Go Vacation - recenzja
Wakacje to obok świąt Bożego Narodzenia chyba najbardziej wyczekiwany okres przez każdego człowieka. Wreszcie można zapomnieć o obowiązkach, przestać przejmować się swoimi problemami i należycie odpocząć. "Go Vacation" na Wii pozwala nam wybrać się na nie w dowolnym momencie. Dobrze, że umożliwia nam to tylko w świecie wirtualnym, bo nie są to zbyt udane wakacje.
27.12.2011 | aktual.: 30.12.2015 13:28
Jeśli miałbym porównać do czegoś produkcję Namco Bandai, byłoby to wydane w 2009 roku „Wii Sports Resort”. Podobnie jak w dziele Nintendo przenosimy się tu na wypoczynkową wyspę (tu: Kawawii Island) i bierzemy udział w szeregu konkurencji (głównie sportowych). „Go Vacation” oferuje jednak znacznie więcej niż „Wii Sports Resort”. Po pierwsze - wyspa ma pokaźniejsze rozmiary, po drugie - możemy się po niej swobodnie poruszać przy użyciu różnych środków transportu w poszukiwaniu kolejnych aktywności, i wreszcie po trzecie - samych dyscyplin jest znacznie więcej, bo aż 50. Poza tym są one bardziej urozmaicone. Typowo letnie konkurencje, takie jak siatkówka plażowa, nurkowanie, surfing czy wyścigi na skuterach wodnych to tylko część wakacyjnej oferty Namco Bandai. Wyspę podzielono na cztery ośrodki: morski, miejski, śnieżny oraz górski, a w każdym znajdziemy zupełnie inny zestaw dyscyplin. W mieście możemy m.in. pojeździć na rolkach, zagrać na szklankach (!) czy pościgać się samochodami, w górach - wybrać się na spływ pontonem, polatać na spadochronie albo pojeździć na koniu, w ośrodku narciarskim natomiast - ulepić bałwana, porzucać się śnieżkami czy poszaleć na snowboardzie.
Pierwszy kontakt z wyspą budzi pozytywne emocje. Zaczynamy na plaży, rozglądamy się wokół, doceniamy urok otoczenia i orientujemy się, że mamy pełną wolność działania. Możemy podejść do stojącego obok chłopaka i zapisać się na nurkowanie, wsiąść na quada i przejechać się po wyspie, spróbować znaleźć poukrywane skarby, zrobić sobie zdjęcie w wyznaczonym miejscu, czy udekorować swój dom (po zaliczeniu odpowiedniej liczby minigier). Opcji spędzania czasu mamy wiele, problem w tym, że po jakiejś półgodzinie uświadamiamy sobie, że z zabawy nie czerpiemy żadnej przyjemności - ani zwiedzając wyspę, ani uczestnicząc w poszczególnych zawodach. Ta gra jest po prostu przeraźliwie nudna, powolna i kompletnie brakuje jej dynamiki. W zasadzie wszystkie konkurencje opierają się na słabych schematach, które zaczynają mierzić zanim jeszcze dobrze poznamy minigrę, i w większości są zbyt uproszczone.
