Gran Turismo 5 - recenzja

Gran Turismo 5 - recenzja

marcindmjqtx
28.11.2010 20:09, aktualizacja: 30.12.2015 14:05

W naszej branży takie przypadki zdarzają się dość rzadko - mało któremu twórcy daje się aż sześć lat na dokończenie swojego opus magnum. Czy Gran Turismo 5 Kazunori Yamauchiego po tylu latach  produkcji może sprostać oczekiwaniom?

Odpowiedź jest prosta - nie, nie może. Duke Nukem Forever nie będzie najlepszą strzelaniną w historii, choćby nie wiadomo jak się Gearbox nie starał, tak samo jak Too Human nie było najlepszą grą RPG jaka powstała. Gran Turismo 5 to niestety potwierdzenie tej tezy, co jednak wcale nie oznacza, że jest grą złą. Wręcz przeciwnie - już na samym wstępie trzeba powiedzieć, że to jedna z najlepszych gier wyścigowych jakie zrobiono. Problem w tym, że po sześciu latach spodziewałem się perfekcji. Tej jednak zabrakło.

PAN KIEROWNIK Zanim zaczniemy, kilka słów wytłumaczenia w roli przystawki. Recenzja nie pokazała się wcześniej, bo chcieliśmy opisać tryb sieciowy ("poprosiło" nas o to Sony, tłumacząc przy okazji, jak się pisze recenzje - DZIĘ-KU-JE-MY!). Problem w tym, że tryb ten za żadną cenę nie chciał działać poprawnie. Sytuację naprawiła łatka, która pokazała się kilka dni po premierze, więc musieliśmy na nią poczekać.

Jeśli ktoś przez ostatnich 15 lat żył w tybetańskim klasztorze, śpieszę wytłumaczyć, że Gran Turismo to seria gier wyścigowych noszących dumny podtytuł Real Driving Simulator. Zawieszając niewiarę na kołku, pomińmy fakt, że w powszechnej opinii zawodowych kierowców, coś takiego jak prawdziwy symulator jazdy nie istnieje i załóżmy, że jednak istnieje. Przy takim założeniu natychmiast pojawia się wąska grupa tytułów aspirujących do miana tego najbardziej realistycznego. Miłośnicy simracingu zgodnie uważają, że najbardziej realistycznymi grami tego gatunku są Live for Speed i rFactor. Poczesne miejsce zajmują także gry nieistniejącej już firmy Simbin, znanej przede wszystkim ze znakomitej serii GTR, gier spod znaku RACE WTCC, czy hardkorowego GT Legends. Nie da się ukryć, że bastionem simracingu jest zdecydowanie pecet, a konsolowcy zawsze dostawali ochłapy. W ostatniej generacji solidne symulatory można by policzyć na palcach jednej ręki i pewnie by jeszcze jakieś zostały.

Jako pecetowy zgred i "specjalista od MMO i strategii" (jak raczył napisać o mnie jeden z czytelników), jeżdżę w gry simracingowe z okładem od 12 lat. Od 12 też lat staram się unikać jak ognia kierowania samochodem przy pomocy klawiatury czy joypada, bo gram oczywiście bez asyst. Kierownica zawsze przywiązywała mnie do biurka, bo do ławy przed kanapą jej przecież nie przykręcę, a stelaża nie mam. Gran Turismo 5 to pierwsza gra, dla której przemeblowałem mieszkanie, przenosząc 40-calowy telewizor na biurko, tylko po to, żeby móc komfortowo podpiąć kierownicę. I było warto.

Dawno nie miałem tak niesamowitej radochy z jeżdżenia wirtualnymi samochodzikami. I nie tylko dlatego, że mając tak wielki ekran tuż przed nosem, czułem się prawie jak w tych kozackich symulatorach za grube tysiące euro. Po spędzeniu kilkunastu godzin w zaimprowizowanym kokpicie jestem głęboko przekonany, że GT5 to bardzo dobra gra simracingowa. Godna postawienia jej w jednym rzędzie z wymienionymi wcześniej tytułami. To pomnik miłości do motoryzacji, co widać poczynając od pięknej, nastrojowej etiudy filmowej wprowadzającej w grę, na perfekcyjnie odtworzonych samochodach premium kończąc. Tę grę robili maniacy i nawet jeśli nie ustrzegli się błędów, to ich dzieło jest ze wszech miar warte uwagi.

