Gry społecznościowe to kolejna bańka spekulacyjna?
Tak twierdzi Denis Dyack z Silicon Knights i wydaje się, że może mieć trochę racji.
W trakcie rozmowy z serwisem Industry Gamers Denis tak opisał perspektywy tego rynku:
Społecznościówki szkodzą tradycyjnym grom, to pewne, ale... jak to się skończy, to nikt nie wie. Patrząc na obecny trend odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z największą bańką spekulacyjną jaką nasz przemysł growy widział od dawna i kiedy ona pęknie, to pęknie bardzo głośno. Nie sądzę, żeby gry społecznościowe miały jakieś solidne podstawy ekonomiczne. Dlatego Dyack uważa pieniądze pompowane w gry na Facebooka jako wręcz straconą kasę, bo wątpi, żeby się zwróciły. Nie jest pewny nawet Zyngi, która, jak przypuszcza, jest wyceniana na więcej niż paru tradycyjnych wydawców, którzy radzą sobie na rynku już kilka dekad (Zynga nie tak dawno wyceniła siebie na ~9 mld dolarów, dziewięć razy tyle, ile jest wart cały rynek gier społecznościowych).
Zwraca także uwagę, że jak na tak cudowne El Dorado, to dość niewiele dużych wydawców gier decyduje się na wyprawę do niego. Oprócz EA mało kto się angażuje w społecznościowe granie. Choćby Activision czy Nintendo. I to rzeczywiście jest ciekawe, bo przecież trudno podejrzewać Activision o niechęć do czerpania zysków ze wszelkich źródeł. Denis jest więc sceptyczny wobec całej tej idei i przypuszcza, że jeśli już, to firmy poprzestaną na eksperymentowaniu ze społecznościówkami, natomiast nie przeniosą na ten rynek swojego biznesu.
Ciekawe, kiedy ta bańka miałaby wybuchnąć. Bo jak na razie rośnie i rośnie i końca tego rośnięcia nie widać. A szpilka pewnie gdzieś tam się czai...
Paweł Płaza