Gamescom 2018: Grałem w polskie Telefrag VR i konkretnie zawróciło mi się w głowie
Choć nie dlatego, że gra potrafi solidnie przeczołgać błędnik.
Telefrag to zabicie postaci w grze poprzez teleportowanie się do zajmowanego przez nią miejsca znane już z pierwszego DOOM-a (tego z 1993 roku). Tam był to po prostu jeden ze sposobów na pozbycie się przeciwnika i zaliczenie fraga. Telefrag VR katowickiego Anshar Studios robi wokół tego całą grę. I to jeszcze na gogle wirtualnej rzeczywistości.
Telefrag VR Gamescom 2018 Pre-Alpha Gameplay
Produkcja jest arena shooterem 1 na 1 dziejącym się w alternatywnej rzeczywistości, w której Imperium Rzymskie nigdy nie upadło, a gracze wcielają się w gladiatorów walczących na futurystycznej arenie. Biegamy zatem po mapie, zbieramy power-upy typu dodatkowe zdrowie i oczywiście próbujemy ustrzelić tego drugiego. Sama arena jest zaprojektowana w ten sposób, że w odpowiednich miejscach możemy wejść na ścianę czy nawet sufit, zmieniając tym samym zupełnie perspektywę.
Brzmi to wszystko dość standardowo, natomiast przeznaczenie Telefraga na platformy, jakimi są gogle wirtualnej rzeczywistości, dodaje wszystkiemu smaczku i powoduje, że rozgrywka staje się dużo ciekawsza. Przede wszystkim walczymy nie tylko z drugim graczem, ale też naszym zmysłem orientacji. Wszystko jest bardzo szybkie i utrata skupienia powoduje, że strasznie ciężko odnaleźć się na mapie. Nie jest to wada, wręcz przeciwnie - w końcu trzeba się trochę postarać, a zachowanie równowagi jest równie istotne, co celne strzelanie.
Celujemy z pomocą kontrolera ruchowego tak, jakbyśmy rzeczywiście trzymali prawdziwy karabin, natomiast ruch rozwiązany jest na dwa sposoby. Pierwszy to „mikro skoki” pozwalające szybko pokonywać krótkie odległości i, przynajmniej w moim przypadku, będące podstawowym trybem. Drugi to klasyczny teleport, w przypadku którego wskazujemy miejsce kontrolerem (grałem na Rifcie z kontrolerami Oculus Touch, natomiast gra powinna odpalić się też na Vive’ie. Trwają też prace nad wersją PS VRi przenosimy się do niego.
Jednak w Telefragu VR ten teleport służy też za broń. Oczywiście da się pokonać wroga po prostu do niego strzelając, ale dużo więcej frajdy daje teleportowanie się w jego miejsce, co prowadzi do dezintegracji przeciwnika. A jeszcze fajniej robi się, kiedy połączyć obie metody poruszania się. Gracze tańczą wtedy wokół siebie, przeskakują z miejsca na miejsce i ciągle ostrzeliwują się. A kiedy jeden z nich na chwilę straci koncentrację, drugi bezlitośnie wykorzystuje błąd, by zadać ostateczny cios.
Zawsze kiedy gram w VR-ową produkcję zadaję sobie pytanie: Czy bez gogli byłoby tak samo? W przypadku Telefrag VR zdecydowanie nie, bo to właśnie Rift na głowie i kontrolery w rękach spowodowały, że było to tak niesamowite doświadczenie. Konieczność ogarniania mapy w kilku płaszczyznach, celowanie, myślenie o teleporcie i poruszanie się - wszystko to wymaga niesamowitego skupienia i powoduje, że gra się naprawdę dobrze.
Zabrakło mi tylko większej liczby graczy. Potyczki 1 na 1 są ciekawe, ale chciałbym zobaczyć, jak wygląda to przy grze 2 na 2 czy 4 na 4. Można oczywiście grać z botami, ale to nie to samo. Rozmawiałem chwilę z twórcami i nie wykluczają oni innych trybów. Tym bardziej, że to na razie dość wczesna wersja i wiele rzeczy może jeszcze ulec zmianie.
Na koniec zostaje jeszcze kwestia samopoczucia. Wszak bieganie po wielu płaszczyznach i dynamika rozgrywki to, wydawałoby się, tortura dla błędnika. Ja jednak większych problemów nie miałem, czy to ze względu na metody poruszania się, czy jakąś indywidualną odporność. Po drugim graczu widziałem jednak, że lekko zawróciło mu się w głowie.
Telefrag VR wystartuje w formie bety jeszcze w tym roku. Premiera pełnej wersji planowana jest na wczesny 2019 rok.
Bartosz Stodolny