Gracze niezadowoleni z mikrotransakcji w Black Ops 4
Wygląda na to, że mają powody.
01.11.2018 14:52
W ciągu pierwszego weekendu sprzedaży Call of Duty: Black Ops 4 zarobiło marne 500 milionów dolarów. Zarząd i inwestorzy Activision praktycznie przymierają z głodu. Ale jest nadzieja na poprawę ich losu! Do gry powoli trafiają mikrotransakcje.
W tej chwili możliwość wydawania w grze prawdziwych pieniędzy dostępna jest w wersji na PlayStation 4 (wiadomo, #fortheplayers), w przyszłym tygodniu trafi również na pozostałe platformy. Jak można się było domyślać, implementacja mikrotransakcji jest daleka od idealnej - przynajmniej z punktu widzenia graczy (inwestorzy, o których dobro przecież ostatecznie chodzi, są z kolei zapewne zadowoleni).
Jak często w takich przypadkach bywa, problematyczne jest przede wszystkim to, że płacąc dodatkowe pieniądze można przyspieszyć sobie progresję przez grę. Sama w sobie jest ona ślamazarnie wolna, co prowadzi do wniosku, że celem od początku było zarabianie w ten sposób. A to nigdy nie jest dobry znak.
Przede wszystkim dotyczy to szybszego odblokowywania kolejnych poziomów przedmiotów, dostępnych na "czarnym rynku". Gdyby ktoś chciał za prawdziwe pieniądze odblokować sobie wszystkie naraz, czeka go wydatek rzędu 750 złotych.
Dodatkowo pojawiła się możliwość wykupywania tzw. rozkazów specjalnych, które pozwalają na odblokowanie dodatkowych zestawów przedmiotów kosmetycznych na czarnym rynku. Również za prawdziwe pieniądze.
To również nieszczególnie przypadło graczom do gustu, szczególnie, że podobne modyfikacje w poprzednich częściach gry można było odblokowywać za darmo. A to jeszcze nie wszystko!
W listopadzie do gry trafi jeszcze osobny sklep, w którym wybrane elementy ekwipunku będzie można kupić bezpośrednio (również za prawdziwe pieniądze).
Jest więc nadzieja, że fatalna sytuacja finansowa Activision ulegnie wkrótce poprawie.
Dominik Gąska