Grand Theft Auto V - recenzja [I 100 screenów z gry]

Grand Theft Auto V - recenzja [I 100 screenów z gry]

Grand Theft Auto V - recenzja [I 100 screenów z gry]
marcindmjqtx
23.09.2013 18:00, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Z recenzją Grand Theft Auto V jest trochę jak z tym starym dowcipem o dzieciach piszących wypracowanie na temat: "Napisz kto jest Twoim idolem i uzasadnij dlaczego Stalin". Można, ale większość z Was i tak wie, co myśleć.

Grand Theft Auto. Seria kultowych gier o życiu przestępców, która pozwala na naprawdę dużo. Każda kolejna część stawiała poprzeczkę wyżej, dając graczowi większe możliwości odkrywania wirtualnego świata. Piąta część nie jest wyjątkiem. Maksymalne noty, maksymalne wyniki finansowe - Grand Theft Auto V w pierwszym tygodniu sprzedało się lepiej niż wszystkie pozostałe GTA w swoich pierwszych tygodniach wzięte razem. Ciężko dyskutować z faktami - Rockstar dostarczył grę wyjątkową. Czy Grand Theft Auto V ma w ogóle jakieś wady?

Ideał? E tam... Ma, bo gry idealne nie istnieją. Po kilkudziesięciu godzinach, które spędziłem głównie nad trybem fabularnym, jestem w stanie je wskazać. Nie powinienem być w sumie zaskoczony, że Rockstar obiecywał wiele, jeśli chodzi o kontrolę postaci i przełączanie się w dowolnym momencie na jednego z trójki bohaterów. Tak naprawdę można zrobić to tylko wówczas, gdy gra na to pozwoli. Tych momentów jest naprawdę dużo i złudzenie swobody jest silne. Jednak czasem niemożność zmiany bohatera drażni. Przykład z początkowych misji - Franklin lepiej prowadzi, a Michael lepiej strzela, więc czemu misja zakłada, że pierwszy ma atakować wrogów, a drugi siedzieć za kółkiem - i do tego drugiego przykuty jest gracz? Zrobiłbym dokładnie odwrotnie, gdybym mógł. Iluzja czasem pryska.

Przełączanie się w czasie misji nadaje im dynamiki i pozwala szybko zmienić miejsce akcji (Grand Theft Auto V)

Podobny zarzut dotyczy głośno zapowiadanych napadów, gdzie trójka bohaterów współpracuje ze sobą - jest ich zdecydowanie za mało. Oczywiście każdy jest inny, wielki, rozbudowany, złożony z kilku mniejszych misji i do tego można go zrobić na dwa sposoby. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia i kończąc grę miałem uczucie, że misji dla całej ekipy było mi mało. Rockstar znany jest z wielkich dodatków do swoich gier, nadchodzi też GTA Online, więc liczę, że mój apetyt zostanie zaspokojony.

Podobną iluzją bywa miasto, które choć piękne i trudno w nim znaleźć dwa identyczne miejsca, to pozbawione jest nieco życia. Ludzie na ulicach pojawiają się zależnie od pory dnia, ale nawet popołudniami czy wieczorami nie ma wielkich tłumów. W środku dnia Los Santos potrafi zaś wyglądać jak wymarłe.

Na ulicach Babilonu... pusto. (Grand Theft Auto V)

Czasem gra nie radzi sobie z generowaniem samochodów - typową wadą gier z serii jest pojawianie się identycznych modeli w jednym miejscu i "piątka" nie jest od tego wolna. Przy większych ilościach samochody potrafią znikać, gdy tylko gracz się odwróci. Twórcy zmienili też nieco system zniszczeń i naprawdę ciężko jest rozwalić auto podczas jazdy - udało mi się w sumie raz przez całą grę, gdy wyskakując ze skarpy zaliczyłem beczkę i dachowanie o asfalt zakończone malowniczym wybuchem. Tu też irytuje niekonsekwencja dotycząca otoczenia - jeśli mogę rozwalić barierkę z drewna, czemu nie siatkę lub żywopłot?

Samochód wytrzyma naprawdę sporo - jazdę po bezdrożach, skok ze skarpy, czy staranowanie policyjnej blokady (Grand Theft Auto V)

Bardzo wrażliwy na obrażenia jest za to każdy z bohaterów i lepiej nie wdawać się w strzelaniny bez kamizelki. Twórcy zdecydowali się na połowiczną regenerację zdrowia, więc nie ma tu możliwości „przeczekania” obrażeń za osłoną. Strzelanie też nie należy do najprzyjemniejszych - na półautomatycznym celowaniu jest za proste, na dowolnym zbyt niewygodne. Zwłaszcza że celowniki są niewyraźne i małe (nawet po przełączeniu na ich bardziej rozbudowane wersje, w teorii mające być łatwiejsze do dostrzeżenia).

