Graliśmy w Marvel vs. Capcom 3. Trochę nas zemdliło, ale wrażenia - pozytywne
Marvel vs. Capcom 3 akurat w Polsce nie jest chyba jedną z najbardziej oczekiwanych premier tego roku. Nie ma u nas raczej specjalnie wielu fanów Marvela (co nie znaczy, że nie ma ich w ogóle!), a i gry Capcomu również nie cieszą się takim kultem, jak na przykład w Stanach. Jeśli należycie właśnie do tej średnio zainteresowanej grupy, to wcale nie znaczy, że nie warto zajrzeć do rozwinięcia tego tekstu. MvC3 to bowiem po prostu świetnie zapowiadająca się bijatyka. Widzieliśmy i graliśmy.
18.01.2011 | aktual.: 07.01.2016 15:55
Główną atrakcją Marvel vs. Capcom 3 są oczywiście bohaterowie. W wersji, którą razem z Maćkiem Śmietanko testowaliśmy, dostępni byli praktycznie wszyscy ujawnieni do tej pory - brakowało jedynie Phoenix, Haggara, Akumy i Taskmastera. No i tych z już zapowiedzianych dodatków (Jill Valentine i Shuma-Goratha), ale to akurat zrozumiałe. Wypróbowaliśmy jednak wszystkich innych i nie byliśmy zawiedzeni. Każdym walczy się inaczej, każdy prezentuje inny styl - co jest zresztą dość oczywiste, biorąc pod uwagę, że mamy tu tak różnych wojowników, jak Iron Man i Sir Arthur (z Ghosts n'Goblins) czy Dante i MODOK. Niezwykle podoba mi się, jak zręcznie umieszczono w mordobiciu tak teoretycznie niepasujące do tego gatunku postacie, jak Amaterasu (wilcza bogini z Okami), właśnie wspomniany MODOK (no spójrzcie, jak ten gość wygląda...) czy parę innych. I każdą gra się co najmniej nieźle - choć niektórymi dość specyficznie. Tak czy inaczej, miłośnicy Marvela i/lub Capcomu z pewnością będą usatysfakcjonowani możliwością pogrania swoimi ulubionymi bohaterami. Zwłaszcza że tu w jednej walce bierze udział nie dwóch, ale sześciu (po trzech z każdej strony, dobranych dowolnie) wojowników, można więc cieszyć się całą drużyną, a nie tylko jedną postacią.
Szkoda tylko, że o ile bohaterów zaimplementowano udanie i ciekawie, to niestety o balansie między nimi można w większości przypadków zapomnieć. Niektórymi gra się po prostu zdecydowanie łatwiej - naszym faworytem pod tym względem była zdecydowanie Chun-Li, choć paru innych (choćby Hulk, Wolverine czy Ryu) wcale nie plasowało się daleko za nią. Być może jednak to kwestia tego, że nie mieliśmy na poznanie meandrów gry zbyt wiele czasu. W każdym razie, na pierwszy rzut oka wydaje się, że o dobrym zbalansowaniu postaci w MvC3 będzie można jedynie pomarzyć.
Okiem Maćka Śmietanko: Grało się bardzo przyjemnie, pomimo pada* i, na pierwszy rzut oka, słabego balansu postaci. MvC3 wygląda ładnie, choć ilość rozbłysków na ekranie momentami męczy oczy. Kombosy potrafią przyprawić o zawrót głowy, to co się dzieje na ekranie w trakcie ich wykonywania, jest po prostu niesamowite. Reasumując - bardzo ładna gra, z drobnymi błędami. Nie tylko dla fanów bijatyk.
Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to seria Marvel vs. Capcom nigdy nie była chyba skierowana do tych najbardziej zapalonych fanów bijatyk. Ze względu na popularną tematykę starała się także rozgrywką dotrzec do szerszych kręgów odbiorców, co wymuszało niejako drobne uproszczenia. Nie znaczy to oczywiście, że gra nie miała głębi - wręcz przeciwnie, mogła mieć jej mnóstwo, biorąc pod uwagę wszystkie kombinacje bohaterów w drużynie i setki ciosów - ale zawsze była także bardzo przystępna dla tych, którzy na mordobiciach nie zjedli zębów (heh, cóż za gra słów...). Tak też jest i tym razem. W porównaniu do poprzedniej części, zamiast czterech różnych ciosów dostajemy trzy (słaby, średni i mocny). Do tego jeszcze pod jednym przyciskiem umieszczono cios specjalny, wyrzucający przeciwnika w powietrze (walka toczy się tam naprawdę często). Nadal można także w dowolnym momencie zmienić zawodnika w obrębie drużyny, przyzwać innego do asysty czy wykonać supermegamocny atak. Ogólnie rzecz biorąc, kombosy wyprowadza się sporo łatwiej niż w Marvel vs. Capcom 2 - co ucieszy przede wszystkim właśnie wspomnianych okazjonalnych fanów bijatyk.
Tym, co chyba najbardziej zwraca na siebie uwagę w Marvel vs. Capcom 3, jest oprawa graficzna. Postaciom i otoczeniom niczego nie można zarzucić - są lekko kreskówkowe i estetyczne. Cieszą zwłaszcza te drugie, pełne szczegółów i ukrytych smaczków dotyczących gry czy światów Marvela/Capcomu. Najbardziej rzucają się jednak w oczy fantastyczne efekty ciosów. Już normalna ich wymiana wygląda efektownie, a gdy dojdą do niej jeszcze ataki specjalne, ekran zamienia się w prawdziwy festiwal rozbłysków, kolorów i efektów świetlnych. Robi to wrażenie. Owszem, dość szybko można się takim przesytem znużyć i zmęczyć (nie mówiąc już o bólu głowy...), ale to chyba nie będzie wielkim problemem. MvC3 nie wydaje się bowiem grą na kilkugodzinne posiedzenia - raczej na szybkie, okazjonalne potyczki.
MARVEL VS. CAPCOM 3 Fate of Two Worlds 新キャラクター トリッシュ対戦動画
Tomasz Kutera
*Żeby nie było wątpliwości - gra obsługuje oczywiście arcade sticki, my po prostu do testów dostaliśmy pady.