Gamescom 2018: Grałem w Call of Duty: Black Ops 4 i walczyłem o pieniądze
Nowy tryb "Heist" wydaje się świetną zabawą.
Uwielbiam grać w sieciowe strzelanki na pokazach prasowych czy konwentach typu Gamescom. Sam nigdy nie byłem w takie gry szczególnie dobry, wiadomo, zależnie od tytułu - raz szło mi lepiej, raz gorzej, ale raczej nie aspirowałem do bycia jednym z najlepszych. Wyższe rejony środka tabeli są z reguły najlepszym, o czym mogłem pomarzyć.
Tymczasem grając na Gamescomie w multiplayer Call of Duty: Black Ops 4 nagle jestem jednym z najlepszych, kształtujących cały przebieg rozgrywki zawodników! Nie wiem, czy to dziennikarze są tacy słabi w gry, chłe chłe, czy to po prostu specyfika takiej imprezy, że większość nie jest na 100 proc. skupiona na rozgrywce, myśli już o kolejnych rzeczach do zrobienia, robi notatki, etc.
Pewnie to drugie, ale mogę się przynajmniej trochę pocieszyć, doprowadzając do wygranej mojej drużyny w nowym trybie multiplayer, wprowadzanym w Call of Duty 4. Heist, bo tam się nazywa, stawia naprzeciwko siebie dwie drużyny, które rozgrywać będą kolejne rundy do czterech wygranych.
Urok tego trybu polega na tym, że każda drużyna rozpoczyna z bardzo podstawowym wyposażeniem, pistoletem z odrobiną amunicji i minimalnymi funduszami, za które gracze mogą sobie kupić jakieś dodatkowe usprawnienia.
Zakupy powtarzają się po każdej rundzie, a ci, którzy zdobędą pieniądze w trakcie jej przebiegu, mogą dzięki nim wyposażyć się w lepszą broń i inne ułatwienia. Dzięki temu satysfakcja ze zwycięskiej rozgrywki jest jeszcze większa - nie tylko okazaliśmy się lepsi, ale też zwiększają się nasze możliwości w kolejnym rozdaniu.
Sednem samej rozgrywki jest przejęcie znajdujących się gdzieś na planszy pieniędzy. Później należy je jeszcze dostarczyć do punktu zbiórki i obronić przez określony czas. Napięcie wzmaga tu fakt, że śmierć jest ostateczna - nie ma odradzania się. Ustrzelonego gracza trzeba wprawdzie dobić - jeżeli tego nie zrobimy, jego towarzysz może go jeszcze przywrócić do życia - ale jeżeli to zrobimy, to nie powróci już w danej rundzie.
Dzięki temu poszczególne rozgrywki są bardzo szybkie i dramatyczne, nie ma tu miejsca na długą zabawę i kombinowanie, a nawet jeżeli przegramy, to zaraz następuje kolejne rozdanie i można spróbować raz jeszcze.
W takim wypadku jednak wraz z kolejnymi zwycięstwami przeciwników będziemy mieć oczywiście coraz bardziej "pod górkę". To ciekawe rozwiązanie, mogące z jednej strony kreować fantastyczne opowieści o odwróceniu losów bitwy wbrew wielkim przeciwnościm, a z drugiej zwyczajnie frustrować. Jak będzie - jeszcze się zapewne przekonamy.
Moja półgodzinna sesja z nowym trybem multiplayer w Call of Duty: Black Ops 4 była satysfakcjonująca, emocjonująca i dająca kupę frajdy. Trudno mi oczywiście do końca powiedzieć, na ile to zasługa nowego trybu, a na ile specyficznych targowych warunków, o których pisałem na początku, ale jestem w tej chwili nową odsłoną CoD-a zainteresowany znacznie bardziej niż wcześniej (choć uczciwie muszę przyznać, że wcześniej nie byłem ani trochę, nawet minimalnie).
Dominik Gąska