Ghost of Tsushima. Jin przypomniał mi, czym jest zen i czemu to takie ważne

Brakujące ogniwo gier akcji.

Ghost of Tsushima. Jin przypomniał mi, czym jest zen i czemu to takie ważne
Barnaba Siegel

Nie jest niczym odkrywczym stwierdzenie, że w grach pędzimy przed siebie. Kolejne levele, kończenie misji, szukanie następnych, a po drodze wyskoczy nam jeszcze jakaś generowany losowo. Tak działają wszystkie „otwarto-światowe” gry ostatnich lat – i tak działa też "Ghost of Tsushima".

Pogracie dwie godziny – na mapie zaroi się od znaków zapytania, czerwonych punktów oraz kwadratów oznaczających mniej lub bardziej ważne questy. A i tak Sucker Punch oszczędza nas mocno, bo wrócił do prastarego patentu na mgłę wojny. Tak, to nie jest "Wiedźmin 3", w którym można dostać ciężkiej choroby od miliona znaczników, które wyrastają jak grzyby po deszczu.

Powodów, dla których zamieniamy się w maszyny do odhaczania zadań, jest masa. Ale nie w tym rzecz. Skoro nas to bawi, to nic w tym złego. A może jednak?

Pora relaksu

Ale to też nieprawda, że w grach zamieniamy się w korposzczury, które pędzą przed siebie. Każdy z nas poszukuje chwili na odpoczynek. Tylko… to rzadko kiedy prawdziwy odpoczynek. Przypomnijcie sobie – co robimy, gdy nie biegamy z mieczem po lasach? Eksplorujemy, pozyskujemy surowce, handlujemy, wytwarzamy przedmioty. Tak, to dla nas relaks – który jednocześnie jest wpisaną w zasady gry pracą.

Obraz

Ktoś powie: „A co z momentem, gdy postać chodzi spać? Albo z medytującym wiedźminem?” Nic z tego. Trzeba już naprawdę przejeść się grą, albo mieć znów naście lat i za dużo wolnego czasu, żeby roleplayować te czynności, traktować je jako element życia bohatera.

Robimy to, bo muszą nam się odnowić paski – życia, wytrzymałości, many. Bo musimy zrzucić efekty negatywnego zaklęcia. Albo przewinąć do jakiejś godziny, by odpalić questa. Proste. A w tym czasie z niecierpliwością będziemy spoglądali na time-lapse z mknących na przód godzin.

Jednym z miłych zaskoczeń w tym temacie było dla mnie "Assassin’s Creed: Origins". Jeden moment – szukanie tych specjalnie ułożonych skał, by podziwiać różne konstelacje na niebie. Doznanie spotęgowane tym, że autorom udało się w to zgrabnie wcisnąć taki mistyczny moment relacji ojciec-syn, którzy obserwują niebo i rozmawiają o "ważnych sprawach" ("Król lew" się kłania). Ale to tylko dodatek.

Zen is when

Cicha medytacja, religijna kontemplacja, nurt buddyzmu – tak w żołnierskich słowach wyjaśnia termin "zen" Wikipedia. I o ile na stricte religijnym poziomie nie mam zamiaru podejmować się analizy, tak wszyscy znamy przecież więcej niż popkulturowy wymiar. Spokój, ale i obserwację - zwłaszcza siebie i swojego umysłu. Współczesne podręczniki zdrowego życia wkroczyłyby tu szturmem z terminem "mindfulness".

Obraz

Ale Jin nie potrzebował żadnych terminów i szturmów, żeby pokazać coś bardzo ważnego. "Ghost of Tsushima" to gra, która po cichu krzyczy o szukaniu balansu. O tym, co wolno, czego nie wolno. Że na wszystko jest jakaś odpowiedź. I że po urządzeniu soczystej rzezi trzeba nie odpocząć, nie zjeść jakąś jagodę i zupę albo na godzinkę się kimnąć celem odnowienia zdrowia. Trzeba oczyścić umysł.

I Cuszima jest poprzecinana atrakcjami, które nam w tym pomogą. Zacznijmy od tych najbardziej oczywistych, czyli gorących źródeł. Dobrze ukryte stawy z ciepłą wodą, najczęściej już lekko przystosowane dla bywalców, zwiększają kąpiącemu pasek zdrowia. Minimalnie. Ale to w ogóle nie jest ważne.

