GTA Online - falstartu nie było, ale zadyszka na 10. metrze owszem. Pierwsze wrażenia
Rockstar wciąż próbuje zgasić pożar, ale i tak udało nam się choć trochę liznąć świata GTA Online.
GTA Online miało wystartować dziś po 13, ale Rockstar zwodował sieciowy fragment swej gry blisko dwie godziny wcześniej. Jeśli to miało być łagodne odpalenie gry - bo wszyscy czekali na umówioną 13 - to udało się nieźle. Zdążyłem zapoznać się z trybem i rozegrać kilka meczów.
Później nastąpiła katastrofa. Z godziny na godzinę gra sprawiała coraz większe problemy. Od zwiech, przez niekończące się loadingi, po różnorakie ekrany informujące, że coś nie działa. Teraz wydaje się, że wróciła do względnej stabilności, ale na jak długo? Zresztą i tak jestem szczęściarzem, bo fora wręcz kipią od głosów zawiedzionych graczy. Okazuje się, że problemy z wrzucaniem zdjęć do sieci w singlowym GTA V oraz niestabilna aplikacja na komórki były zwiastunem technicznych niedogodności, z którymi nie poradziło sobie Rockstar. Od rana problemy sprawia też strona internetowa Social Club, gdzie można dołączyć do jednej z drużyn w grze (na przykład do naszej, zapraszamy - jak już uda się połączyć).
Są skarpety, jest Kubota. W sieci warto wyglądać wyjściowo
Tym, co w tych szarpanych podejściach udało mi się zobaczyć, nie jestem szczególnie zachwycony. Owszem, długie loadingi i wyrzucanie z gry robią swoje i wpływają na negatywne nastawienie. Ale póki co mam wrażenie, że potencjał dużego miasta pozostanie niewykorzystany. Nie bardzo widzę powód, dla którego mam jeździć po Los Santos i okolicach. Graczy niewiele - nawet 16 na cały stan to śmiesznie mało, a bywało, że trafiałem do pokojów z ośmioma. I co z nimi robić? Jeździć i zabijać? Średnio fajne, zwłaszcza że w opcjach można wyłączyć możliwość robienia innym (i sobie przez innych) krzywdy. Fajnie, że można sobie w mieście kupić dom lub garaż, ale zapewne grając w normalny sposób będziemy na to ciułali długie godziny, bo wydawca wolałby, żebyśmy za wirtualną gotówkę zapłacili tą prawdziwą.
GTA nigdy nie było fenomenalną strzelanką ani fenomenalnymi wyścigami, dlatego drużynowe deatmatche czy wyścigi nie porywają jeśli chodzi o grywalność. Podobne wrażenia miałem w GTA IV. Co gorsza, Rockstar nie zachwyca jeśli chodzi o mapy, czy właściwie fragmenty miasta, gdzie toczą się boje. Długich i prostych korytarzy jest tu mnóstwo, a żadna ze stron nie chce pierwsza wyściubiać nosa poza bezpieczny azyl. Z wyścigami tak jak w "czwórce" - jeśli popełnisz błąd na pierwszym zakresie, zawody możesz spisać na straty.
Lepiej wygląda sytuacja z misjami, polegającymi na przykład na przejęciu przesyłki zanim zrobi to druga drużyna i dostarczeniu jej w wyznaczone miejsce. Tutaj faktycznie liczy się współpraca i gdy jeden kolega prowadzi auto, a my się z niego ostrzeliwujemy, można poczuć klimat GTA.
GTA Online
W sieciowym Grand Theft Auto podoba mi się elastyczność - misje możemy wprawdzie wybierać z mapy, ale po co jeździć, skoro można odpalić lobby w dowolnym miejscu z użyciem komórki? Możemy wówczas dołączyć do zawodów dowolnego typu lub losowych. Możemy też sami założyć pokój i zaprosić kogo chcemy - graczy z sesji, znajomych lub ludzi z naszego "crew" założonego przez stronę Rockstara.
Multi jest lekko fabularyzowane - na początku naszego stworzonego od podstaw koleżkę Lamar odbiera z lotniska. Kreator postaci to w ogóle zabawna sprawa, nie tworzymy bowiem siebie bezpośrednio, a... naszych dziadków, od wyglądu których będzie zależał wygląd rodziców, a wyjściowo i nas. Można nawet ustalić, która płeć będzie miała dominujący wpływ na to, jak wyglądamy.
Rockstar nie udźwignął ciężaru premiery GTA Online mimo dodatkowych tygodni po premierze GTA V. Mam nadzieję, że udźwignie jak najszybciej, a sama gra rozwija skrzydła na kolejnych poziomach. Na razie na 7. levelu nie jestem zachwycony. Za dużo czekania, miasto po którym nie ma po co jeździć i średnio zabawne tryby. Liczę, że dalej będzie już tylko lepiej.
Marcin Kosman