Ghost Recon: Future Soldier - recenzja
Brak „Advanced Warfighter” w tytule to nie przypadek. Wraz z „Future Soldier” seria Ghost Recon zostawia przeszłość za sobą. Duchy coś zyskały, co innego straciły, ale w ogólnym rozrachunku ich nowe oblicze zaskakuje na plus.
Przyszłość dzieje się teraz Ocena: 4/5 - Warto "Widowiskowe jak nigdy, ale taktyczne jak zawsze. To jak dotąd najlepszy tryb kooperacji na konsolach w tym roku"
Zaskakuje, bo po pierwszych prezentacjach nie brakowało głosów, że grze czegoś brakuje. Ubisoft wziął sobie do serca narzekania na zbyt śmiałą ucieczkę w science fiction, jakie pojawiły się po E3 w 2010 roku, i postanowił przemyśleć założenia gry od nowa. I słusznie, bo choć nie brakuje tu technologii umożliwiającej wtopienie się w otoczenie, niezniszczalnego, kroczącego robota czy drony zwiadowczej, radzącej sobie zarówno w powietrzu, jak i na ziemi, to wizja takiego pola walki nie budzi podskórnych myśli w stylu „o, kolejna bajeczka”. Nie wiem, jak idą prace nad "magicznym" kamuflażem, ale inne dostępne w grze gadżety, spokojnie mogą być już wykorzystywane w misjach oddziałów specjalnych. Wszak „Future Soldier” to wojskowa inicjatywa jeszcze z lat 90., więc rojący się od informacji HUD, czy opisujące świat informacje systemu rzeczywistości rozszerzonej i oznaczające wrogów czujniki są tu jak najbardziej na miejscu.
Jest afera Gra posiada polską wersję językową - napisy
Tym razem nasz oddział „Duchów” ma dwa cele. Pierwszym jest zemsta za śmierć towarzyszy, którzy zginęli zwabieni w pułapkę. W trakcie tropienia sprawców natrafimy jednak na chyba już tradycyjną dla gier sygnowanych nazwiskiem Clancy'ego próbę obalenia rządu jednego z mocarstw i tajną organizację, rozstawiającą na szachownicy światowej polityki swoje pionki.
Sama opowieść nie wybija się tu ponad średni poziom militarnych strzelanin Ubisoftu, ale warto docenić fakt, że tym razem pomiędzy misjami gra oferuje nam więcej, niż tylko suchy briefing z mapą okolicy w tle. Mamy szansę poznać czwórkę żołnierzy, którymi sterujemy, dzięki ciekawym scenkom przerywnikowym. Czasem poważne, kiedy indziej prezentujące typowo żołnierski humor, są czymś, czego serii wcześniej na pewno brakowało. Szkoda, że tematu poznawania oddziału nie pociągnięto dalej. Scenek w rodzaju tej, w której dowódca, lecąc na akcję, dzwoni do córki, by złożyć jej życzenia urodzinowe, przydałoby się więcej. W końcu życie na linii frontu, w ciągłej gotowości, to wdzięczny temat. A i gracze chętniej dowiedzieliby się czegoś o swoich postaciach.
Duchy chodzą czwórkami Gracze - w liczbie mnogiej - bo kampania „Future Soldier” bez dwóch zdań została stworzona z myślą o przechodzeniu jej w czwórkę.
Zanim zagrasz, obejrzyj Ghost Recon Alpha - filmowe wprowadzenie do gry.
W misjach zawsze bierze udział kompletny oddział (no, poza jedną), więc jeśli gramy samemu, to w role innych jego członków wcielają się boty. Obserwując ich poczynania na polu walki, szybko dojdziecie do wniosku, że autorzy zbyt mocno wzięli sobie do serca nazwę „Duchy”. Nawet na najwyższym poziomie trudności nasi kompani są w stanie poruszać się pomiędzy wrogimi żołnierzami jak zjawy. W trakcie rozgrywki ANI RAZU nie zostali wykryci, nawet kiedy wskazywałem im cele, wymagające przemknięcia przez cały wrogi obóz. Ba, widziałem nawet, jak skryte parasolem niewidzialności boty odbijały się od przeciwników i niezauważone, skradały się dalej. Żywi gracze na takie uśmiechy losu nie mogą liczyć. Towarzysze kierowani przez konsolę wskazane cele eliminują bez trudu, z każdej odległości. Rozleniwiają do tego stopnia, że można przejść misję bez oddania strzału, po prostu oznaczając im wrogów i wydając rozkaz strzału.
Nie, żeby innych rozkazów było wiele, oprócz eliminacji wroga lub nadania priorytetu jakiemuś celowi w wymianie ognia botom możemy rozkazać jeszcze tylko leczenie rannego kolegi. To uproszczenie jest zresztą kolejną przesłanką tego, że to współpraca żywych graczy gra tu pierwsze skrzypce. W pierwszych Ghost Reconach możliwości wydawania rozkazów były bardzo rozbudowane, w czasach „Advanced Warfighter” zredukowano je, ale wciąż mieliśmy możliwość wydawania rozkazów ruchu swoim konsolowym kompanom. W „Future Soldier” tej opcji nie ma.
