Gdy wirtualne hobby staje się rzeczywistą pasją, czyli jak gracz zostaje zawodowcem

Mistrzowie wirtualnej kierownicy ścigają się ramię w ramię z weteranami prawdziwych wyścigów i wcale nie stoją na straconej pozycji. Tak samo nie każdy pilot, na którego traficie w grze, jest tylko domowym hobbystą. Jak łączyć wirtualną rzeczywistość z prawdziwym zawodem?

Gdy wirtualne hobby staje się rzeczywistą pasją, czyli jak gracz zostaje zawodowcem
marcindmjqtx

25.04.2014 | aktual.: 15.01.2016 15:39

Czy pokonując kiedyś północną pętlę na torze Nurburgring w wirtualnym świecie zadawaliście sobie pytanie "ciekawe czy dałbym radę za kierownicą prawdziwego auta"? A może tocząc pojedynki z innymi wirtualnymi pilotami naszła was myśl, by wzbić się w chmury w prawdziwej maszynie? Są ludzie, dla których ta iskra nie była tylko przelotnym pragnieniem, a rozpaliła w ich sercach prawdziwy ogień pasji, którą realizują w rzeczywistości.

Od gracza do kierowcy Jacek Górlicki ma 20 lat i jest jednym z finalistów zeszłorocznej edycji GT Academy - imprezy mającej wyłonić najlepszych kierowców w najnowszej odsłonie serii gier Gran Turismo, dać im możliwość szkolenia się pod okiem profesjonalistów i rywalizowania w prawdziwych zawodach: - Sportami motorowymi interesuję się od najmłodszych lat. Już wtedy w miarę możliwości oglądałem różnego rodzaju relacje czy powtórki z wyścigów. Złapałem bakcyla na samym początku, kiedy wychodziły pierwsze gry samochodowe na PC-ta. Dostałem wtedy na gwiazdkę swoją pierwszą kierownicę. Wirtualne tory tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że to wszystko siedzi głęboko we mnie.

21 kwietnia wystartowała tegoroczna edycja GT Academy. Kwalifikacje potrwają do 16 czerwca, a dwóch najlepszych Polaków, razem ze zwycięzcami finałów w innych krajach, zostanie zaproszonych do Wielkiej Brytanii, gdzie na torze Silverstone powalczą o status najlepszego. Tę drogę przeszedł także Paweł Ledwoń, który ściga się obecnie już nie tylko wirtualnie: - Ten rok spędzam w najsłynniejszej serii wyścigów  wytrzymałościowych - VLN. Powiedziałem sobie, że albo Nürburgring albo nic. Dopiąłem swego i jeżdżę w ramach pucharu Toyoty GT86 w niemieckim zespole Leutheuser Racing & Events.

Również Krystian Korzeniowski, finalista GT Academy z 2012 roku przesiadł się za prawdziwą kierownicę i ma za sobą sezon w VW Castrol Cup: - Po programie GT Academy utwierdziłem się w przekonaniu, że wyścigi to moje życie. W tym celu stworzyłem swoje wyścigowe portfolio i wysłałem maile do setek firm z nadzieją, że ktoś wreszcie mnie zauważy. Dróg do świata wyścigów jest kilka, natomiast w każdej wymagane jest wsparcie finansowe.

Wirtualny trening czyni prawdziwego mistrza Pomimo rozpoczęcia rywalizacji na poważnie, żaden z kierowców nie zerwał z wirtualnymi wyścigami. Zapytani o to, czy gry pomogły im w okiełznaniu prawdziwych maszyn, wymieniają wiele elementów. Korzeniowski skupia się na zachowaniu na torze: - Wirtualne ściganie pomogło mi poradzić sobie z pewnymi nawykami za kierownicą prawdziwego auta wyścigowego. Wiedziałem jak sprawnie operować kierownicą i jakie panują zasady wyprzedzania oraz bronienia pozycji. Moja podświadomość bezbłędnie odróżnia grę od "realu". [...] No i oczywiście granie bardzo poprawia znajomość toru.

Wtóruje mu Jacek Górlicki, dodając jednocześnie, że nie wszystko jest takie samo: - Największą odczuwalną różnicą jest przeciążenie. Wbrew pozorom przesiadając się z wirtualnego świata do prawdziwego auta wszystko staje się łatwiejsze. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Zaczynamy czuć każdy najmniejszy ruch samochodu i jego zachowanie na swoim ciele. To pozwala nam do zbliżania się do granic przyczepności auta i wyczucia jego limitów. Jeśli chodzi o przydatne umiejętności, to tak naprawdę wszystkie nawyki się sprawdzają w rzeczywistości.

Jacek Górlicki/ fot. facebook.com/jacek.gorlicki

Co ciekawe, ściganie się na prawdziwych torach przekłada się pozytywnie także na wyniki w wirtualnych zawodach. Wspomina o tym Paweł Ledwoń: - Więcej myślę, zanim podejmę ryzyko. Nauczyłem się też płynniej jeździć, co jest dużo trudniejsze na symulatorach - przynajmniej dla mnie. Niestety, po przyzwyczajeniu się do prawdziwego auta zaczęło mi brakować przeciążeń. Bodźce w symulatorach są bardzo ograniczone, przez co jazda jest momentami trudniejsza niż w rzeczywistości.

