Guardian Heroes, czyli mocne uderzenie zza grobu

Guardian Heroes, czyli mocne uderzenie zza grobu

Guardian Heroes, czyli mocne uderzenie zza grobu
marcindmjqtx
30.10.2011 14:55, aktualizacja: 08.01.2016 13:22

Klasyki z platform SEGI przeżywają drugą młodość w cyfrowej dystrybucji. Aż dziw, że dopiero teraz wzięto się za port gry uznawanej za jedną z najlepszych, jakie gościły na Saturnie.

Przyznam się bez bicia, że zapomniałem na śmierć o „Guardian Heroes”. Już po ściągnięciu wersji na XBLA dotarło do mnie, ze to nie nowa gra, a remake klasycznego tytułu. Wystraszyłem się, bo nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tą grą i spodziewałem się ataku fanów, z którymi nie dzielę wspomnień i miłości do produktu Treasure. Niestety, było już za późno: gra na dysku, recenzja wpisana w grafik. Uprzedzam więc, że ocena końcowa będzie wynikać wyłącznie z moich wrażeń z wersji poprawionej, bez sentymentów. W końcu tak powinno być, prawda?

Dni chwały beat'em up Beat'em upy zawsze były jednymi z moich ulubionych gier. Godziny spędzone w salonach przy „Final Fight”, „Cadillacs and Dinosaurs”, „Punisherze” czy „Alien vs Predator” sprawiają, że ten gatunek ma u mnie duży kredyt zaufania. Dowodem na to niech będzie fakt, że nie przepuściłem wznowień na XBLA wspomnianego „Final Fight”, ale również „Streets of Rage”, „X-Men” czy „Golden Axe”. Te mordoklepki są moim odpowiednikiem „Bejeweled”; odpalam je, gdy mam ochotę odpocząć od bardziej wymagających tytułów.

Jak na tym tle wypada „Guardian Heroes”? Dobrze. Dobrze, bo trzyma się ram gatunku. Kilka postaci do wyboru o zróżnicowanych umiejętnościach i wachlarzu ataków, którymi gra wymaga przyjęcia innej taktyki. Znajdzie się coś dla lubiących spojrzeć w oczy przeciwnikowi, gdy wbijają mu miecz w trzewia, ale również dla tych, którzy wolą razić magią z bezpiecznej odległości. Kombinacje słabych i silnych ciosów, ataków z naskoku i bloków to tradycyjnie klucz do zwycięstwa. Jak w każdym innym tytule z omawianej rodziny, tak i tu poza ciągłym parciem przed siebie (w prawą stronę) możemy zmieniać plan, na którym się poruszamy. W innych tytułach odbywa się to płynnie poprzez skierowania gałki w górę lub w dół. W przypadku omawianej gry postawiono na stałe plany, to znaczy, że do przemieszczania się miedzy nimi służą odpowiednie klawisze na padzie i tylko ich wciśnięcie zagwarantuje nam przeniesienie się np. w głąb ekranu. Ma to swoje dobre strony, bo eliminuje sytuacje takie jak ta, gdy przeciwnik przesunie się dwa piksele w górę i nasza kombinacja dziesięciu ciosów trafi w pustkę. Minus jest taki, że to kolejne dwa przyciski o których trzeba pamiętać w ferworze walki. Kwestia przestawienia się.

To, co jeszcze odróżnia „GH” od reszty beat'em upów, to fakt, że pod kontrolą naszego bohatera bezustannie znajduje się postać niezależna, której możemy wydawać proste komendy pokroju „atakuj” i „broń”.

Odrobina RPG w moim brawlerze „Guardian Heroes” przemyca do skostniałego gatunku odrobinę elementów RPG. Poczynając od systemu rozwoju postaci, aż po możliwość wyboru ścieżki, którą podąża nasz bohater. I tak, każdy pokonany przeciwnik przekłada się na punkty doświadczenia, które zapewniają awanse na kolejne poziomy. Kolejne poziomy to punkty, które możemy rozdzielić między współczynniki siły, witalności, inteligencji, mentalności, zręczności i szczęścia. Każdy z nich ma oczywiście większe lub mniejsze znaczenie dla bohaterów, którymi przyjdzie nam kierować. Jak już wspomniałem, punkty otrzymuje się przy okazji awansów, a te mają miejsce w „Guardian Heroes” nader często. Przeszło 10 poziomów „nabiłem” już na pierwszej planszy. Wiem, że nie ma różnicy, czy dostaniemy jeden punkt za każdy z dziesięciu poziomów, czy dziesięć punktów za jeden, ale tak częste awanse sprawiają, że proces szybko traci na znaczeniu i przestaje być czymś wyjątkowym. Trudno się cieszyć z czegoś, co powtarza się co półtorej minuty.