Mniej gadania, więcej akcji Początkowo za nią tęskniłem, bo mimo wszystko własnoręcznie wykonany manewr flankowania czy przeprowadzenie oddziału przez bazę wroga bez podnoszenia alarmu to zawsze większa frajda, niż patrzenie, jak żołnierze radzą sobie sami. I w sumie wciąż żałuję, że konsolowe boty są raczej chodzącymi oszustwami, niż postaciami zastępującymi ludzkich partnerów, ale tych przecież każdy może sobie znaleźć i spróbować przekrzyczeć znajomych, z których każdy chce być dowódcą. Wtedy synchronizowane egzekucje do czterech wrogów naraz naprawdę trzeba odpalać odliczaniem tak, by żaden z wrogów nie został oszczędzony i nie ogłosił alarmu. Przekradanie się przez bazę wroga nabiera zupełnie nowych rumieńców, kiedy widzimy, że kumpel wychodzi prosto na strażnika, który zaraz zrozumie, że nie ma problemów ze wzrokiem i patrzy na żołnierza ukrytego pod kamuflażem. To zdecydowanie najfajniejsza i najbardziej... naturalna kampania kooperacyjna od bardzo dawna.
A uproszczenie warstwy taktycznej „Future Soldier” ma też swoje plusy. W poprzednich grach z serii rozgrywka była nieco sztywna, delikatnie mówiąc. Najpierw rozstawialiśmy swój oddział na jak najlepszych pozycjach, by potem możliwie szybko wyeliminować wroga i powtórzyć czynność za następnym skrzyżowaniem.
I jeśli odejmiemy samodzielne rozstawianie członków oddziału na mapie, to typowy kwadrans pracy Duchów wygląda tu podobnie, aczkolwiek wszystko nabrało niespotykanego wcześniej w serii dynamizmu. Są momenty, w których wzniecony alarm kończy misję, są też takie, w których nie mamy już wyjścia i po prostu musimy pruć ołowiem, jakby nazwa oddziału była tylko żartem. W większości sytuacji mamy jednak wybór. Jeśli uda się ściągnąć wrogów po cichu, nie przybędą posiłki i będzie prościej. Jeśli coś zrobimy nie tak, będziemy musieli się liczyć ze wzrostem liczebności wrogów. Sprytne skradanie jest więc nagradzane, ale w razie czego i tak mamy szansę pokonać przeciwników w otwartej walce.
Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź odpowiedzi na wasze pytania
Z tym że autorzy tu i ówdzie dorzucili podnoszące adrenalinę wstawki, których nie powstydziłoby się samo Call of Duty. Czy będzie to czołg przebijający ścianę za naszymi plecami w momencie, kiedy większość członków oddziału ma puste magazynki, czy obowiązkowa sekwencja operowania obrotowym działkiem z pokładu śmigłowca, czy krótkie fragmenty, kiedy to Duchy ustawiają się w formację „diament” i poruszają się „po szynach”, osłaniając VIP-a w środku, a każdy żołnierz odpowiada za cele po swojej stronie. To coś, co zostaje w pamięci. Zwłaszcza że autorzy ewidentnie są dumni z wyglądu gry oraz animacji postaci i kamera często dostaje kilka sekund na pokazanie akcji z innego ujęcia. Jej operator z pewnością zasługiwałby na Oscara - żadna gra z Ghost Recon w tytule nawet nie próbowała pokazywać akcji w tak efektowny sposób.
Mroźno, upalnie, mokro, ślicznie Może to i dobrze, bo jeśli chodzi o grafikę, to zwykle nie mogły konkurować one z innymi grami. Z „Future Soldier” jest inaczej i choć zwykle te kwestie w recenzjach pomijam, to muszę pochwalić artystów z Ubisoftu.
Gra rzuca nas w rozmaite miejsca na całym globie. Otwarte przestrzenie przeplatają się z wąskimi korytarzami, a choć każde przejście kampanii zajmowało mi ponad 10 godzin, to nigdy nie byłem znudzony widokami, jakie oferuje. Burza piaskowa sprawi, że będą szczypać was oczy, arktyczny śnieg najpierw was ochłodzi, a potem oślepi, gruzińskie rdzawe lasy sprawią, że zatęsknicie za jesienią. Świetnie zrealizowano też efekty dostępnych trybów wizyjnych, które nie są tu tylko ciekawostką, ale też codziennym narzędziem pracy. Będziecie korzystali z nich niewiele rzadziej niż ze zwykłego wyświetlacza. Trochę słabiej wypadają modele przeciwników, przynajmniej tych, którzy nie należą do sił specjalnych. Ale kiedy ich jedna kula usuwa z widoku, oczy natrafiają na pełne detali, bardzo naturalnie animowane postacie duchów i znów można się trochę pozachwycać.