Później dodaje jeszcze, że bynajmniej nie był w wirtualnym świecie niepokonany: - Jeśli chodzi o GT5, to nigdy nie wygrałem czasówki online - wymagają one tak wielkiej precyzji, że jeździ się praktycznie na pamięć. Podziwiam tych, którzy zajmują pierwsze pozycje. Moje miejsce było maksimum w czołowej 30-tce na świecie. Wygrałem natomiast trochę wyścigów i puchar WTCC organizowany przez GTPL, ale to też nie przychodziło aż tak łatwo. Polska ma małą, ale za to bardzo mocną reprezentację w GT5.

Kariera kierowcy wyścigowego czy rajdowego to jedno z tych marzeń, które stosunkowo łatwo snuć zabierając się za kursy na prawo jazdy i odkładając pieniądze na pierwszy samochód. Każdy z moich rozmówców potwierdza, że wirtualne wyścigi w pewnym sensie ułatwiły im zaistnienie w wyścigowym światku.

Paweł Ledwoń /fot. facebook.com/pawel.ledwon.racing

Nie rezygnują także z wirtualnych treningów, wskazując, że taka forma ćwiczeń jest przecież normalna chociażby dla kierowców Formuły 1. Paweł Ledwoń podchodzi do sprawy szczególnie poważnie: - Wciąż ścigam się na symulatorach, nawet dołączyłem do pierwszego profesjonalnego polskiego zespołu sim-racingowego - Teamu VRS. Symulatory pozwalają wsiąść w każdej chwili w dowolne auto i przejechać się po dowolnym torze. Nie planuję porzucać sim-racingu, ale brak czasu daje się zdecydowanie we znaki.

Jego ulubiona gra? Bynajmniej nie żadna Forza czy Gran Turismo: - Pod względem multiplayer rządzi iRacing, ale trochę irytuje modelem wpływu opon na jazdę. Fizyka w Assetto Corsa jest w chwili obecnej bezkonkurencyjna, mimo tego, że gra jest wciąż w fazie betatestów. Jeśli Kunos Simulazioni porządnie zaimplementuje multiplayer, ciężko będzie komukolwiek z nimi konkurować, bo wszystko poza tym już mają.

Wirtualne starty, prawdziwe lądowania Do tematu kierowców jeszcze wrócimy, bo przeskok z wirtualnych na prawdziwe tory wiąże się też z kilkoma trudnościami. Ale póki co spójrzmy nieco wyżej, na wirtualne nieba rozmaitych gier, gdzie królują piloci. Także ci, którzy za dnia latają na jak najbardziej prawdziwych maszynach (niekoniecznie wojskowych) lub pilnie się uczą, by kiedyś dostać taką szansę.

Bartłomiej Kalemba

Bartłomiej Kalemba Kanał w serwisie YouTube

Jednym z nich jest Bartłomiej "Bajtek" Kalemba, który jest kandydatem na studia w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie i łączy to z pracą na stanowisku opiekuna polskiej społeczności War Thunder. Zapytany o to, czy fascynacja lotnictwem zrodziła się z gier czy jeszcze przed nimi, odpowiada: - Lotnictwo od zawsze towarzyszyło mi w życiu. Duży wpływ na to mieli moi rodzice, którzy co jakiś czas zaskakiwali mnie nowymi lekturami z półek u dziadków.

Brzmi znajomo? Pewnie wielu z Was przeżywało okresy takiej fascynacji rozmaitymi tematami. U Bajtka pasja rozwijała się dalej: - Moje pierwsze doświadczenia to głównie książki dotyczące lotnictwa, zarówno cywilnego, jak i wojskowego. Wiedza na poziomie wizerunku samolotu i jego nazewnictwa wystarczała, ale do pewnego momentu. Prawdziwą batalię z lotnictwem rozpocząłem dopiero 3-4 lata temu, kiedy naprawdę zacząłem zgłębiać temat poszczególnych konstrukcji, fizyki lotu czy działania elementów i nadal sądzę, że moja wiedza jest ciągle za mała.

Spytany o to, czy jego idolem był Maverick z kultowego filmu "Top Gun", zaprzecza: - Nigdy nie marzyłem o lataniu myśliwcami, a w... lotnictwie transportowym. Odkąd pamiętam uwielbiałem widok tych majestatycznych gigantów, gdzie w szczególności C-17 jest moją ulubioną maszyną. Żałuję, że Polacy nie mają go na stałe, aczkolwiek C-130 czy C-295 są również porządnymi maszynami. [...] Pierwsza wizyta w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie wystarczyła, żebym na stałe zakochał się w tym miejscu. Nie wyobrażam sobie żadnej innej uczelni, która byłaby w stanie zapewnić mi tyle przeżyć jak i radości. Czy może być coś lepszego, niż budzący cię z porannej drzemki dźwięk przelatujących Iskier?