Drugim elementem odróżniającym „Guardian Heroes”, od reszty mniej skomplikowanych przedstawicieli gatunku, jest możliwość wyboru ścieżki. Dość dosłownie. W trakcie wędrówki możemy bowiem zadecydować, czy chcemy atakować zamek od frontu, czy może zdecydujemy się go obejść w poszukiwaniu tajnego wejścia. Oczywiście nadrobimy przy tym drogi i będziemy zmuszeni do przedzierania się przez nieprzyjazny las czy bagno, ale co to dla naszego herosa?Decyzję o kierunku dalszej wędrówki podejmujemy bezpośrednio, wybierając wskazaną trasę lub podczas rozmów z napotkanymi postaciami.

Tak jest, w „Guardian Heroes” poza systemem rozwoju postaci i możliwością wyboru ścieżki znalazło się również miejsce na konwersacje z bohaterami niezależnymi. Większość z nich to z góry zaaranżowana wymiana (nie)uprzejmości, ale od czasu do czasu będzie nam dane wybrać jedną z kilku kwestii. Dialogi zostały przedstawione w typowej dla tego gatunku formie „gadających głów” i ścian przewijającego się tekstu. Z racji pochodzenia tytułu możecie się domyślać, że ilość tekstu, jego forma i niezręczność sięgają absurdu. Przyznam szczerze, iż po kilku takich wymianach miałem ich dość i wszystkie kolejne pomijałem, domagając się zwyczajnie kolejnej porcji szlachtowania i ćwiartowania. Uprzedzam również, że gra potrafi być absolutnie poważna i nastrojowa, żeby w jednej chwili zamienić się w komedię, za sprawą pojawienia się jednej postaci niezależnej, której wygląd, gestykulacja i słowa rozkładają na łopatki. Jedni to lubią, inni, z niżej podpisanym włącznie, nie bardzo.

Dodam jeszcze, że wybrana droga i przeprowadzone w czasie niej rozmowy mają wpływ na to, jakie zakończenie gry zobaczymy, a nawet na to, z jakim bossem przyjdzie nam się zmierzyć. Jest to rozwiązanie niespotykane w gatunku i zachęcające do wielokrotnego kończenia gry.

Nowa kreska „GH” nie może wstydzić się swojego nowego wcielenia. Obraz przeskalowano do formatu 16:9, a interfejs poddano kuracji odmładzającej. Jest ostry, wyraźny i bardzo szczegółowy. Podobnemu procesowi poddano samych bohaterów, którzy prezentują się rewelacyjnie, pod warunkiem że przypadnie Wam do gustu nowy styl. Postacie wyglądają bowiem jak naszkicowane ołówkiem. Moim zdaniem taka forma sprawdza się o wiele ciekawiej niż kolejna próba rozmycia i wygładzenia krawędzi przy użyciu szeregu filtrów. Najsłabiej wypadają chyba tła lokacji, na których najwyraźniej widać ząb czasu, ale nie jest to regułą. Część z nich wygląda dobrze, a inne są rozmyte i nieciekawe, ale to chyba wina materiału źródłowego. Dla tych, którzy chcą sobie przypomnieć oryginał, jest opcja gry w trybie oryginalnym (z zachowaniem odświeżonego UI).

Stare kontra nowe Odświeżona wersja „GH” zawiera w sobie wszystko, czego może domagać się fan: klasyczny tryb i wersję poprawioną przygotowaną starannie i z sercem. Możliwość gry przez sieć zarówno w trybie współpracy, jak i rozszerzonym (z 6 do 12 graczy) trybie rywalizacji. Nowi gracze, tacy jak ja, znajdą w tu wszystko to, czego należy się spodziewać po przedstawicielu gatunku, i jeszcze wiele więcej. Jest jednak kilka warunków, które muszą zostać spełnione, aby ta gra im się spodobała. Po pierwsze trzeba trawić przysłowiową „japońszczyznę”, a po drugie należy się przygotować na powtarzanie gry po kilka razy, mając nadzieję na dziesięć czy dwadzieścia procent różnic względem poprzedniej przygody. Jeżeli spełniacie oba te warunki, to możecie śmiało zainwestować 800 MSP w „Guardian Heroes”. W w przeciwnym razie - można znaleźć prostsze w swojej konstrukcji, a nie mniej dobre beat'em upy. Fanów nie namawiam, ci zapewne kończą właśnie grę piąty raz.

Marcin Jank

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)