Gdyby battle royale jako gatunek mógł do kogoś należeć, byłby to chiński Tencent
Internetowy gigant ma udziały w największych przedstawicielach jak PUBG czy Fortnite.
08.11.2017 | aktual.: 08.11.2017 12:55
Słyszeliście w ogóle o Tencencie? Nazwa ta czasem przewija się w portalach o grach wideo, również u nas, ale jest to raczej mało znana na Zachodzie firma. Sytuacja o tyle ciekawa, że Tencent jest czwartą największą firmą internetową na świecie, ustępując jedynie Facebookowi, Alphabetowi (właścicielowi Google) i Amazonowi, a jej prezes i jeden z założycieli, Ma Huateng, okupuje 31 miejsce na liście najbogatszych ludzi świata według Forbesa.
BenJunior vs AMZNSquad Crossfire PH Clan War Black Widow Gameplay #37
A o CrossFire słyszeliście? Pewnie też niespecjalnie, a ten sieciowy FPS może pochwalić się bazą 650 milionów zarejestrowanych użytkowników, z czego 8 milionów gra w tym samym czasie. PUBG ze swoimi 2,5 milionami jednoczesnych graczy się chowa. I tak się składa, że Tencent jest chińskim wydawcą tej gry. Giganta możecie też kojarzyć, jeśli gracie w League of Legends, bo jest właścicielem Riot Games. Lubicie czasem zrelaksować się w „świątyni zadumy” nad Clash of Clans albo Clash Royale? Również gracie w grę Tencenta, bo 86 procent SuperCella, czyli twórców wyżej wymienionych tytułów, należy do Chińczyków. Podobnie jak 25 procent Activision Blizzard.
Na tym lista się nie kończy, ale zanim przejdziemy do kolejnych pozycji, skoczmy na chwilę do bijącego rekordy battle royale. Wczoraj pisałem, że w Fortnite gra już 20 milionów ludzi, co oczywiście jest osiągnięciem, ale… Gra Epic Games dostępna jest na trzech platformach, a jej najpopularniejszy tryb jest darmowy. W trakcie publikacji tamtego tekstu nie dysponowałem oficjalnymi danymi największego konkurenta, czyli PlayerUnknown’s Battlegrounds, więc posiłkowałem się estymacjami SteamSpy. Okazało się, że serwis był w tym przypadku wyjątkowo dokładny, bo wczoraj późnym popołudniem Brendan Greene pochwalił się na Twitterze, że PUBG sprzedał się już w 20 milionach kopii.
Mówimy tu o sprzedaży gry dostępnej póki co tylko na PC, we wczesnym dostępie, opartej o jeden tryb rozgrywki i pozbawionej jasnego systemu progresji, choć on w niej jest, tyle że zakopany. A do tego kosztującej 30 dolców. To dopiero jest sukces.
A skoro jest sukces, to nic dziwnego, że pojawiają się naśladowcy. Tryby battle royale dodawane są nie tylko do istniejących gier, jak wspomniane już Fortnite czy CrossFire, ale też umieszczane w nowo powstających produkcjach, jak Crazy Justice czy Project X z możliwością zmieszczenia na serwerze do 400 graczy.
To teraz wracamy do Chin, gdzie znajduje się największa populacja grających w PUBG-a. Jest to też kraj, w którym niezwykle popularne jest granie na smartfonach, a skoro 1 + 1 = 2, to czemu nie zrobić battle royale na smartfony? Nad czymś takim pracuje już inny chiński gigant – NetEase, a wczoraj swoje mobilne battle royale zapowiedział Tencent.
Glorious Mission się nazywa i na pierwszy rzut oka wygląda jak kolejny klon PlayerUnknown’s Battlegrounds, z podobną wyspą i estetyką, choć uproszczoną pod smartfony. Jednak nie to jest w tym wszystkim ciekawe. Otóż Tencent posiada 5% udziałów w Bluehole, czyli właścicielu PUBG Corp. odpowiedzialnego za rozwój PlayerUnknown’s Battlegrounds, i ostrzy sobie zęby na więcej. Mało tego, firma ma też 40% udziałów w Epic Games, czyli nie tylko w Fortnite, ale też Unreal Engine, na którym PUBG działa. A to wszystko, w połączeniu z trybem battle royale w CrossFire, oznacza, że najpopularniejszy obecnie gatunek świata znajduje się w rękach jednej chińskiej korporacji.
Bartosz Stodolny