Grałem w The Division i... No właśnie
Na Warsaw Games Week miałem okazję zagrać w piętnastominutowe demo jednej z najbardziej oczekiwanych gier nadchodzących miesięcy. Ubisoft umieścił The Division za zamkniętymi drzwiami i pozwolił samodzielnie przetestować ujawniony już dość dawno temu tryb gry, polegający na wezwaniu śmigłowca ewakuacyjnego i odpierania ataków innych graczy aż do jego przybycia.
25.10.2015 | aktual.: 15.01.2016 15:36
Było super! Nawiązałem nowe znajomości, pośmiałem się, pożartowaliśmy ze sceny i tancerzy, którym co chwila rozłączał się Kinect i musieli przerywać układ taneczny, pewien brodacz za mną znalazł banknot z podobizną Bolesława Chrobrego, doszło do dyskusji czy występy skąpo odzianych tancerek powinny odbywać się również w sobotę, gdyż będzie je oglądać wielu młodych odbiorców, następnie kolejny pan stwierdził, że nie wie jak miałby wytłumaczyć swojej córeczce, gdyby zapytała go, dlaczego te panie tańczą w takich strojach, i że scena bardziej przypomina mu dom publiczny niż parkiet taneczny (przesadzał, bardzo przesadzał), pośmiałem się razem z nimi, bardzo przyjemnie spędziłem 45 minut, a później pozwolili nam pograć...
Patryk Fijałkowski
Pierwsza rzecz, która rzuciła się każdemu z nas (testujących) w oczy (pady), to naprawdę duży nacisk położony na współpracę. The Division w nazwie nie zostało umieszczone bez powodu. Jeżeli planujecie kupić ten tytuł z zamiarem pogrania sobie od czasu do czasu, to sugerowałbym, żebyście może lepiej to przemyśleli. Przynajmniej w prezentowanym na WGW trybie gry, nie dało się zdziałać w pojedynkę dosłownie niczego. Brak zgranej ekipy czynił z rozgrywki krwawą łaźnie przypominającą bezcelowy deathmatch, gdyż za zabójstwa nie dostawałeś żadnej wymiernej korzyści, a ginęło się z łatwością porównywalną do trafienia na sąsiadów z zza wschodniej granicy w czasie grania w CS:GO. Na moim stanowisku przydzielony był bohater wyposażony w strzelbę. Całkowicie niezbalansowaną strzelbę.
Oprócz bezużytecznej broni, otrzymałem również dwójkę bezużytecznych sojuszników. Żadnemu z nich nie zależało na wykonaniu postawionego zadania, więc bez przerwy ginąłem próbując bronić punktu ewakuacyjnego przed nawałnicą wrogów. Zobaczymy jak będzie się to prezentować w finalnym produkcie, bo być może okropny chaos na mapie to po części wina targowego środowiska, które znacznie różni się od spokojnego salonu w domach tysięcy polskich rodzin. Może po prostu moi nowi koledzy chcieli pooglądać mapę i przyjrzeć się oprawie graficznej? W każdym razie, odarcie tej gry ze współpracy, na którą nacisk położony jest nawet w każdym zwiastunie, czyni z niej okropnego przeciętniaka. Strzelanie samo z siebie nie przynosi żadnej satysfakcji, a pasek zdrowia nad głowami postaci i liczby wyskakujące po każdym trafieniu bardziej przybliżają ją do Borderlands, niż do poważnej, klimatycznej walki o przetrwanie w upadłym mieście. Skończyło się dla mnie na tym, że siedząc za osłoną strzelałem do chaotycznie biegających przeciwników, którzy chyba również nie do końca rozumieli swoją rolę. Danse macabre. Powtórzę, na wypadek gdyby ktoś jeszcze nie zrozumiał. Brak współpracy równa się tutaj szybkiej śmierci. Akurat w tym aspekcie nigdy nie kłamano, natomiast...
Grafika nie powala. Ba, prezentuje się przeciętnie. Tak jest, mówię o Was tekstury w niskiej rozdzielczości i rozmazany dalszy planie. Ta gra nie wygląda jak na trailerach. A już na pewno nie na tym, po którym wszyscy na jej punkcie oszaleli. Albo i wygląda! Ale na PC-cie i maksymalnych ustawieniach z jakimś i7 w połączeniu z dwoma Tytanami w SLI (chociaż z drugiej strony, znając politykę Ubisoftu, to pewnie kazali zrobić z PC taką samą wydmuszkę w imię równości). Jeżeli wyobrażacie sobie cuda na kiju, a jedyne czym dysponujecie to konsola (graliśmy na Xboksach), to radzę się przygotować na możliwy zawód. Pamiętacie ten filmik?
To zapomnijcie. Może oni naprawdę nie zdawali sobie sprawy, jakie bebechy znajdą się w środku ósmej generacji?
Tak jak byłem przekonany, że kupię The Division na premierę, tak teraz jestem pewien, że poczekam nie tylko na pierwsze recenzje, ale i na obszerne opinie od samych graczy, kiedy atmosfera zdąży już ochłonąć a kurz entuzjazmu opaść.
Oskar Śniegowski