Guitar Hero Live wciąga. Pozostaje tylko trzymać kciuki, żeby usługa TV wypaliła
Wygląda na to, że po pięciu latach twórcy Guitar Hero są gotowi, by zaoferować grę muzyczną godną aktualnej generacji.
Gram trochę na gitarze i wiedząc jak używało się kontrolera w poprzednich odsłonach, a jak używa się go teraz, wydaje mi się, że aktualny system trafniej oddaje specyfikę wciskania dźwięków na wiośle.
Dwa rzędy przycisków, po trzy w każdym, ciekawiej papugują układ palców podczas grania akordów, co zdecydowanie działa na korzyść nowego kontrolera. Bo przecież o imitację bycia gitarowym bogiem chodzi, prawda? Poza tym dzięki temu nawet wymiatacze poprzednich części, którzy "Master of Puppets" grali z zamkniętymi oczami, ze złamaną ręką i za pomocą zębów, mają przed sobą nowe wyzwania.
Jak się gra w Guitar Hero Live? Z perspektywy nowicjusza mogę powiedzieć, że naprawdę przyjemnie. Gra wciąga. Na normalnym poziomie trudności potrafiła w pojedynczych momentach dać mi w kość, ale i przynieść sporo satysfakcji. Refreny "Cowboys from Hell" Pantery czy zwrotki "Higher Grounda" Red Hotów uginały rytmicznie kolana i zginały kark. Niektóre imitacje osiągania dźwięków, które słyszałem w kawałku, były pomysłowe i rzeczywiście dawały poczucie, że to my jesteśmy sprawcami tego, co się dzieje. I mówi to ktoś, kto wie, że prawdziwa gra na gitarze zupełnie tak nie wygląda.
Guitar Hero Live
Tak czy inaczej frajdy jest sporo. Trudno było mi odłożyć gitarę, a po 40 minutach gry wspomnianą Panterę miałem ochotę przećwiczyć po raz piąty. Ot, żeby się popisać i nabić jeszcze lepszy wynik, przy okazji bujając się do refrenu.
"Cowboys from Hell" jest akurat częścią Guitar Hero TV - sieciowej usługi wewnątrz gry będącej nieustannie aktualizowaną bazą piosenek. Twórcy obiecują, że nowe utwory do ogrania na plastikowej gitarze będą pojawiać się bardzo często. TV będzie też darmowe, choć jest oczywiście pewien haczyk. Najświeższe pakiety przez pewien czas będą zablokowane - aby zyskać do nich dostęp trzeba będzie użyć waluty wewnątrz gry, wykonać serię zadań (w rodzaju uzyskania trzech gwiazdek w takim a takim utworze) lub, rzecz jasna, sypnąć prawdziwym hajsem. Ale to tylko jedna z trzech opcji - warto docenić, że twórcy dają nam szeroki wybór.
Poza tym jeśli nie mamy growych pieniędzy, a postawione wyzwania są za trudne, możemy zawsze poczekać jakiś czas, aż utwory staną się dostępne w ogólnej bazie. W teorii, za cenę gry dostajemy nieustannie powiększaną bibliotekę piosenek. Czy tak będzie też w praktyce? Na to wygląda. Trzymajmy kciuki by wypaliło i by liczba zapaleńców, którzy chcą mieć wszystko od razu była na tyle wysoka, żeby twórcom taka formuła biznesowa się opłacała.
Guitar Hero Live
Waluta wewnątrz gry służy też do wykupowania ulepszeń i kosmetycznych dodatków. Do pierwszych możemy zaliczyć korzystniejszy mnożnik punktów lub więcej specjalnych nut podczas wykonywania utworu, do drugich zaś gryfy gitary, na których pojawiają się dźwięki do wciśnięcia. Tutaj twórcy popuścili wodze fantazji - od tęczowych ścieżek z jednorożcami, po świetne steampunkowe projekty. Zwolennicy kolekcjonowania z pewnością znajdą w tym aspekcie coś dla siebie.
TV to również rywalizacja - każdy utwór będzie miał swoje rankingi, najwięksi wymiatacze będą mogli walczyć o pierwsze miejsca.
Pokonkurujemy też ze znajomymi w salonie. Guitar Hero Live pozwoli na granie za pomocą dwóch gitar i śpiewanie. To ostatnie działa jak choćby w SingStarze - mamy tekst, mamy wysokość dźwięków oddaną za pomocą linii rozmieszczonych wyżej lub niżej... Śpiewając widzimy, czy robimy to za nisko, za wysoko czy może w punkt. Łącznie gwiazdami rocka mogą zostać równocześnie trzy osoby. Nic nie stoi też na przeszkodzie by grać i jednocześnie śpiewać - podczas "Little Monster" Royal Blood dało mi to sporo frajdy.
Niektórych niepokoi, że podczas gry rozpraszać będzie lecące w tle nagranie z aktorami - w trybie kampanii będą to specjalnie przygotowane sceny, w TV zaś teledyski. Twórcy zdradzili, że nie planują opcji wyłączenia potencjalnie dekoncentrujących scen.
Guitar Hero Live
Tych zaniepokojonych mogę jedynie uspokoić, że podczas gry zupełnie nie zwraca się uwagi na tło, bowiem zbyt dużo uwagi zabiera gryf gitary będący naszą ścieżką dźwięków. Sprawia to też trochę, że nowa formuła graficzna Guitar Hero jest zbędna - nie wyobrażam sobie, żebym w trybie kampanii zwracał uwagę, jaki wyraz twarzy ma mój perkusista, gdy nie trafię w dźwięk czy co tam robi sobie tłum. Za to podczas jednej piosenki nastąpiła pauza na tyle długa, że zniknął nawet gryf gitary i mogłem spokojnie podziwiać parędziesiąt tysięcy fanów. To akurat był ciekawy moment - zbierałem siły i czekałem w napięciu, wiedząc, że zaraz wejdziemy w ostatni refren... Mogę jedynie mieć nadzieję, że takich chwil będzie więcej, inaczej nie zapamiętam nawet, jak wyglądają moi koledzy z zespołu.
Guitar Hero Live mechanikę i frajdoroność ma na swoim miejscu. Jeśli dostaniemy do tego szerokie spektrum piosenek i TV okaże się rzeczywiście prężnie rozwijaną platformą, jak opisują twórcy, wtedy dobrze będzie zainwestować w Bohatera Gitary aktualnej generacji. Tymczasem idę jeszcze do stoiska z grą, bo czuję, że tym razem Kowboje z Piekła pójdą mi najlepiej w karierze.
Patryk Fijałkowski