Sporo wad można by poprawić. Małe czcionki napisów, telefonu, internetu czy nazw misji i samochodów. Opcja włączenia większych by nie zawadziła. Zwłaszcza w grze, gdzie spędza się dużo czasu na czytaniu i naprawdę chce się poznawać świat w ten sposób - bo teksty są krótkie, a konkretne: przydatne i zabawne. Są tekstury w niskiej rozdzielczości albo doczytywanie ich i dorysowywanie modeli w ostatniej chwili. Długie wczytywanie niektórych etapów. Są spadki animacji w wodzie. Drażni znikający losowo tuning samochodów - choć tu Rockstar zapowiedział łatkę - czy nie do końca jasno działające garaże. Irytować mogą też rozwiązania niby zwiększające realizm: bohaterowie zmieniający ubrania wbrew intencji gracza, czy wolno przyjeżdżające taksówki, na które skarżą się niektórzy, choć mi akurat się podobały.

Nagły wysyp dżipów. Momenty, gdy chcę znaleźć inny samochód, a gra bez przerwy podsuwa ten sam są naprawdę irytujące. (Grand Theft Auto V)

To już nie wada, ale istotne ostrzeżenie dla wielu: Grand Theft Auto V to gra serio i wyłącznie dla pełnoletnich. Seks, narkotyki, przemoc, tortury, przekleństwa zaprezentowane są licznie i w pełnej krasie.

Wady bledną przygniecione rozmachem Lista niedociągnięć jest całkiem długa, ale cóż z tego, skoro z wadami w Grand Theft Auto V jest trochę jak z ryską na masce pięknego, podrasowanego muscle cara. Wiem, że tam jest, może mi zawadzać gdy się jej przyglądam, ale błyskawicznie o niej zapominam, gdy wsiądę do środka, zapalę silnik i oddam się przyjemności z jazdy.

Zastanawiam się, w jakim kierunku pójdą teraz gry sandboksowe. Seria Grand Theft Auto od dawna wyznaczała standardy dla tego gatunku. Część piąta robi to znowu. Często porównuje się grę do Saints Row IV, moim zdaniem nieco niesłusznie, bowiem obie te pozycje prezentują zupełnie różne podejście do gatunku sandboksów. Saints Row zmierza w stronę piaskownicy totalnej, gdzie na mniejszej przestrzeni upchnięto wiele rzeczy do zrobienia, nie zawsze realistycznych, ale zawsze gwarantujących tony szalonej zabawy. GTA to inne podejście - bardziej symulacja życia. Gra złożona jest z kilku warstw i taka struktura pozwala dobrze bawić się różnym typom graczy.

Obszar w grze jest wyspą, więc będzie gdzie popływać, a jak zanurkujecie w odpowiednim miejscu, to można się nieźle wzbogacić. A woda wygląda super (Grand Theft Auto V)

Musisz Lokalizacja GTA jest bardzo dobra. Twórcy zadbali o zachowanie charakteru tekstów, choć gdzieniegdzie nieco przedobrzyli, jak przy slangu "z dzielni". Błędów jest jednak niewiele, przekleństwa nie zostały zmiękczone, a każdy kto nie zna angielskiego bez problemu może śledzić historię.

Dla każdego jest obowiązkowy wątek główny, którego zaliczenie zajmie kilkanaście godzin. Historia nie jest typową opowieścią "od zera do gangstera", jakiej można by się spodziewać po grze z serii. Nie jest to też historia o zbieraniu wielkiej sumy pieniędzy. Najbliżej tego schematu jest Franklin, chłopak z biednej dzielnicy, któremu marzy się lepsze życie. Trochę jest w nie wciągany, najpierw przez kolegów z ulicy, potem przez Michaela, ale jednocześnie szybko się adaptuje, pozostając głosem rozsądku między dwoma pozostałymi bohaterami. Przypomina trochę młodego CJ-a z San Andreas - bywa bezwzględny, ale jest tez prostolinijny, nieco naiwny, a i na swój sposób szlachetny. Michael jest jego przeciwieństwem - stary, doświadczony, zmęczony gangsterką, trochę jak Tommy Vercetti 20 lat później. Z jednej strony stara się być czułym mężem i ojcem dla swojej dysfunkcyjnej rodziny. Z drugiej boi się nieco przyznać, że powrót do przestępczego życia całkiem mu pasuje. No i jest jeszcze Trevor, którego wiele recenzji czy opisów przedstawia jako psychola i wsiura bez zasad. Okazuje się, że nawet ten wariat ma swoją głębię, swoisty kodeks honorowy - Trevor jest wiernym kumplem, nie przestając przy okazji być niestabilnym psychicznie typem.

