Graczom nie przeszkadzają nieskończone gry: milion kopii Starbound, 800 tysięcy DayZ
Zew kosmosu i Czarnorusi okazał się niezwykle silny.
Starbound to projekt współpracującego kiedyś przy Terrarrii grafika Finna Brice'a (zwanego Tiy) i jego studia Chucklefish. W grze można eksplorować kosmos, odwiedzając proceduralnie generowane planety, szukać zasobów, budować coraz lepszy sprzęt, walczyć z bossami i ogólnie poczuć się jak załoga. Starbound nadal jest w wersji beta, ciągle coś się zmienia, a aktualizacje lubią resetować stan rozgrywki. Niemniej gracze chcą grać już i dlatego w miesiąc od pojawienia się tej wersji sprzedało się ich już milion... Sporo jak na nieskończoną grę niewielkiego studia:
Drugim podobnym sukcesem jest DayZ - wielki symulator przetrwania w świecie opanowanym przez zombie, który wyewoluował z modyfikacji do gry wojennej Arma 2. W niecały miesiąc kupiło go 800 tysięcy osób, choć to nawet nie beta, a wersja alfa pełna błędów - sam twórca odradzał jej kupowanie, jeśli ktoś chce po prostu pograć. .
Czy więc powinniśmy wnioskować stąd, że gracze kupią grę w każdym stanie? Moim zdaniem nie, w przypadku powyższych gier wystąpiło kilka warunków:
1. Każdy z tych twórców ma już jakiś projekt na koncie, który udowodnił, że na jego grę warto czekać. 2. Każdy z nich lojalnie uprzedził, że gra nie jest skończona i że prace potrwają. 3. Po każdej z tych gier widać postępy prac, ciągłe aktualizacje i zmiany.
Twórcy zasłużyli sobie na zaufanie graczy, a teraz starają się nie nadużywać - choć mam zastrzeżenia do Starbound, to widzę, jak gra zmienia się co tydzień na lepsze.
Niemniej są to te dobre przykłady na działanie systemu wczesnego dostępu - po drugiej stronie jest np. Infestation (wcześniej WarZ) albo Nether. No i produkcje, które miały ładną datę premiery, a mimo to były dziurawe jak ostatnia koszula Majstra Biedy. Fani Battlefield 4 wiedzą, o czym mówię.
Obydwie gry dostępne są na PC z Windowsem, Starbound (także na Mac i Linux) można kupić na Steamie i stronie producenta (nieco taniej), DayZ tylko na Steamie.
Paweł Kamiński