GoldenEye 007 - recenzja
12.11.2010 10:00, aktual.: 30.12.2015 14:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Z reedycjami bywa różnie. Najczęściej jednak odświeżona wersja nie jest w stanie sprostać kultowi, jakim obrósł oryginał, tym bardziej dziwi fakt, że twórcy decydują się na takie ryzyko. Wydawało się, że wydany w 1997 roku, przeznaczony dla Nintendo 64 GoldenEye 007 pozostanie już tylko w naszej pamięci, a jednak Eurocom postanowił zmierzyć się z klasykiem i rękami Activision sprzedać nam grę ponownie. Zaskoczeniem była platforma, bo padło tylko na Wii. Czy odmłodzony GoldenEye 007 sprostał oczekiwaniom?
Wiele recenzji GoldenEye 007 zacznie się od wspominek o starych, dobrych czasach, kiedy gry miały duszę i nikt nie próbował wyrwać nam z kieszeni ostatnich zaskórniaków. O tym, jak grafika nie miała znaczenia, a liczyła się tylko grywalność i atmosfera. Wielu recenzujących GoldenEye 007 będzie rozpływać się nad wydanym w 1997 roku pierwowzorem, który definiował konsolowe FPS-y, stając się jednocześnie jedną z najlepszych gier na licencji, jaka kiedykolwiek pojawiła się na rynku. Mógłbym zacząć podobnie, ale oznaczałoby to moją hipokryzję. Nigdy nie miałem Nintendo 64, a oryginalne GoldenEye widziałem kilka minut, dawno temu, w dodatku kątem oka. Czy to uczyni moją recenzję mniej wartościową? Mam nadzieję, że nie - dzięki braku bagażu doświadczeń postaram się spojrzeć na GoldenEye 007 świeżym okiem, traktując grę po prostu jako skierowaną do posiadaczy Wii strzelankę. Powiedzmy sobie szczerze, bardzo dobrą strzelankę. Nazywam się Bond Fabularnie powinniśmy liczyć się z tym, że bazowano na piętnastoletnim już, siedemnastym filmie o przygodach agenta Jej Królewskiej Mości - Jamesa Bonda. W związku z powyższym gra niczym nas nie zaskoczy. Podobnie jak kiedyś, zabawę rozpoczynamy w rosyjskiej bazie, gdzie Bond spotyka się z agentem 006. Jest rok 1986, a MI6 odkryło sekretną fabrykę chemiczną. Celem pary bohaterów jest infiltracja i zniszczenie placówki, poprzez zdetonowanie podłożonych ładunków wybuchowych. Niestety podczas misji przyjaciel Jamesa ginie, a jemu samemu ledwo udaje się uratować skórę.
To dopiero początek przygody i jeśli nie przegapiliście kinowego hitu, to z pewnością nie napotkacie zbyt wielu fabularnych niespodzianek. Nie znaczy to wcale, że będzie dokładnie jak na wielkim ekranie. Podstawową zmianą jest aktor wcielający się w postać Bonda. Od jakiegoś czasu licencję na zabijanie ma Daniel Craig, który użyczył swojej twarzy i głosu również w grze od Eurocom. Pamiętajcie jednak, że nowy Bond to nie tylko popularny ostatnio aktor, ale i świeże podejście do uniwersum agenta 007. Wstrząśnięty, nie zmieszany Podobnie jak w kinie, Craig nie bawi się świecącymi zegarkami, które potrafią łączyć się z satelitą i zdalnie sterowanymi helikopterami, strzelać laserem, facet nie jeździ także samochodami z wbudowanymi wyrzutniami rakiet, piłami łańcuchowymi, śmigłami, skrzydłami i całym arsenałem zabawek znanych z niegdysiejszych filmów. Daniel to typowy maczo, który większość problemów rozwiązuje pięściami lub pistoletem i w taki właśnie świat rzuca nas GoldenEye. Bond dysponuje jedynie telefonem komórkowym, dzięki któremu może łamać szyfry lub otwierać zamknięte z pozoru drzwi. Call of Duty 4: Modern Warfare pokazało, że dobry FPS to masa skryptów, dzięki którym akcja nie traci tempa i trzyma gracza w niebezpiecznym stadium podenerwowania. Tym właśnie tropem idzie również GoldenEye, co w produkcjach na Wii nie jest wcale takie oczywiste. Gra nie pozwala się nudzić i choć prowadzi niejako "za rączkę", to nie mam absolutnie jej tego za złe. Bałem się mdłej przygody, a dostałem emocjonującą opowieść, która trzymała mnie na brzegu fotela praktycznie przez całe 7 godzin - bo tyle mniej więcej trwa kampania na normalnym poziomie trudności. Miła odmiana po krótkich FPS-ach na HD Genach. Zobaczcie, jak wygląda pierwszych kilkanaście minut GoldenEye 007.
