Gry dla dorosłych kupimy tylko po okazaniu dowodu?
Największa premiera roku w branży rozrywkowej wciąż odbija się głośnym echem. Rzecznik praw obywatelskich chce wzmocnienia kontroli państwa nad tym, w co grają dzieci. Powód? Niesławna scena tortur z GTA V.
Grand Theft Auto V nie jest jedyną brutalną grą, która ukazała się w tym roku. Ba, nie jest pewnie nawet w czołówce w tej kategorii. Jest za to wielkim, bijącym kolejne rekordy popularności wydarzeniem, które zwraca na siebie uwagę nie tylko społeczności graczy i staje się przyczynkiem do ważnej debaty. Ta konkretna skupia się na scenie tortur, w której gracz zmuszony jest do pastwienia się nad swoją ofiarą na kilka różnych sposobów. Pisaliśmy o niej rozlegle. Tu zastanawiając się czy autorzy przekroczyli granice, a później przytaczając komentarze z innych mediów.
Kontrowersje nie umknęły uwadze prof. Ireny Lipowicz. Serwis Wyborcza.pl poinformował, że jako rzecznik praw obywatelskich zwróciła się ona do ministra gospodarki o zakaz sprzedaży takich gier dzieciom i obowiązkowe ich oznaczanie.
Oczywiście w Polsce funkcjonuje klasyfikowanie gier w systemie PEGI (GTA V otrzymało w nim kategorię wiekową "od lat 18"), ale pełni ono rolę doradczą - sprzedawcy, który sprzeda taką grę dzieciom nie grożą żadne sankcje prawne. Profesor Lipowicz chce ten stan rzeczy zmienić. Nie zamierza jednak postulować zakazu sprzedaży brutalnych gier dorosłym, którzy potrafiliby udowodnić swój wiek.
Podobny system funkcjonuje w Wielkiej Brytanii, gdzie od zeszłego roku za sprzedaż gier bez oznaczenia PEGI grożą dwa lata więzienia. Za sprzedaż gry dla dorosłych nieletniemu można spędzić w zakładzie karnym do sześciu lat i zostać ukaranym pięcioma tysiącami funtów grzywny.
[źródło: Wyborcza.pl]
Maciej Kowalik