fot. Bartłomiej Kalemba

O ile każdy z nas potrafi w jakimś stopniu ocenić wierność symulacji samochodu, tak z tym samym procesem w odniesieniu do samolotu mielibyśmy pewnie problemy: - Nie ma miejsca na zabawę, wygłupy czy też próby. Tutaj jesteś odpowiedzialny za ludzi, za maszynę i przede wszystkim życie. W momencie, gdy popełnisz błąd, nie klikniesz "zagraj jeszcze raz". [...] Jeżeli widziałeś kiedykolwiek ilość "przełączników i przyrządów" w kokpicie, to wiesz o czym mówię. Ta ilość przeraża Cię, kiedy widzisz ją pierwszy raz, w momencie zaś jak wiesz do czego służy poszczególny przycisk czy panel, czujesz się jak w domu.

Ale odpowiednio wyposażone stanowisko gracza to w tym wypadku za mało. Wykucie na blachę historii awiacji i godziny wirtualnych lotów nie sprawią, że ktokolwiek posadzi nas za sterami prawdziwej maszyny. Co powinien zrobić maniak lotnictwa, który chce zostać pilotem? Odpowiedź jest prosta: - Wstać od komputera i wyruszyć do szkoły. Jeżeli chcesz mieć jakiekolwiek szanse dostania się do szkoły lotniczej, to niestety, ale musisz pogodzić się z matematyką i fizyką, a właśnie w wieku gimnazjalnym mamy chyba  największy bunt przeciwko tym przedmiotom. Kandydaci do szkoły to nierzadko ludzie zdający matury rozszerzone z przedmiotów ścisłych na 70-80%. Jest to elita szkół, która miała jasny cel w życiu - Idę do tej szkoły.

Wielkie chęci i umiejętności kontra codzienność

fot. Bartłomiej Kalemba

Kandydatów na pilotów czeka więc mnóstwo czasu spędzonego z nosem w książkach. Według Bartłomieja o jedno miejsce w szkole walczy średnio 10-12 kandydatów. W przypadku początkujących kierowców wyścigowych problemem są z kolei pieniądze. Każdy z moich rozmówców się z tym zmaga. Krystian Korzeniowski szukał niedawno wsparcia w serwisie Wspieram.to, ale udało mu się zebrać jedynie niecałe 2,5 tysiąca z szacowanych 52 tysięcy złotych, które umożliwiłyby start w nowym sezonie Volkswagen Castrol Cup. Nie wywiesza jednak białej flagi i zamierza zintensyfikować poszukiwania sponsora, który umożliwiłby mu dalszą rywalizację.

Jacek Górlicki myśli już o przyszłości i startach w przyszłym roku, ale ma również chrapkę na udział w pojedynczych wyścigach rozgrywanych m.in. na dobrze znanym każdemu fanowi wyścigów Nürburgring: - Wszystko zależy jednak od sponsorów, niestety. Powiedzmy sobie szczerze - największym problemem dla młodego, rozwijającego się kierowcy jest kwestia finansowa. Motorsport nie jest jeszcze na tyle rozwinięty w Polsce, dlatego tym bardziej ta "walka poza torem" o kwestie finansowe i dopięcie budżetu jest bardzo istotna.

Swoim kolegom wtóruje Paweł, zwracający uwagę na to, że każda minuta na torze kosztuje, a za każdy błąd, skutkujący koniecznością choćby drobnej naprawy, trzeba sowicie zapłacić prawdziwymi, a nie wirtualnymi pieniędzmi. Przypadki kierowców, którzy nie są w stanie dokończyć rywalizacji w sezonie z uwagi na brak funduszy nie są rzadkie: -  Szukanie sponsorów i środków jest wyczerpujące i pochłania 20 razy tyle czasu co same wyścigi. Na 1 sukces przypada 1000 upadków, więc trzeba umieć się podnosić. Przez to ciężko skupić się na ściganiu i podejmować ryzyko na torze. Nie mogę doczekać się dnia, kiedy nie będę musiał się tym wszystkim przejmować. [...] Początkującym polecam dokładnie to co sam zrobiłem - ćwiczyć na symulatorach.

Krystian Korzeniowski /fot. wspieram.to/projekt,1132.html

Na pewno wyjdzie taniej, a i w głowie zostanie nauka, która kiedyś może zaowocować autentycznym zdumieniem zarówno rywali, jak i siebie. Oddajmy na koniec głos Pawłowi Ledwoniowi: - Koledzy z zespołu byli mocno zaskoczeni tym, że w pierwszym wyścigu w moim życiu byłem w stanie nawiązać walkę z najszybszymi i znaleźć się od razu na podium. Ja z resztą też aż takiego wyniku się nie spodziewałem. *** Te przykłady pokazują, że gry mogą być wspaniałym katalizatorem dla prawdziwej pasji oraz prawdziwą pomocą na drodze do jej realizacji. To tylko cztery z zapewne tysięcy takich historii. Jeśli macie podobną, podzielcie się z nami.

Maciej Kowalik

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
publicystykagran turismowar thunder
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.