MODEL WZORCOWY Podstawową kwestią w przypadku gier wyścigowych jest oczywiście model jazdy. To sprawa kluczowa, od której w dużym stopniu zależy sukces całej gry. Kolejne tytuły Codemasters odnoszą tak wielkie sukcesy nie dlatego, że są ładne, czy dlatego, że mają dużo autek, tylko dlatego, że fajnie się w nich jeździ. Niespecjalnie realistycznie, ale po prostu fajnie. I im więcej okrążeń trzaskam w nowym Gran Turismo, tym bardziej mam wrażenie, że autorzy doskonale zdawali sobie z tego sprawę i wcale nie chcieli dawać nam 100% symulatora. Są jakieś powody, dla których zawodowych kierowców samochodowych jest tak niewielu w porównaniu do ogólnej liczby kierujących. Po prostu sterowanie pojazdem pędzącym 200 kilometrów na godzinę, w warunkach bezwzględnej rywalizacji, na krętym torze, w towarzystwie kilku innych zawodników, jest cholernie trudnym zadaniem. Każdy, kto interesuje się sportami motorowymi wie, że jazda wyczynowa to wyzwanie nie tylko fizyczne, ale także psychiczne. Jeśli więc ktoś chce trafić do szerokiej grupy odbiorców, to po prostu nie może pozwalać sobie na tworzenie hermetycznego programu instruktażowego dla wąskiego grona maniaków. Gry to medium masowe, zwłaszcza na konsolach, więc i sam software musi być w jakimś stopniu masowy.

Gdybym miał narysować wykres poziomu trudności i realizmu w grach wyścigowych, GT5 znalazłoby się gdzieś pomiędzy rFactorem a Gridem, bliżej tego pierwszego.  Po mękach jakie przeżyłem, próbując kontrolować samochody w Live for Speed czy w GTR-ach, jazda w Gran Turismo 5 wydawała się znacznie przyjemniejsza i łatwiejsza do ogarnięcia. Po włączeniu wszystkich asyst od biedy można grać na padzie, ale gra rozwija swoje skrzydła po podłączeniu kierownicy i pedałów. To wtedy można zacząć naprawdę bawić się kilkuset samochodami zebranymi w grze.

Mocniejsze bryki natychmiast zaczynają uciekać, wykazując odpowiednio pod-, lub nadsterowność (w zależności od napędu, rzecz jasna) i trzeba się ostro nagimnastykować, aby utrzymać je na torze. Kontrowanie poślizgów jest umiejętnością niezbędną i bez niej nie pokonamy żadnego toru, podobnie jak umiejętność odpowiedniego wchodzenia w zakręty. Wszystkie gry samochodowe aspirujące do czegoś więcej niż tylko zręcznościowej zabawy, prędzej czy później stają się grami o pokonywaniu zakrętów. O odpowiednim ustawianiu się do wejścia, o celowaniu w wierzchołek łuku i o odpowiednim kontrolowaniu gazem przy wychodzeniu na prostą. W GT5 przed, w czasie i po zakrętach będziemy się pocić jak myszy, starając się za wszelką cenę utrzymać idealny tor jazdy, bez poświęcania przyczepności i prędkości.

Samochody bywają narowiste. Trzeba bardzo uważać, wjeżdżając na kerby (czyli krawężniki), bo podbicie kół często powoduje utratę kontroli i wykręcenie bączków. W komentarzach pytaliście, jak jest z karaniem za wjeżdżanie w przeciwników, zwłaszcza że przez dużą część gry model zniszczeń jest wyłączony (pojawia się dopiero od 20 poziomu). Tak jak z kierowaniem, wszystko zależy od tego, jaką bryczką jeździmy. Niektóre są stabilne jak pociąg pędzący po szynach i musimy się mocno namęczyć, zanim przestaniemy nad nimi panować. Ale są też modele (z pamięci mogę wymienić na przykład francuski Berlinette), które nawet po lekkim stuknięciu w karoserię konkurenta natychmiast zaczynają tańczyć po torze, kończąc zwykle tyłem do kierunku jazdy. Wyprzedzanie wymaga więc uwagi i ostrożności, podobnie jak hamowanie, bo GT5 to jedna z tych gier, w których hamowanie jest sztuką, a nie automatyczną czynnością polegającą na bezmyślnym wciskaniu pedałów. Zbyt mocne natychmiast blokuje koła, za słabe sprawia, że przestrzeliwujemy zakręt. W każdym wozie trzeba wyczuć odległość, przy której trzeba zacząć hamować i nauczyć się reakcji auta. Oczywiście nie wspominam nawet o tym, że nie da się wykręcać dobrych czasów bez znajomości tras - to w końcu ABC sportowego jeżdżenia.