Fujiyama

Gdy znajdziemy takie źródło, możemy odpalić sekwencję. Jin zdejmuje z siebie wojownicze łachy i jako gołodupiec wskakuje do środka. A gdy zanurzy się po szyję, gra daje nam dwa tematy do rozmyślania. Ok, rozmyślanie o "zmarłym ojcu lub wujku", jako absolutnie pierwszy temat kąpieli, było dość nieprzemyślane. Ale dalej gra serwuje nam całe spektrum tematów – o ludziach, wojnie, niepokoju, jedzeniu, przyjemnościach.

W identycznym duchu stworzona specjalne miejsca do tworzenia… haiku. Tak, japońskość "Ghost of Tsushima" dopełnia pisanie japońskiej poezji. Jak to działa? Poszukujemy "pięknych miejsc", które oprócz tego, że są piękne, mają też okrągłą, wiklinową matę do siedzenia. Klękamy, wyciszamy się i spoglądamy w dal. Gra pozwala wybrać małe okręgi, z których wybierzemy tematy. Trzy tematy dadzą efekt w postaci króciutkiego wiersza.

Obraz

Dla jednego będzie to kretyńska mini-gra, ale ja tu widzę dopełnienie tego nurtu zen. Popatrzcie na to tak – jesteśmy po konkretnej jatce, przez ostatnie 30 minut wyżynaliśmy Mongołów. Krew się lała gęsto, a nam włączał agresor i rządza perfekcyjnego rozcinania ciał innych istot ludzkich. Bawimy się dobrze, ale hej – zabijamy wirtualnych ludzi. "Not cool", jakby powiedział Dominik.

Z drugiej strony jest wojna, więc nie mamy z tym problemu. Ale rządny kolejnych wyzwań i odkrywania znaczników umysł warto przecież oczyścić – jak miecz z krwi (tak, jest na to animacja w grze i możemy ją sami odpalać po każdej jatce, touchpad w prawo).

Zatrzymujemy się w takim "tu i teraz", rozglądamy, podziwiamy, rozmyślamy. Czasem o szczęściu i naszych losach po wojnie, czasem o takim "memento mori". Gdyby to nie była gra, w której bohatera chronią save’y, Jin mógłby zginąć na każdym kroku. Ale to przecież wyżyny stoicyzmu, by nie trząść się nad własną śmiercią na polu walki, ani nie kipieć żądzą krwi, tylko pozbyć się strachu i być gotowym na wszystko.

Albo przypomnieć sobie, że poza walką są też piękne rzeczy, a jak ta cała wojna się skończy, to Jin pójdzie najeść się słodkich gruszek. "Wojna? Spoko, ale jestem też człowiekiem, potrafię myśleć nie tylko o zdobywaniu nowych obozów". Zen.

Tego jest więcej

I chociaż wizyty w źródłach i układanie haiku to najważniejsze elementy, "Ghost of Tsushima" daje nam więcej momentów do zachwytu. Na przykład w postaci tych romantycznych pejzaży, pełnych kolorowych liści. Epicka walka nie musi przecież odbyć się na klepisku, miejskim targu czy najwyższej wieży. Równie dobrze może ślicznie kontrastować z żywym od barw światem.

Obraz

Nasze zen dopełnia obecność mądrych zwierząt w grze. Mamy znane z japońskiego folkloru "kitsune", czyli lisy. Mamy i złote papugi. Oba zwierzaki wskażą nam drogę do skarbu. A wiatr drogę do wskazanego celu. Bez nerwowych przeklików przez mapę czy natarczywej kreski prowadzącej do celu.

Idzie sobie na przód, wiatr prowadzi cię do celu. Nagle zjawia się papuga – podążasz za nią i odkrywasz jakąś świątynię czy inny bonus. Nie zostałeś zwabiony znacznikiem na mapie. Gra zafundowała nam naturalne zejście z trasy. Zen.

O ile spotkania z fauną i florą w większości są ulotne, tak po haiku zostaje nam pamiątka. W menu z ubraniami znajdziemy kolekcję opasek na głowę, a w ich opisie nasze haiku. Nasza świadectwo człowieczeństwa, nasza pamiątka ze ścieżki. Bo w końcu samuraj nie ma celu, tylko drogę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.