Ładnie i elegancko Graficznie wszystko prezentuje się tak, jak należy, choć nie jest to bynajmniej najładniejsza gra na Wii. Osobom, które zjadły zęby na konsolach generacji HD może przeszkadzać odrobinę archaiczna oprawa, ale decydując się na stacjonarkę Nintendo trzeba liczyć się z faktem, że nie drzemią tam najnowsze procesory graficzne. Jeśli zdajecie sobie z tego sprawę, będziecie w stanie docenić oprawę GoldenEye 007. Modele postaci wykonano solidnie, a niektóre miejscówki, szczególnie otwarte, powinny Wam się spodobać. Przy większej liczbie przeciwników grze zdarza się "zakrztusić", ale zasadniczo możecie liczyć na w miarę równą animację. Oskryptowane wybuchy i urozmaicenia akcji zdecydowanie dodają oprawie pazura. Muzycznie jest bardzo dobrze - w tle przygrywa kojarząca się z serią o Bondzie ścieżka dźwiękowa, głosy aktorów są przekonujące, a odgłosy walki świetnie współgrają z obrazem. Nieźle wypadł również nowy "teledysk" otwierający grę. Nicole Scherzinger śpiewająco poradziła sobie z klasykiem autorstwa Tiny Turner, szkoda tylko, że piękna brunetka nie pokazała się w nim ani na chwilę. Sieciowe boje, nie tylko we dwoje Poza świetnym trybem kampanii, siłą napędową GoldenEye 007 jest rozgrywka sieciowa. Choć dla użytkowników 360 i PS3 dobre strzelanki multi są chlebem powszednim, to dla posiadaczy Wii wieloosobowa zabawa przez Internet nie jest wcale taka oczywista. Zaryzykuję stwierdzenie, że GoldenEye 007 to najlepszy sieciowy shooter na stacjonarną konsolę Nintendo. Do naszej dyspozycji oddano kilka trybów, a najciekawsze z nich to Conflict (typowy deathmatch) oraz Black Box, polegające na zajmowaniu się rozmieszczanymi na mapach skrzynkami, a przy okazji likwidowaniu przeciwników. Są również opcje drużynowe, więc będziecie mieli okazję współpracować ze znajomymi. Zabójstwami i wygranymi pojedynkami zdobywamy punkty doświadczenia, podnosimy poziomy, a co za tym idzie zdobywamy dodatkowe umiejętności. Tryb rozwoju bohatera na pewno przytrzyma Was dłużej przy konsoli. Gra się świetnie, lagi raczej nie dokuczają, nie spotkałem również problemów z wyszukiwaniem meczy. Zobaczcie, jak tryb rozgrywki wieloosobowej prezentuje się w akcji.
Werdykt Napotkałem w GoldenEye 007 tylko na jeden zgrzyt. Nie dałem się przekonać do grania za pomocą zestawu Wii Remote+Nunchuk. Nie wychodziło mi to w żaden sposób, przesiadłem się więc na pad do GameCube'a. Ten niestety wykonany jest zapewne inną technologią niż dzisiejsze kontrolery, przez co rozgrywka nie była tak komfortowa jak chociażby w przypadku 360. Pewnie dlatego twórcy zalecają granie Classic Controllerem. Przymknąłem jednak oko na tę niedogodność i brnąłem w kolejne godziny przygody, wcielając się w bohatera mojej młodości. Podczas gdy świat ekscytował się Call of Duty: Black Ops, ja przechodziłem dostępną w grze emocjonującą kampanię, oddając się następnie przyjemnościom rozgrywki wieloosobowej, delektowałem się GoldenEye 007. Bardzo dawno już żadna gra zewnętrznego wydawcy nie przyciągnęła mnie do stacjonarnej konsoli Nintendo na tak długo. Odświeżone przygody Bonda udowadniają, że na Wii można grać w FPS-y inne niż Metroid Prime. Jeśli macie ochotę na wciągająca opowieść z najwyższej półki, bardzo dobry multiplayer, a do tego lubicie Bonda - nie muszę przekonywać Was do zakupu. To ogólnie jedna z najlepszych strzelanek ostatnich miesięcy i tytuł, z którym powinien zapoznać się każdy "prawdziwy gracz", który ma Nintendo Wii. Duże zaskoczenie i świetna gra.
Paweł Winiarski