OD A DO B GT5 to jedna z takich gier, przy których człowiek czuje, że wydane pieniądze nie zostały wyrzucone w błoto. Prócz trybu podstawowego, czyli A-spec, będącego zestawem wyścigów w różnych warunkach i różnymi samochodami, możemy zagrać także w liczne wyzwania specjalne (na przykład odbyć szkolenie pod okiem mistrza NASCAR-ów albo poszaleć kartami), zaliczać rozliczne testy na coraz to bardziej wyspecjalizowane prawa jazdy, oraz oczywiście wziąć udział w trybie B-spec, czyli w rodzaju gry menadżerskiej, w której kierujemy zespołem rajdowym.

Muszę powiedzieć, że przy całej mojej miłości do live timingu, przy którym spędzam kolejne Grand Prix Formuły 1, B-spec straszliwie mnie wynudził. Po pierwsze podglądanie komputerowych kierowców jest zdecydowanie nudniejsze, niż oglądanie własnych powtórek. Po drugie początkowe wyścigi, w których nasz podopieczny (a potem podopieczni) nie prezentują specjalnie wysokiego poziomu, to zajęcie dla ludzi cierpliwych i bardzo opanowanych. Zawodnicy są po prostu przerażająco słabi i zmieszczenie się w pierwszej piątce bywa dla nich wielkim wyzwaniem. Wolę wkurzać się na siebie, a nie na niezbyt inteligentnego bota. Awansowanie na wyższe poziomy w obu trybach gry zostało rozdzielone, wspólny jest tylko garaż z samochodami, więc nie ma żadnego obowiązku, by w oba grać.

Wszystkie aktywności w grze dają nam doświadczenie i pieniądze. Awansowanie na wyższe poziomy odblokowuje dostęp do nowych typów imprez oraz oczywiście do samochodów. System nie jest nowy, ale w Gran Turismo 5 troszkę mnie denerwował. Zdecydowanie zbyt wiele jest tu wyścigów, do których potrzeba określonego modelu wozu.  Mogę znieść jeżdżenie roadsterami Mazdy, bo to fajne samochodziki, ale szczerze mówiąc nie bardzo chce mi się zaliczać wyzwania dla Yarisów, albo mikrosamochodzików, które mają problemy z podjechaniem pod większą górkę, a do setki przyspieszają w 15 sekund. Japończycy uwielbiają grindowanie i farmowanie, a GT5 nie jest pod tym względem wyjątkiem. Za często musiałem kupować jakąś zupełnie nieinteresującą bryczkę tylko po to, by móc wziąć udział w nieinteresujących wyścigach, a wszystko po to, by zarobić dość kasy i doświadczenia na coś, co mnie naprawdę bawiło.

Jak na grę, która powstawała przez sześć lat, Gran Turismo 5 zaskakuje wkurzającymi niedoróbkami. Brak modelu zniszczeń przed określonym poziomem to decyzja projektantów, ale dlaczego nie mam możliwości włączenia modelu kiedy mi się żywnie podoba? Dlaczego ktoś decyduje za mnie i każe przebijać mi się przez rzygawicznie nudne ligi dla początkujących, zanim zaczną się prawdziwe emocje? Dodam, że wyścigi w trybie dla początkujących i amatorów to kaszka z mlekiem - prawie każde zawody wygrywałem z kilkunastosekundową przewagą nad resztą stawki.

Absolutnie niezrozumiały jest brak możliwości natychmiastowego powtórzenia wyzwania czy wyścigu zaraz po jego zakończeniu. Trzeba wrócić do ekranu wyboru torów i jeszcze raz załadować całą imprezę. To dziwi, zwłaszcza że w trakcie jej trwania można restartować do woli. Gra niby się instaluje na HDD (8 GB), ale mimo tego, co chwila na ekranie pojawia się napis, że coś jest instalowane. Czasy ładowania wyścigów pozostawiają sporo do życzenia i mimo instalacji wcale się jakoś specjalnie nie skracają.