Trevor, Franklin, Michael. Nie zawsze się dogadują, nie są idealni. Zabijają, kradną, torturują i mordują, a mimo to zdołałem poczuć do nich sympatię. (Grand Theft Auto V)

Grand Theft Auto V jest zaskakująco poważną opowieścią o trudnej przyjaźni ludzi z problemami. Rockstar stworzył trzy niejednoznaczne postacie, które można zobaczyć i poznać z różnych stron. Wątek główny jest świetnie zrealizowany. Filmowe, kilkuetapowe misje, świetne dialogi, pokazujące uczucia bohaterów, charakterystyczne, ale nienamolne postacie drugoplanowe. W sumie główną historię można by wyjąć i sprzedawać jako osobną pozycję. Zwłaszcza że firma postarała się, by rozgrywka nie przeszkadzała komuś, kto chce tylko poznać fabułę - GTA V nie jest trudną grą, misje gęsto podzielone są na małe etapy checkpointami, a fragment, który nie wychodzi można po prostu pominąć. Z drugiej strony, jeśli ktoś chce się wysilać, to każda misja ma swoje medale. Wymagania, które trzeba spełnić, by dostać najlepszy, potrafią być bardzo dziwne, a poznaje się je już po przejściu. Zachęca to do powtarzania, co można zrobić bezproblemowo w każdym momencie - gra wyrwie nas na chwilę z fabuły, a po misji teleportuje w to samo miejsce.

Uczucie wolności jest niesamowite (Grand Theft Auto V)

Możesz Druga warstwa to misje poboczne - zwłaszcza te z serii "Nieznajomi i dziwacy". Bardziej odjechane, z postaciami, które będziecie długo pamiętać, jak paparazzi z poczuciem misji, czy zakochani w celebrytach staruszkowie. Praktycznie nieobowiązkowe, ale sprawiające, że świat GTA V wydaje się jeszcze barwniejszy i dające dodatkową kasę.

Chcesz Trzecia to aktywności, za które wcale nie trzeba się brać: golf, tenis, rzutki, granie na giełdzie, szkoła latania, rozmaite wyścigi jazda taksówką. Nie ma już niestety misji strażackich czy policyjnych. Wróciło za to kupowanie posiadłości i misje z tym związane. Albo misje przechodniów, które znienacka pojawiają się w losowych miejscach mapy. Tu wyjątkowo bohater nie jest tym złym, a może powstrzymać napady na sklepy, wmieszać się w walki gangów z policją czy ocalić zakładnika na odludziu. Ich typów jest kilkadziesiąt, więc nawet rekreacyjna przejażdżka po mieście może zakończyć się pościgiem za gangiem motocyklowym. Rockstar odszedł od modelu "damy tę aktywność jako obowiązkową misję, a potem rób z nią co chcesz" - i bardzo ich za to doceniam. Jeśli nie mam ochoty na golfa, to nie dotknę go przez całą grę, ale mogę spędzić godziny grając z wieśniakami w rzutki w przydrożnej spelunie. Tu GTA V pokazuje swój potencjał jako symulacja świata - wiele można, ale niewiele trzeba. Nawet ukończenie gry na 100% nie jest aż tak wielkim wyzwaniem. Ale odkrycie WSZYSTKIEGO to już inna bajka.

Uratuj przypadkiem dziewczynę, zarób 60 tysięcy od wdzięcznego ojca (Grand Theft Auto V)

Gra zaczyna się po skończeniu fabuły I wydawałoby się, że to już koniec, ale nie - jest jeszcze świat do eksploracji, gdzie znaleźć można dodatkowe misje, nigdzie nieoznaczone. Można się czepiać, że znajdźki są bardzo oldschoolowe i nie do wszystkich prowadzi mapa taka jak w Batmanie czy Asasynie. Ale mnóstwo osób doceni tę motywację do biegania po świecie. Zresztą nie jest to jedna motywacja, bo growy stan San Andreas się po prostu dobrze ogląda. Choć widać ograniczenia graficzne, to Los Santos i okolice cieszą oko grą barw i świateł. Rockstar wycisnął z konsol ile się dało. Miasto oszałamia, a jego fragmenty przypominają zarówno prawdziwe Los Angeles, jak i stare dobre San Andreas z poprzedniej gry - i to w szczególe. Przeszedłem się po molo wzorowanym na tym z Santa Monica i podobieństwo jest uderzające. Piękne są bezdroża i fakt, że praktycznie w każde miejsce, które widać w oddali (a widać naprawdę dużo) można potem dotrzeć. A jak już zbada się ziemię, można nurkować pod wodą.

