnowojennych postaci.Cieszy również nieco bardziej kameralna skala konfliktu rozgrywającego się w "Ostatnich Jedi". Nie zrozumcie mnie źle - gdzieś tam na szali wciąż jest oczywiście równowaga całej Galaktyki, ład i pokój wszystkich światów, bla, bla, bla, ale film opowiada o tym za pomocą nieco skromniejszych narzędzi, co akurat wychodzi scenariuszowi na dobre. Twórcy mogliby tylko darować sobie kilka kiepskich usprawiedliwień dla działań bohaterów. Jeśli zaś chodzi o obowiązkowe zwroty akcji i odpowiedzi na palące widzów pytania - są, owszem, i mogą was zaskoczyć. Jeden twist, ten najważniejszy, oceniam bardzo dobrze, drugi w aktualnym kontekście jest słaby, ale wierzę, że trzecia część go dopełni. No i tak to już jest z tymi spoilerami - trudno o nich napisać cokolwiek sensownego bez zdradzania szczegółów, przejdźmy zatem do...Wybuchów! Piorunów! Mieczy świetlnych! Piu-piu i złowieszczego ryku TIE-Fighterów! Akcji w "Ostatnich Jedi" oczywiście nie brakuje. Zrealizowano ją z mistrzowską wprawą, a kamera zawsze dba o to, byśmy nie gubili się w natłoku wydarzeń. Rozdziawienie buzi w pewnych momentach macie jak w banku; trudno nie docenić widowiska kosmicznych bitew czy choreografii walk. Boli tylko stosunkowo niewielki czas antenowy dla mieczy świetlnych, szczególnie że sekwencje z nimi prezentują się perfekcyjnie. Wizualne fajerwerki wybuchających maszyn i śmigających wiązek blasterów dopełnia jak zawsze wspaniała, choć zbyt bezpieczna, ścieżka dźwiękowa."Ostatni Jedi" pozostawiają nas z mniejszą liczbą znaków zapytania, sprawiając, że łatwiej będzie czekać kolejne dwa lata na zakończenie nowej trylogii. Pewnym pocieszeniem jest też fakt, że jeśli twórcy zechcą dalej iść drogą analogii, to do skopiowania zostało im już tak naprawdę niewiele. Coś mi mówi, że dziewiąta część będzie najświeższą z odsłon Disneya, czyniąc "Ostatnich Jedi" etapem przejściowym; czymś pomiędzy śliczną kalką a w pełni autonomiczną historią.Trudno jednak odmówić, że jest to znakomicie zrealizowany etap przejściowy. Twórcy rozumieją, w czym tkwi urok "Gwiezdnych wojen" i zaklinają go w wartkim tempie opowieści. Bawiłem się doskonale, nawet jeśli w pewnym momencie zacząłem życzyć autorom więcej odwagi.Patryk Fijałkowski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (18)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.