Gry nie są zabawką dla chłopców. Nie tylko...
Wydaje Wam się, że typowy gracz to nastolatek z pryszczami i problemami z komunikacją ze światem? Cóż, najnowsze badania wskazują, że się baaardzo mylicie.
09.06.2011 | aktual.: 06.01.2016 12:43
Gracze się starzeją i zmieniają płeć - a kobiety nie tylko grają, ale jest ich więcej od mężczyzn! Od was też.
Takie wnioski można wyciągnąć z nowego raportu Entertainment Software Association zatytułowanego "Podstawowe fakty dotyczące komputera i branży gier wideo" (Essential Facts About the Computer and Video Game Industry) - do pobrania stąd (pdf). Wprawdzie odnosi się do Ameryki, ale jak wiadomo zjawiska stamtąd prędzej czy później zaczynają rzutować na całą branżę.
Co stwierdzono? 72 procent Amerykanów gra. Co więcej - średnia wieku gracza wzrosła do 37 (!) lat z 34 - co oznacza, że gracze, którzy zaczynali od Ponga na Atari nie porzucili swojej pasji. Albo, że nieco starsi próbują swoich sił w grach. Za tym przemawia statystyka grania z dziećmi - 45 procent rodziców przyznaje się do grania z dziećmi, z różnych powodów:
- 85%, bo dziecko o to poprosiło
- 84%, bo to zabawa dla całej rodziny
- 81%, bo to dobra okazja do spędzenia czasu i zżycia się z dziećmi
- 57%, bo chce wiedzieć, w co gra ich dziecko
To co zaskakuje pozytywnie - 42 procent graczy w 2010 roku stanowiły kobiety - wzrost z 40 procent w poprzednim. A najbardziej interesujący wniosek brzmi: grające kobiety w wieku 18 lub więcej lat przewyższają liczbą chłopców w wieku 17 i mniej lat. Chyba czas przemyśleć stereotyp gracza-chłopaka-nastolatka. Bo nie jest prawdziwy.
O tym, że wasze mamy są lub będą graczami pisałem już kiedyś.
Kobiety stanowią też 48 procent osób, które kupują gry - tu statystykę na pewno zawyżają matki kupujące gry dla swoich dzieci, a same nie grające.
Na takie zmiany wpłynęła popularność gier na smartfonach - tak, te znienawidzone "popierdółki" stanowią dla wielu wstęp do grania - na urządzeniach przenośnych gra aż 55 procent osób.
I zanim zaczniecie pisać oklepane formułki o podziałach na grających i graczy, prawdziwych i nieprawdziwych, "każuali" i "hardkorów" - zastanówcie się, czy to naprawdę takie ważne? Nie lepiej pomyśleć, że łączy nas wszystkich wspólna pasja do zanurzania się w wirtualnych światach? Moim zdaniem to dobrze - im więcej grających, tym większa akceptacja społeczna gier i mniej dziwnych ludzi piszących o nich dziwne rzeczy.
Może wasze mamy jeszcze nie grają, ale siostry, koleżanki i potencjalne partnerki lubujące się w grach to już jest coś, nie?
Paweł Kamiński