Tu nie ma iluzji, można wylądować w każdym miejscu miasta. Niby w poprzednich GTA też to było, ale tu świat wygląda lepiej i wiarygodniej (Grand Theft Auto V)

DRUGA OPINIA: Rockstar kończy tę generację konsol potężnym uderzeniem. Dostaliśmy najlepszą "piaskownicę" z kapitalnymi misjami, historią, postaciami oraz furą drobnych smaczków, które będziemy jeszcze odkrywać tygodniami. Wady? Co najwyżej drobiazgi, które nie przeszkadzają w zabawie (pop-up i czkawki animacji jakoś przebolałem). GTA IV miało prawo się nie podobać; w przypadku GTA V chyba nie ma takiej możliwości. Zagrało tu praktycznie wszystko, a że podlano to tradycyjnym rockstarowym humorem, polecam jak diabli! 5/5 [Marcin Kosman]

Przywiązanie do detali to moim zdaniem największa zaleta gry. Dzięki temu przez cały czas odkrywa się coś nowego. Jeżdżąc po bogatej dzielnicy można trafić na przyjęcie w basenie, ale próba zrobienia zdjęcia skończy się atakiem męskiej części, a nawet wezwaniem policji. Albo drogi - połatane, składające się częściowo z betonu, z dziurami, które wpływają na komfort jazdy. Ubranie, które moknie, gdy wchodzimy do wody. Możliwość zapięcia pasów w samochodzie (co ratuje od wypadku) albo założenia kasku na motocyklu. Bohater patrzący w lusterko, gdy gracz zmienia kamerę. Kałuże tworzące się pod deszczu, możliwość robienia zdjęć (także sobie, z rąsi) i wysyłania ich do przyjaciół, którzy odpowiedzą. Krzyk Wilhelma słyszalny w studiu filmowym. Wątek UFO i sekt. Możliwość pokazania środkowego palca, czym wkurzamy innych kierowców. Telefon każdego z bohaterów należący do innej znanej marki. Rozlewanie benzyny na ulicy i podpalanie jej strzałem z wydechu. Niemożność zabrania prostytutki, gdy w pobliżu jest policja. Listę można by ciągnąć, opisując choćby sytuacje w jakich spotyka się bohaterów po przełączeniu kontroli na nich. Ale nie będę Wam psuł zabawy, bo Grand Theft Auto V jest stworzone do odkrywania samemu. Nie trzeba nawet chodzić po świecie, można też zwiedzać internet, spędzając godziny na czytaniu wpisów na nibyFacebooku i nibyTwitterze, ale można też znaleźć tam sugestie, w co zainwestować na giełdzie. Można kupować samochody, rowery czy motocykle z dostawą do domu albo robić psychotesty. Nic nie trzeba, "można" to słowo klucz.

PONIŻSZY FILM MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY

Werdykt Dotarliśmy do momentu, od którego wiele osób zaczyna (a często też i na nim kończy) lekturę recenzji. Do oceny. Nie mam żadnego problemu z jej wystawieniem: jeszcze wczoraj, oglądając napisy ucieszyłem się, że nie muszę już chwilowo grać w GTA V. Dziś siedzę i zastanawiam się, co jeszcze można zrobić w Los Santos. Zostało tego mnóstwo.

Zachody i promienie słońca nie przestają robić na mnie wrażenia (Grand Theft Auto V)

Maksymalna nota. Nie dlatego, że jest idealna, nie dlatego, że wszyscy tak uważają, nie dlatego, że tak wypada - dlatego, że GTA V na to zasługuje. Ma swoje wady, ale przysłonięte przez jej ogrom. A ja nie mam do dyspozycji 100 punktów, by rozważać tu, czy to gra idealna na 100, czy może nie całkiem idealna na 98. Skala Polygamii służy odróżnianiu gier bardzo dobrych od dobrych i średnich. Jak stwierdziłem na początku, Grand Theft Auto V to gra bardzo dobra. Zdecydowanie czołówka obecnej generacji, czołówka gatunku sandboksów i czołówka serii GTA. Warto spróbować, nawet jeśli macie tylko jeździć traktorem zgodnie z przepisami i grać w golfa.

Ocena: 5/5 - Koniecznie! (Ocenę 5 otrzymują gry bardzo dobre, dopracowane, urzekające - po prostu świetne.)

Paweł Kamiński

  • Data premiery: 17.09.2013
  • Producent: Rockstar Games
  • Wydawca: Take-Two Interactive
  • Dystrybutor: Cenega Polska
  • PEGI: 18

Grę do recenzji dostarczył dystrybutor. Testowano na PlayStation 3.

Grand Theft Auto V (PS3)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)