Google nie złapało ich wszystkich, chociaż mogło
Wiedzieliście, w jakiej firmie narodziło się studio Niantic Labs, które dało nam Pokemon Go?
13.07.2016 | aktual.: 14.07.2016 09:22
Czy jest choć jeden czytelnik Polygamii, który nadal nie ma pojęcia, czym jest Pokémon Go? Wątpię. Popularność tego tytułu rośnie tak szybko, że moglibyśmy wyznaczyć w redakcji specjalną osobę do pisania wyłącznie tekstów okołopokémonowych i miałaby ręce pełne roboty już od kilku dni. Możemy spokojnie założyć, że oficjalna premiera tytułu w krajach, które obecnie tworzą ściemniane konta australijskie, byle tylko móc zagrać, wystrzeli Pokémony w kosmos. Jednym zdaniem - mamy do czynienia z pierwszą aplikacją oferującą rozszerzoną rzeczywistość, jaką znał będzie praktycznie każdy.
Co ciekawe, wszyscy mogliśmy być teraz bezmózgimi robotami żyjącymi (i spacerującymi!) dla Google. Niantic Labs, czyli studio, któremu Nintendo wisi cysternę piwa, powstało wewnątrz giganta od wyszukiwarki. Drużyna Johna Hanke, pomagającego wcześniej przy Google Maps czy Google Earth, miała jeden cel: tworzyć bajery na podstawie technologii mapowania z ich matczynej korporacji.
Pokémon GO - Get Up and Go Trailer
Wypuścili na przykład Field Trip (typowo społecznościowe powiadamianie o lokacji, w której się znajdujemy) lub Ingress. To drugie zwłaszcza wyglądało ciekawie - multiplayerowa gra mobilna, w której trzeba było odwiedzać różne rzeczywiste miejsca. Nie brzmi odrobinę znajomo?
Niantic wyprzedzało Alphabet. Było zatem jedną z pierwszych autonomicznych jednostek biznesowych powiązanych z Google. Wyniki ich prac miały albo powrócić wraz z całą technologią do firmy-matki, albo spowodować rozstanie. Decyzja o porzuceniu zespołu Johna Hanke padła jeszcze przed restrukturyzacją całej firmy i ogłoszeniem Alphabetu. Z powodu Ingress Niantic stało się bardziej studiem okołogrowym niż okołogoogle'owym. "Są gotowi przyspieszyć swój rozrost, stając się niezależną marką" - pisało ówcześnie Google. I najwyraźniej byli gotowi.
Prawdziwym powodem odejścia z Google mogła być chęć współpracy z innymi wydawcami. Google uwielbia platformy, ale nie lubi bratać się z nikim, pragnie zawsze pozostawać neutralne. Jeżeli Niantic marzyło o podpięciu się pod Nintendo, by dostać zielone światło dla Pokémon Go, musiało przejść na niezależną stronę mocy.
"Nie ma tego złego". Google też w jakiś sposób zyska na popularności kieszonkowych potworków. Wychowali tego developera i wręczyli mu skarpetkę, a do tego stoją przed obliczem świata całkowicie zakręconego na punkcie rozszerzonej rzeczywistości (AR). Na pewno jest tam komuś szkoda, że najgłośniejsza aplikacja mobilna dekady nie będzie należeć do nich, ale cóż - któż mógł przewidzieć.
Adam Piechota