Niesamowicie wkurza zachowanie kierowców, którymi zarządza konsola. Jeżdżą jak przyklejeni do toru, absolutnie nie przejmując się naszą obecnością. Rozumiem agresję i walkę na torze, ale nie bezczelne taranowanie, które prowadzi do zupełnie absurdalnych sytuacji - pierwszy kierowca stuka nas, sprawiając, że tracimy kontrolę nad wozem, a reszta stawki po prostu przez nas przejeżdża jak stado rozpędzonych bawołów. Wóz przez kilka sekund bezradnie wiruje, potrącany przez kolejne auta, a my dostajemy spazmów ze złości. Co najciekawsze, my się pięknym za nadobne zrewanżować nie możemy, bo wytrącenie komputerowego kierowcy z toru graniczy z cudem.

Gran Turismo 5 na obrazkach wyglądało na najładniejszą grę samochodową, jaką można znaleźć. Śpieszę wyjaśnić, że to bullshoty. Mimo full HD i prawie stałych 60 klatek, GT5 wygląda po prostu przeciętnie. Najgorzej w grze Polyphony wypadają fatalne cienie, które wyjątkowo cierpią z braku antyaliasingu. Oświetlenie przy nietypowych źródłach światła (przy zachmurzeniu albo o zmierzchu czy świcie) wygląda nienaturalnie. Deszcz to porażka, zwłaszcza jeśli ktoś grał w F1 2010. Samochody premium (około 200 przygotowanych specjalnie dla GT5) prezentują się świetnie, ale już pozostałych 600 modeli standard woła o pomstę do nieba - straszą paskudnymi teksturami, ząbkowaniem na krawędziach i mało szczegółowymi karoseriami. No i nie mają kokpitów, więc sporo czasu spędzimy, patrząc na świat ze zderzaka, z dachu, albo (choć tego nie rozumiem) zza samochodu.

FALSTART Tryb dla wielu graczy dało się na dobrą sprawę odpalić w trzy dni po premierze. Wtedy pojawiła się łatka usprawniająca działanie GT5 w sieci i likwidująca większość problemów. Gra prawie cały czas komunikuje się z internetem, co doprowadziło do przeciążenia serwerów, czasem wieszając się nawet w trybie GT. Teraz wszystko działa już prawidłowo i w końcu można w miarę normalnie grać. W miarę, bo często trafia się do lobby, w którym właściciel nie zaczyna wyścigów. Funkcjonalność sieciowa troszkę kuleje przez brak możliwości głosowania, a do tego jak na razie większość wyścigów nie ma włączonych ograniczeń co do klasy samochodu, więc wszyscy jeżdżą albo Zondami, albo Nascarowymi IMPALAMI. Najlepiej jest bawić się w grupie znajomych lub jakiejś zorganizowanej lidze - wtedy nie ma problemów z ludźmi jeżdżącymi dla zabawy w drugą stronę, czy umyślnie taranującymi na zakrętach, można ustawić wybraną trasę i klasę samochodu, aby rywalizować na sprawiedliwych zasadach. No, prawie sprawiedliwych, bo kwalifikacji przed wyścigiem nie ma, można tylko pokręcić luźne kółka, zapoznając się z torem.

WERDYKT Czepiam się troszkę tego GT5, ale tak naprawdę to czepiam się szczegółów. W ogólnym rozrachunku najnowsze Gran Turismo i tak jest jedną z najlepszych gier samochodowych, jakie można znaleźć na konsolach i nie tylko. Fani motoryzacji na PlayStation 3 nie znajdą nic lepszego - to kompletny pakiet i najlepszy simracer na tej platformie.

Polska wersja jest przygotowana bardzo solidnie, choć nie ustrzeżono się błędów - live timing to nie "podgląd na żywo", panie tłumaczu. Udział Martyny Wojciechowskiej zaliczam na plus, bo zawsze miło słucha się jej głosu - znajdziecie ją w dziale praw jazdy, gdzie czyta poradniki w specjalnych filmach instruktażowych.

Ostrzegam jednak wszystkich, którzy chcą "po prostu sobie pojeździć". To nie jest gra dla Was, znudzicie się nią szybko. To gra dla fanów, którzy spędzą godziny, dopieszczając ustawienia samochodu przed wyścigiem, albo przeglądając części w sklepie tuningowym. I dla których nagrodą jest poprawienie swojego czasu o 0,010 sekundy, a nie filmik z laską wręczającą nam złoty puchar.

Tadeusz Zieliński

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)