Granie na kilku platformach na raz? To się nie uda

Granie na kilku platformach na raz? To się nie uda

Granie na kilku platformach na raz? To się nie uda
marcindmjqtx
19.07.2012 14:15, aktualizacja: 15.01.2016 15:42

"Zabierz swoją grę wszędzie", "z jednej platformy na drugą"? To nie wypali. Będzie to działać, ludzie będą to robić, ale to tak samo Święty Graal tej branży, jak kontrolery ruchowe i telewizja 3D. Niby jest fajne, ale w zasadzie to mogłoby tego nie być.

Gdzie się ostatnio nie obejrzę, widzę same uśmiechnięte buzie, z energią i entuzjazmem wieszczące nadejście grania w chmurze. American McGee, w wywiadzie dla Game Informera (który podpatrzyłem na Polygamii), mówi: "the idea of physical media (discs) and fixed location gaming (consoles) now seems anachronistic". Zdanie jest wyrwane z kontekstu, a rzecz się toczy o wschodzący rynek free to play, ale mi osobiście chodzi o ten zbiorowy onanizm związany z możliwością "zabrania swojej gry wszędzie”, "z jednej platform na drugą” itd. To nie wypali. Będzie to działać, ludzie będą to robić, ale to tak samo Święty Graal tej branży, jak kontrolery ruchowe i telewizja 3D. Niby jest fajne, ale w zasadzie to mogłoby tego nie być.

Na Kinecie nie da się grać, przynajmniej ja nie umiem. Move jest w sensie precyzji trochę lepszy, ale nikt sobie chyba nie wziął do serca, że ja, gdy chcę pograć, chcę pograć. A nie poskakać, mówić do telewizora i machać łapami. Nie chcę się męczyć po pracy, chce odpoczywać. Ktoś, kto pracuje 10 godzin, ma dziecko, ma problem z wyjściem do osiedlowego po chleb, a oni mi każą skakać. I się cieszyć. W moim białym salonie, na sosnowych meblach. Mhm.

Podobnie widzę granie w chmurze. Już pomijając, że gdyby wejść w szczegóły to do multiplatformowego grania da się zaadaptować raptem garść gatunków (co już na wstępie niszczy wewnętrzną spójność idei), grać w chmurze po prostu nie ma po co. Książki przetarły tę ścieżkę całkiem nieźle. Możemy je ze sobą zabierać wszędzie - koncepcja czytania kolejnego tomu GRR Martina najpierw na tablecie w łóżku, później na wyświetlaczu pralki, później na lustrze w przedpokoju, a później na talerzu w kuchni jest na papierze fajna, ale nie bierze pod uwagę jednego: gdy czytam to czytam, gdy piorę to piorę, gdy jem to jem. A już na pewno nie chcę przy tym skakać.

Środowisko, które kreują gry nie nadaje się do tego typu rozgrywki - w domu gram w coś, co wymaga skupienia i jakiejś tam precyzji, w tramwaju (jeśli w ogóle gram, bo ostatnio jedyne, co w zasadzie robię to prasówka i słuchanie muzyki) lubię wyciągnąć DSa i poszarpać w jakąś turówkę, ew. coś, co mogę w każdej chwili wyłączyć. Nie sprawdzi się tu, albo sprawdzi się o wiele gorzej, połowa Waszych ulubionych gier. "Fixed location gaming" jest "fixed" z dobrego powodu. Bzdury gadam? Eksperyment, który każdy może zrobić już dziś. Zacznijcie oglądać film, na który od bardzo dawna czekaliście, po 20 minutach wstańcie, kontynuujcie oglądanie go na tablecie w WC, a później wyjdźcie z domu i oglądajcie do końca na komórce. W tramwaju. W słońcu. To jest wykonalne, może nawet sprawiać przyjemność, ale przyzwyczajenia, "harmonogram dnia" i skłonność do wygodnictwa są drugą naturą każdego człowieka. Ja nie lubię grać "na obcym telewizorze", "na obcym gruncie", "w biegu". Nijak kręci mnie możliwość zabierania swojej gry ze sobą, bo w moją grę chcę grać w domu. Na spokojnie. Tak samo jak czytać i oglądać. Na wszystko jest miejsce i czas.

Nie mówię przy tym, że ten pomysł jest zły - nie jest. To jest wygodne i pewnie się z 10 razy w życiu przyda. Ale nie wywróci naszego grania do góry nogami.

Robert Malinowski, Social Media Manager w City Interactive

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)