Tenisowi brakuje jakiegokolwiek tempa. Zawodnik porusza się sam, a nasza rola ogranicza się do odbicia piłki w odpowiednim momencie. Ruchy rakietą są nienaturalne, zaś reakcja wirtualnego tenisisty następuje ze średnio 2-sekundowym opóźnieniem w stosunku do naszych poczynań w rzeczywistości. W siatkówce plażowej mamy większą kontrolę nad zawodnikami, ale rozgrywka jest równie ślamazarna. Piłka przemieszcza się chaotycznie z jednej pary rąk do drugiej, my mechanicznie machamy pilotem, by gdzieś ją odbić, a siatkarze w żaden sposób nie potrafią skonstruować normalnie wyglądającej akcji, bez względu na nasze starania. To, do pary z absolutnie katastrofalnymi animacjami, sprawia wrażenie, jakby zawodnicy bezwładnie podawali do siebie piłkę. A to, czy przeleci ona przez siatkę, nie ma już większego znaczenia. Prawdziwym szczytem monotonii i wtórności jest łowienie ryb. Wiimote to idealne narzędzie do stworzenia ciekawej minigry wędkarskiej. Twórcy „Go Vacation” najwyraźniej jednak tego nie zauważyli i zamiast gierki znanej choćby z „Wii Play” (poruszamy w niej wędką w stawie, kusząc ryby do wyjścia na powierzchnię, i z ekscytacją czekamy, aż któraś złapie haczyk, a my wówczas energicznie szarpniemy wiimote'em, by ją złapać), wybrali najprostszą z możliwych dróg. W ich wizji chodzimy po zamarzniętym zbiorniku wodnym i w dowolnym miejscu robimy dziury. Gdy po dwóch ruchach pilotem uda nam się wykonać to pasjonujące zadanie, nasz wędkarz rozkłada sobie krzesło, siada i czeka. A my czekamy razem z nim (emocje sięgają wówczas zenitu). Gdy w wodzie coś zacznie się poruszać i wreszcie obudzimy się z drzemki, w którą zapadliśmy ze znużenia, musimy machnąć wiilotem - wówczas ryba (albo ryby, w zależności od sytuacji) jest nasza. By ukończyć grę, tę samą czynność musimy wykonać 10 razy. Ja miałem kompletnie dość po dwóch próbach.
Mógłbym jeszcze długo narzekać, także w odniesieniu do kolejnych konkurencji; nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś gra tak mocno mnie wymęczyła. Czary goryczy dopełnia sterowanie - średnio intuicyjne i niedostatecznie responsywne, co objawia się m.in. w wyścigach, podczas których zupełnie nie czujemy kontrolowanego pojazdu. W niektórych przypadkach twórcy mieli nawet problem z odpowiednim obłożeniem przycisków na kontrolerach.
Widać, że w grę włożono sporo pracy, ale indolencja mechanizmów rozgrywki sprawia, że zupełnie się tego nie docenia. Bo co z tego, że wyspa jest duża i ciekawie zaprojektowana, skoro nie mamy ochoty jej zwiedzać? Co z tego, że mamy aż 50 różnorodnych dyscyplin, skoro tylko 2-3 mogą się podobać? Ja bawiłem się dobrze chyba tylko przy skokach narciarskich i kajakarstwie górskim. Przez resztę przebrnąłem z gorzkim wyrazem twarzy tylko na potrzeby recenzji. Inaczej grę rzuciłbym w kąt szybciej, niż wymówicie sławne w całym Internecie zdanie „Lubię żółwie”. No, może nie tak szybko, ale wiecie, do czego zmierzam.
W pozytywnym odbiorze gry nie pomagają znajomi. Okej, zabawa w multiplayerze (do czterech osób) jest lepsza niż samodzielna gra, ale 'lepsza' nie oznacza wcale 'dobra'. To wciąż katorga. Nie pomaga też oprawa audiowizualna - stosunkowo prosta i sympatyczna - która nie wybija się raczej na tle innych zestawów minigier znanych z Wii.
Werdykt Szkoda zaprzepaszczonego potencjału tej gry. Gdyby tylko „Go Vacation” potrafiło bawić, mogłoby być jednym z najfajniejszych zbiorów minigier na Wii, który rywalizowałby z „Wii Sports Resort” jak równy z równym. Ale „Go Vacation” nie bawi. „Go Vacation” męczy, irytuje i nuży. Byłaby jedynka, gdyby nie moje współczucie dla twórców i ich zmarnowanego wysiłku włożonego w proces produkcyjny.
Ocena: 2/5 - Ostatecznie (Ocenę 2 otrzymują gry słabe, ale niepozbawione dobrych momentów. Zdecydowanie tylko dla fanów gatunku i tylko jeśli nie ma niczego innego do grania).
Europejska data premiery: 4.11.2011 Deweloper: Namco Bandai Wydawca: Nintendo Dystrybutor: Stadlbauer PEGI: 7
Egzemplarz do recenzji udostępnił dystrybutor, firma Stadlbauer.
Adrian Palma