Gamescom 2018: Trochę straszno i trochę… ludzko. Grałem w Metro Exodus
Bandyci, dzikie psy, zmutowany niedźwiedź i... jelenie.
23.08.2018 10:41
Życie na powierzchni w świecie Metro 2033 jest jak najbardziej możliwe, co zresztą było poruszane w kilku książkowych spin-offach serii i trzeciej książce Głuchowskiego. Nigdy jednak nie wyobrażałem sobie, że ten świat może wyglądać, jakby nic strasznego się nie stało. Przemierzając dostępną w demie mapę zwyczajnie nie widać efektów nuklearnej apokalipsy, która zmusiła mieszkańców Moskwy do życia w brudnych tunelach.
Metro Exodus - gamescom 2018 Trailer [UK]
Są bujne lasy pełne zwierzyny, świeci słońce, nocą widać księżyc, po niebie latają ptaki i nawet woda wygląda całkiem zdrowo i zachęca do kąpieli (co odradzam, bo główny bohater nie potrafi pływać). To jednak pozory, bo po bliższym przyjrzeniu się widać, że coś złego jednak się wydarzyło. Porzucone wraki samochodów, zrujnowane budynki czy zmutowane dzikie psy i niedźwiedzie. To wszystko pokazuje, że choć powierzchnia faktycznie nadaje się do życia, jest to życie bardzo trudne i niebezpieczne.
Sporo tu bandytów i gangów zorganizowanych w coś na kształt półdzikich plemion. Poubieranych w skóry i futra, z czaszkami, fetyszami i tak dalej. Z takimi grupami przyszło mi się zmierzyć w gamescomowym demie. Nie dość, że jeden z gangów pojmał mojego towarzysza, to jeszcze siedziba bandytów znajdowała się na drodze do celu mojej podróży.
Decyduję się na ciche załatwienie sprawy. Dość szybko zdobywam kuszę, dzięki której zdejmuję strażnika na wieży kościelnej, a następnie wchodzę do ruin miasteczka służących bandzie za bazę. Przeciwników mogę omijać, zabijać od tyłu nożem albo zwyczajnie ogłuszać. Kiedy ktoś mnie zauważa, najpierw pokazuje się znacznik obrazujący czas, jaki pozostał mi do ukrycia się. Nie jest to nic nadzwyczajnego i podobne rozwiązania stosuje wiele gier. System natomiast działa dobrze i jeśli ktoś faktycznie woli działanie w cieniu, nie powinien mieć z tym większego problemu.
Ja miałem, bo po jakimś czasie zostałem wykryty. Zamiast jednak wczytać ostatni zapis, postanowiłem iść za ciosem i urządzić masakrę. Na początku biegałem jak dziki od wroga do wroga strzelając ze wszystkiego co mam, ale w ten sposób szybko padłem martwy. Drugie podejście postanowiłem przeprowadzić nieco bardziej taktycznie, zatem zająłem dogodną pozycję i ostrzeliwałem kolejnych bandytów.
Niestety szybko okazało się, że nie stanowią oni większego wyzwania. Albo stali bezczynnie za osłonami, albo biegali bez sensu zamiast zorganizować się i spróbować mnie otoczyć, wypłoszyć koktajlami Mołotowa albo chociaż spróbować wspiąć się na wieżę. Grzecznie czekali, aż ich wszystkich pozabijam i pewnie tak by się stało, gdyby nie fakt, że nagle się poddali. Po prostu doszli do wniosku, że skoro i tak nie mają ze mną większych szans, to równie dobrze mogą spróbować złożyć broń i ujść z życiem.
Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo nieczęsto takie sytuacje w grach się zdarzają. Dodaje to też całemu światu wiarygodności i pokazuje, że ludzie tutaj po prostu próbują przeżyć. Zresztą nie do końca wiadomo, czy owi bandyci tak naprawdę byli bandytami. Tak wyglądali na pierwszy rzut oka, ale z podsłuchanych rozmów czy znalezionych tu i ówdzie fragmentów pamiętników i listów można wywnioskować, że równie dobrze mogła to być po prostu grupa ludzi, którzy postanowili się zorganizować i zająć dane terytorium. Ludzi może niekoniecznie dobrych, ale też nie do końca złych.
Te rozważania zostawiłem jednak na premierę, bo demo nie oferowało szerszych wyjaśnień, a ja musiałem iść dalej. Ruszyłem zatem w drogę, by znaleźć się w lesie. Tutaj też pojawia się ciekawostka związana z „otwartością” świata. Piszę to w cudzysłowie, ponieważ wiemy już, że Metro Exodus nie będzie open worldem. Nie oznacza to jednak, że będziemy poruszać się po samych korytarzach. Gra świetnie udaje otwartość świata i choć na koniec zawsze trafiamy tam, gdzie życzą sobie tego projektanci poziomów. W rzeczonym lesie mogłem trzymać się wydeptanej ścieżki, ale nic nie stało na przeszkodzie, bym ruszył w jego głąb. A nawet w górę, bo na drzewach ktoś porozmieszczał platformy często połączone ze sobą linami, po których można zjeżdżać. Znalazło się też miejsce na odrobinę eksploracji, bo na całej mapie rozrzucone były chaty albo szałasy, w których można było znaleźć złom, amunicję czy części do modernizacji broni.
W nowym Metrze są zarówno crafting, jak i możliwość ulepszania broni. Jednak podobnie jak w przypadku skradania się i walki - nie ma w tym niczego nadzwyczajnego. Można stworzyć sobie apteczki, bełty do kuszy, a do broni da się przyczepić lepszy celownik czy tłumik. I znowu, choć nie jest to nic ponad standard, działa na tyle poprawnie, że korzystanie z systemu jest całkiem przyjemne.
Nieprzyjemny był za to spacer po lesie. Nie dlatego, że był on brzydki, bo choć widać downgrade w porównaniu do wcześniejszych zapowiedzi, dalej jest ładnie. Bardziej chodzi mi o atmosferę w nim panującą. Krzysztof wspominał już, że momentami w Metro Exodus będzie strasznie i faktycznie. Las żyje, pełno w nim zwierzyny. Dzikie psy biegają w stadach i wyją do księżyca, gdzieś w oddali słychać potężny ryk zmutowanego niedźwiedzia, a kiedy z zarośli wybiegło na mnie niewielkie stado jeleni ściganych przez drapieżniki (które zupełnie mnie zignorowały), nawet podskoczyłem.
Niby drobiazgi, ale dodające całości uroku i autentyczności. Po prostu widać, że to wszystko żyje własnym życiem i gracz nie zawsze musi być w centrum zainteresowania. Tylko szkoda, że wszystko inne wygląda bardzo standardowo, choć w sumie - poprzednie części też nie wyróżniały się niczym, poza kapitalnym światem i historią.
Bartosz Stodolny