A potem hop, na serwery Ale kampania dla czterech graczy to jeszcze nie koniec sieciowych opcji „Future Soldier”. Zabrakło miejsca dla popularnego w „Rainbow Six Vegas” trybu Terrorist Hunt, ale mamy za to hordę. Pojawiają się w niej gadżety, których nie znajdziecie w kampanii (np. miny claymore, automatyczne działka, niekierowany atak z powietrza). Najpierw musimy zdobyć przyczółek, a potem go bronić. Teoretycznie pierwsza faza akcji powinna się odbyć po cichu, ale gdy za pierwszym razem wpadnie Osiągnięcie, potem nie ma specjalnej motywacji, by bawić się w skradanie. Sama rozgrywka to już typowa horda bez szczególnych udziwnień (no chyba, że za takie uznamy konieczność obrony konkretnego miejsca). Po przejściu pięćdziesiątej fali, bawić się będą tylko najzagorzalsi fani tego typu trybów, którym wałkowanie w kółko tego samego jakoś jeszcze się nie znudziło.
Dużo ciekawiej prezentują się bardziej klasyczne tryby drużynowej rozgrywki. Olbrzymim plusem „Future Soldier” w sieci jest fakt, że nie stara się on podrabiać ani „Call of Duty”, ani „Battlefielda”, czym idealnie wpisał się w moje gusta.
Mówię tu na przykład o trybach, wśród których nie znajdziemy deathmatchu czy deathmatchu drużynowego, bo skupiają się głównie na zaliczaniu zadań. Te mogą być losowo rozlokowane na mapie, bądź też ukryte wśród trzech potencjalnych lokacji, z których tylko jedna jest prawdziwym celem, który trzeba zdobyć/obronić. Nie zabrakło też trybu Oblężenie, który od pozostałych różni się tym, że nie ma w nim respawnów. Tak, większość graczy strasznie w nim kampuje, chowając się po krzakach, rowach i próbując zobaczyć przeciwnika, zanim to on pociągnie za spust. Ale co w tym złego? To „Ghost Recon”, pamiętam, że właśnie tak wyglądała sieciowa zabawa w pierwszej części gry, i strasznie mi się to podobało.
Jeśli chodzi o rozgrywkę w innych trybach, to „Future Soldier” dołącza do grona gier, w których współpraca pomiędzy klasami odgrywa naprawdę wielką rolę. Bez sapera - z jego czujnikami i droną - reszta drużyny jest jak pozbawiona wzroku i słuchu, ale już saper wrogiej bazy nie przejmie, bo jego uzbrojenie to śmiech na sali. Tylko zwiadowca dysponuje kamuflażem, więc nie jest tak, że po polu walki biegają same duchy. Mapki są zresztą dość małe, zatem dla karabinu snajperskiego trzeba znaleźć sobie dobre miejsce, by nie odganiać się od zachodzących nas od tyłu przeciwników.
Można było lepiej zrównoważyć rozwój postaci, bo nowe bronie odblokowuje się tu powoli i świeżaki muszą po prostu zapłacić frycowe, zanim dojdą do lepszych akcesoriów, ale to jedyna niedogodność, jaką znalazłem w trybach wieloosobowych. Nie miałbym też nic przeciwko temu, by Ubisoft darował sobie niepotrzebnie komplikowane dobierania części, z których składa się broń. Ilość kombinacji robi wrażenie, ale w gruncie rzeczy różnice pomiędzy danymi częściami są kosmetyczne. Jak na taki efekt, składanie zajmuje zbyt wiele czasu i pewnie szybko zrezygnujecie z niego, na rzecz automatycznej optymalizacji uzbrojenia pod kątem siły ognia czy mobilności.
Ale to detale.
Jeśli szukacie rozgrywki z mnóstwem opcji - zarówno taktycznych, dzięki świetnym, niedużym mapkom; jak i dostosowania postaci „pod siebie” - to „Future Soldier” spisze się wyśmienicie. To nie onieśmielająco wielkie bitwy z „Battlefielda” ani chaotyczna bieganina spod znaku „Call of Duty”. To kameralne starcia, w których nie brakuje ani myślenia, ani emocji.
Werdykt „Ghost Recon: Future Soldier” to kolejne (jeśli dobrze liczę, trzecie) wcielenie tej serii taktycznych strzelanin. Na pewno nieco uproszczone w stosunku do oryginału i - jeśli gramy z botami - pozbawione części taktycznych wyzwań, z którymi musieliśmy radzić sobie wcześniej. Dlatego jeśli nie planujecie grać w sieci, to od oceny odejmijcie sobie jeden punkt.
Jeśli natomiast uda się zebrać wam przynajmniej dwóch znajomych i wklepiecie przepustkę sieciową, dającą dostęp do trybów mutliplayer, zobaczycie zupełnie inne oblicze tej gry - widowiskowe jak nigdy, ale taktyczne jak zawsze. To jak dotąd najlepszy tryb kooperacji na konsolach w tym roku. I przy okazji jedna z najładniejszych gier.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów.)
Maciej Kowalik
Nie spodobała Ci się recenzja, lub może chciałbyś coś do niej dodać? Napisz własną recenzję w naszej encyklopedii gier polygamia.pl.
Tom Clancys Ghost Recon Future Soldier (PC)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 18 lat