Ghost Recon Future Soldier - wojna za dwadzieścia lat
Twórcy gier uwielbiają fantastykę naukową. Nieraz gracze byli wyprawiani w przyszłość, w najodleglejsze krańce kosmosu, w inne wymiary. Strzelali laserami, machali mieczami świetlnymi, korzystali z wyrzutni miotających robale. Ghost Recon Future Soldier to z kolei wycieczka w czasy na tyle nieodległe, że bardzo prawdopodobne.
12.04.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:48
Seria Ghost Recon od swojego zarania opowiadała o konfliktach toczących się w niedalekiej przyszłości i choć większość z wróżb się nie spełniła, na szczęście, to kolejne gry znajdowały całkiem liczną rzeszę odbiorców. Sam znam ją jedynie pobieżnie, z ostatnich wcieleń, więc na pokaz Ghost Recon Future Soldier jechałem, nie wiedząc do końca, czego oczekiwać.
Najnowsza produkcja paryskiego oddziału Ubisoftu ma być dynamiczną strzelaniną, kładącą nacisk na wiarygodność uzbrojenia. Przenośny kamuflaż, egzoszkielet czy znajdująca się na ramieniu wyrzutnia małych rakiet wyglądają jak akcesoria Bobby Fetta, ale twórcy zapewniają, że nawet jeśli trochę popuścili wodze fantazji, to wszystko ma swoje źródła w prototypach, których plany już dzisiaj leżą na deskach kreślarskich producentów uzbrojenia.
Gracze będą mogli wcielić się w cztery klasy: Komandosa, wyposażonego we wspomnianą wyżej wyrzutnię szturmowca; Zwiadowcę ukrywającego się pod kamuflującą pelerynką; Inżyniera, który potrafi sterować różnego rodzaju robotami oraz Snajpera, który zdejmuje wrogów z odległości. Standard. Dodatkowo w trybie dla wielu graczy będzie można wcielić się w bezzałogowy pojazd, ten który można było zobaczyć na filmowym zwiastunie - większa siła ognia okupiona jest mniejszą mobilnością.
Twórcy sporo opowiadali o uzbrojeniu, prototypach, przyszłości, prawdopodobieństwie, wszystkich tych szczegółach, które mają odpowiednio nastroić, zbudować tło dla gry. A potem ją pokazali. I cóż, wyglądała jak Gears of War. Postać biegała od murka do murka, przeskakiwała, turlała się, przylepiała - wszystko to już gdzieś wcześniej widziałem, nawet kamera wisiała pod podobnym kątem. Koniec z wydawaniem poleceń członkom oddziału - sami wiedzą gdzie iść, za czym się chować, czy strzelać.
Główną atrakcją GHFS ma być system "Link-up", formacji, w którą łączą się gracze. Działa to jak swego rodzaju niewidzialny pojazd: pierwsza osoba w oddziale nią steruje, a reszta automatycznie idzie. Dzięki temu gracze nie muszą przejmować się ruchem, a mogą skupić na rozglądaniu i strzelaniu. W każdym momencie można się z tej formacji odłączyć i biegać samemu.
Skąd taka automatyzacja? Twórcy uznali, że nie ma sensu wymagać od gracza lat treningu, aby potrafił poruszać się w wojskowej formacji i takie "przyłączanie" ma pomóc mu poczuć się jak prawdziwy żołnierz. Niestety nie pokazano, jak Link-up wygląda, gdy łączy cztery osoby. Do korzystania z tego rozwiązania ma zachęcać fakt, że w formacji specjalne umiejętności każdej z klas są odpowiednio wzmacniane: zwiadowca może ukryć resztę kompanów, komandos otrzymuje potężniejsze rakiety etc.
Zaprezentowana wersja była zupełnie robocza i trudno o niej cokolwiek napisać, poza tym, że paryżanie będą musieli się ostro wziąć do roboty, jeśli chcą zdążyć na wyznaczoną na jesień premierę. Widać, że chcą postawić na bardziej dynamiczną i widowiskową akcję, co może się nie spodobać fanom serii. Zaprezentowany fragment gry toczył się na wąskiej drodze, ale twórcy zapewniają, że całość ma być bardziej urozmaicona i oferować większą swobodę w poruszaniu się po planszy.
Rozgrywka mnie nie zachwyciła, nie pokazano nic, co szczególnie wyróżniałoby grę na tle Army of Two czy Gears of War. Pomijając Link-up. Być może jednak gra nadrobi fabułą. Ta wydaje się z początku nieco ograna: po raz kolejny ultranacjonaliści przejmują władzę w Rosji i dążą do światowej dominacji, i tylko Amerykanie mogą ich powstrzymać. Ciekawiej natomiast zapowiada się sposób, w jaki ta historia zostanie opowiedziana: gracz nie zawsze będzie się wcielał w superżołnierza. Czasem będzie patrzył na wydarzenia z perspektywy zwykłego robotnika pracującego przy szybie naftowym albo ochroniarza rosyjskiego prezydenta, który musi go bronić przed terrorystami. Ilość przerywników filmowych ma być ograniczona do niezbędnego minimum. To spore wyzwanie, bo już Modern Warfare 2 pokazało, że z żonglowania masą bohaterów nie zawsze wynika coś pożytecznego, bo gracze mogą mieć problemy z wczuciem się w swoją rolę. No, chyba że te urywki będą równie krótkie, co scena ze stacji kosmicznej z ostatniej produkcji Infinity Ward.
Gra oferować będzie 14 misji, które mają dostarczyć zabawy na kilkanaście godzin - czy to w pojedynkę, czy to w kooperacji. Oprócz tego dostępny będzie także tryb dla wielu graczy, gdzie będzie można toczyć walki w zespołach 8 vs 8. Także i tu Link-up będzie obowiązywał. Ale trudno oczekiwać, aby właśnie on miał stać się magnesem, który odciągnie graczy od innych produkcji.
Konrad Hildebrand