Gracze narzekają, że w Street Fighter V wszystkiego jest mało? Może kupią nową planszę za 40 złotych?
Capcom po raz 386 strzela sobie w kolano dodatkami.
18.07.2016 | aktual.: 18.07.2016 13:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Najpierw były zapowiedzi, że Street Fighter V pokaże nam, że firma wyciągnęła wnioski z wcześniejszego oceanu wpadek przy wprowadzaniu dodatków do bijatyk. Później była premiera i przeprosiny za to, że w sumie do sprzedaży trafiła tak naprawdę połowa gry a serwery przez długi czas uniemożliwiały z tej połowy (sieciowej) korzystanie. Wreszcie Ono i jego ekipa zaczęli grę uzupełniać. Ostatnio już nawet o tryb fabularny i kolejnych wojowników. Co teraz? Cóż, skoro zaczyna ona wyglądać jak tytuł, którego spodziewaliśmy się w dniu premiery to... może czas na jakieś konkretniejsze dodatki za kasę?
Okazja niby dobra, bo w miniony weekend fani bijatyk rywalizowali w Las Vegas na kolejnej edycji turnieju Evo, na którym jeszcze nigdy nie było aż tylu chętnych do rywalizacji w Street Fightera co przy okazji piątki. Ale firma zamiast wykorzystać święto mordoklepek do sprezentowania wiernym graczom, którzy cierpliwie znosili jej kolejne potknięcia, drobnych upominków w postaci skórek czy planszy krzyknęła sobie za okolicznościowy pakiet chorą cenę.
104 złote za planszę Ring of Destiny, po jednej opcji kolorystycznej dla każdej z 22 postaci, 2 tytuły na plakietkę gracza oraz 3 stroje (Chun-Li, Cammy i trzeci - nieujawniony). Jak nie jestem fanem przeliczania złotówek na elementy, to czasem wydawcy nie zostawiają mi wyboru... Wiecie na ile Capcom wycenia nową planszę poza pakietem? 10 Euro. Ponad 40 złotych za jedną miejscówkę!
Jeśli firma myślała, że wrzucona do opisu informacja, że część dochodu z tych dodatków będzie przeznaczona na rozwój turniejów Capcom Pro Tour, cokolwiek zmieni to grubo się myliła. Komentarze na oficjalnej stronie nie zostawiają wątpliwości, co o ofercie myślą gracze.
Capcom Pro Tour 2016 DLC Trailer
W ten sposób może tłumaczyć wrzucenie do gry skrzynek z losowymi zdobyczami studio Psyonix, które przez rok dostarczało darmową zawartość do Rocket League i nie zamierza przestawać. Może gdyby Street Fighter V od początku był pełnoprawną i działającą grą, Capcom mógłby spróbować takiej odezwy do graczy. Ale i wtedy ceny nie mogłyby być aż tak absurdalne. Jeden z użytkowników reddita przygotował nawet makietę, pokazującą jak Capcom mógł to rozegrać.
Darmowa plansza, ograniczony czas na rozegranie 50 walk w sieci, co przyniosłoby specjalne tytuły a obok tego możliwość kupna strojów. Niby nie trzeba być geniuszem, by rozegrać sprawę tak, by nie podpalić na nowo społeczności, która nie wybaczyła jeszcze premierowych przewin. Ale Capcomowi i tak nie wyszło. To znaczy nie wyjdzie jeśli gracze wykażą się choćby śladowym instynktem samozachowawczym. Za co trzymam kciuki.
Maciej Kowalik