Gramy w betę Torment: Tides of Numenera i trochę cierpimy na nadmiar udręki [WIDEO]
Pokazujemy w akcji jeden z najbardziej wyczekiwanych erpegów tego roku. Choć stan techniczny bety pozostawia wiele do życzenia, wygląda na to, że pod grubą warstwą bugów kryje się ciekawa propozycja dla fanów Bezimiennego o ile będą w stanie zaakceptować zmianę uniwersum i systemu walki.
Torment: Tides of Numenera to drugi Kickstarterowy projekt dowodzonego przez Briana Fargo studia inXile (trzeci, jeśli liczyć zorganizowaną w międzyczasie zbiórkę na The Bard's Tale IV, również udaną). Projekt ambitny, bo w zamierzeniu ma stać się duchowym spadkobiercą legendarnego Planescape Torment. W obecnym stadium przypomina jednak kokon, z którego dopiero wykluje się piękny motyl. Albo i nie wykluje, bo choć widać już skrzydełka, wewnątrz zaległa się chmara robali, która pieczołowicie je podcina. To tyle kiepskich metafor, czas na konkrety.Początkowo spędziłem z betą Numenery 10 godzin, ukończyłem wszystkie dostępne zadania z głównego wątku, sprawdziłem kilka alternatywnych ścieżek i zrobiłem parę questów pobocznych. Oczywiście nie widziałem wszystkiego - mnogość ścieżek i niuansów wymagałaby spędzenia z grą jeszcze co najmniej kilku dni. Jestem w miarę zadowolony z warstwy fabularnej, mnogości opisów, długich dialogów i poruszanej tematyki.Nieco mniej podobają mi się realia wykreowanego przez Monte Cooka świata i system walki, który wydaje mi się zbyt ekscentryczny, niezrozumiały, przekombinowany. Na szczęście da się grać tak, by ominąć WSZYSTKIE pojedynki, przynajmniej w ramach udostępnionego w becie obszaru. A nawet jeśli zostaniemy wciągnięci w jakąś walkę i przegramy - nie trzeba jej powtarzać (tak, tu również bohater jest poniekąd nieśmiertelny), bo po powrocie na miejsce bitwy przeciwników już po prostu nie ma.Ominąć nie dało się za to problemów technicznych - jest ich tu całe barwne zoo, atakują stadami albo w pojedynkę, zazwyczaj zmuszają do wczytania poprzedniego stanu gry, albo ponownego jej uruchomienia. No, ale wiadomo - beta. Zacisnąłem żeby, często zapisywałem i jakoś przetrwałem. Pod koniec wydawało mi się nawet, że nie jest aż tak źle.A potem zacząłem zabawę raz jeszcze, by nagrać 30-minutowy materiał z początkowej fazy rozgrywki. Traf chciał, że tym razem podążyłem nieco inną ścieżką niż wcześniej. Jak się okazało - bardziej bolesną ścieżką. Efekt jest taki, że na liczniku mam 15 godzin, a nie 10 i pół, a na dysku 7 dłuższych bądź krótszych klipów kończących się kolejno niespodziewaną wysypką do pulpitu, zwieszeniem skryptów, zwieszeniem menu jeszcze przed rozpoczęciem zabawy, odcięciem możliwości korzystania z klawiatury, ponownym zwieszeniem skryptów, jeszcze jednym zwieszeniem skryptów oraz odwróceniem ekranu do góry nogami. I zaczynam mieć poważne wątpliwości, czy twórcom uda się doprowadzić Numenerę do porządku w sensownym czasie.
Nie zrozumcie mnie źle - daleki jestem od stwierdzenia, że gra okaże się wtopą i mocno jej kibicuję. Kiedy wszystko działa tak jak należy, Tides of Numenera wydaje się produkcją przyjemnie dziwną, intrygującą, na tyle ciężką, by spełnić pokładane w niej nadzieje. Tyle, że w tej chwili rzadko kiedy cokolwiek działa w niej jak należy.
Póki co jestem więc trochę zawiedziony i odradzam rozpoczynanie przygody osobom nieprzyzwyczajonym do brania czynnego udziału w procesie szlifowania gry, raportowania istniejących błędów i eksperymentowania z wywoływaniem coraz to nowych. Szkoda psuć sobie frajdę, lepiej poczekać na premierę, albo chociaż serię patchy do bety które, miejmy nadzieję, wyeliminują najbardziej wkurzające bugi.