Gra planszowa na podstawie BioShock Infinite już dostępna. Na czym polega Oblężenie Kolumbii?
Tkwiąca w Edycji Specjalnej ostatniego Bioshocka maleńka, średnio wykonana figurka Handymana przypominała o planowanym debiucie gry planszowej w uniwersum Infinite. Trochę poczekaliśmy, ale wreszcie jest.
Gra trafiła już do sklepu Irrational Games, gdzie możecie ją kupić za 85 dolarów, co jest kwotą o 25 dolarów wyższą od tej, którą moglibyście zapłacić kupując grę w przedsprzedaży. Pudło wypełnione jest przez przeszło czterysta elementów: wszelkiej maści figurki, karty, tokeny i kostki. Wszyscy zainteresowani mogą zapoznać się z pełną wersją zasad gry dostępną tutaj. Żeby jednak oszczędzić Wam konieczności przebrnięcia przez ten całkiem spory podręcznik, postaram się go pokrótce streścić.
Jak już było wiadomo wcześniej, gracze (dwóch lub czterech - ale wówczas tworzą drużyny) kierują poczynaniami frakcji konkurujących ze sobą o wpływy w podzielonej na sektory Kolumbii. Stronami są oczywiście znani z gry Vox Populi wraz młodą rewolucjonistką Daisy Fitzroy na czele oraz Założyciele, za którymi stoi Comstock.
Gdzie w tym wszystkim podział się Booker? Cóż - robi swoje. Chronologia wydarzeń, w których ten uczestniczy, jest w miarę zgodna z tym, co działo się w grze, więc nasz znajomy prywatny detektyw sieje wokół siebie chaos ganiając po planszy i starając się mieć Elizabeth przy boku. W interesie obydwu frakcji jest więc unikanie go za wszelką cenę, chociaż sama dziewczyna jest łakomym kąskiem. Grę wygrywa ta frakcja, która jako pierwsza osiągnie wymagany próg punktowy sprawnie manewrując siłami po mapie i kontrolując strategiczne regiony. Przyda się też umiejętność szybkiego liczenia.
Bioshock Infinite: Siege of Columbia
Obydwie frakcje rozstawiają na początku gry swe siły zgodnie z prawidłami, które poznaliśmy w grze. Przykładowo siły Comstocka rozmieszczone będą w pobliżu monumentu, w którym przetrzymywana jest Elizabeth. Każda runda gry składa się z trzech faz. W pierwszej z nich gracze głosują za wejściem w życie (lub odrzuceniem) losowego wydarzenia mogącego pomóc jednej ze stron wykorzystując tkwiące na wybranych kartach punkty wpływu. Kart wydarzeń w zestawie jest zaledwie 15, jeśli się skończą przed zwycięstwem którejkolwiek z frakcji, wygrywa ta na której koncie jest więcej punktów. Jednocześnie Booker i Elizabeth uciekają z Kolumbii, a zwycięstwo ma raczej pyrrusowy charakter. Na początku swojej tury, gracz ma szansę wybudować na zajmowanych sektorach dodatkowe struktury (np. wieżyczki strażnicze) i rekrutować nowe siły. Pieniądze na te dobrodziejstwa również czerpie z kart, a już spieniężonych musi się pozbyć. Prawdziwa zabawa rozpoczyna się jednak później.
Bioshock Infinite: Siege of Columbia
Poszczególne dzielnice połączone są ze sobą znanym z gry systemem podniebnych szyn, a poruszanie się po nich w planszówce sprawia ponoć taką samą przyjemność, co przejażdżki w samej grze! Nieudany rzut oznacza utratę jednostki, która spadła z szyny i roztrzaskała się o ziemię, chyba że gracz postanowi uratować ją pozbywając się określonej liczby kart akcji, które przydają się w walkach, wspomnianym już głosowaniu i przy okazji stanowią podstawowe źródło dochodu. Jednym słowem i tak źle, i tak niedobrze. Paradoksalnie jednak, mimo że jest to gra w dużej mierze oparta na utrzymywaniu zajętych pozycji, kluczem do sukcesu jest częste i szybkie przemieszczanie wojsk w maksymalnie ryzykowny sposób. Wiąże się to z koniecznością zdobywania wspomnianych już punktów, które na konto gracza trafiają także gdy ten zdoła wykonać proste zadania ujawniane na początku każdej tury. Na tyle proste, że obydwie strony muszą się bardzo spieszyć - a to oznacza szaleńcze wyścigi na sky-line'ach.
Następnie zostaje jedynie rozstrzygnięcie potyczek, które również odbywa się na podstawie atrybutów widocznych na kartach, które w dodatku można modyfikować. W przypadku porażki, obrońca musi zniszczyć jedną strukturę, którą wybudował na zajmowanym polu, oraz jedną z jednostek biorących udział w walce. Reszta wraca do fortecy, o ile takowa wciąż istnieje. W ostatniej fazie gracze dobierają karty tak, by mieć w dłoni 5 najbardziej przydatnych sztuk do wykorzystania w kolejnej turze.
Bioshock Infinite: Siege of Columbia
Z grubsza to chyba tyle. Przyznam szczerze, ze wgryzając się w zasady gry i czytając opinię ludzi, którzy mają za sobą kilkanaście partii, męczyłem się z początku niemiłosiernie, ale teraz sam zaczynam mieć ochotę na Siege of Columbia. Większość głosów chwali dynamikę gry i nieprzewidywalność tur, a sama mechanika mimo że w sporej mierze oparta na losowych wydarzeniach nie pozostawia graczy z poczuciem braku wpływu na rozgrywkę. Niestety, o jakichkolwiek planach dystrybucji gry w Polsce póki co nie słychać.
[Źródło: Boardgamegeek]
Konrad Zabłocki