Game of Thrones (Gra o tron) RPG - recenzja

Mors Westford to twardy, zgorzkniały starzec, w podartym czarnym płaszczu i pordzewiałej, porysowanej od ciosów zbroi. Jednak pod zniechęcającą fasadą skrywa złote serce i honor, który stawia ponad życie. Z "Grą o tron", w której występuje, jest tak samo - choć odstrasza wyglądem i niektórymi mechanizmami rozgrywki, to jednak obcowanie z nią to w sumie satysfakcjonująca przygoda. Niestety jej wady zniechęcą wielu graczy, sam przeżyłem chwilę zwątpienia. Dotrwawszy jednak do końca, mogę ją polecić - choć ostrożnie i z masą zastrzeżeń.

Game of Thrones (Gra o tron) RPG - recenzja
marcindmjqtx
SKOMENTUJ

Ocena: 3/5 - Można Grałem w nią długo, nierzadko zgrzytając zębami (stąd tak późna recenzja) i gdy patrzę w notatki, widzę, jak ewoluował mój osąd - od lekceważącego: „odwalona byle jak filmówka” do „całkiem przyzwoite RPG”.

Początki są trudne. „Gra o tron” studia Cyanide wygląda jakby powstała kilka lat temu, ale po drodze do graczy zapiła w jakiejś karczmie i wytoczyła się stamtąd z ciężką głową i obitą gębą. Zadziwiające, że ten sam silnik, który napędzał „Batman: Arkham City”  - Unreal Engine 3 - można ubrać w tak brzydkie szaty. Tekstury są kiepskie, a w połączeniu ze sztywnymi, niedokładnymi animacjami tworzą zniechęcający obraz. A z drugiej strony - widać, że za projektem graficznym gry stało konkretne założenie: nadać światu i postaciom klimat. Ma być brudno i ponuro, bo świat Westeros to surowe i okrutne miejsce. I mimo niezbyt ładnej grafiki całkiem sprawnie się to udało, skoro pierwsze skojarzenie, jakie miałem, to „Wiedźmin 2” i... serial „Gra o tron”.

As seen on TV Skojarzenie jest dobre, ale jednocześnie może być krzywdzące dla gry - wiele osób przypnie jej łatkę adaptacji serialu, tworzonej na szybko, na fali jego sukcesu. Nieprawda, bowiem produkcja Francuzów zaczęła powstawać dużo wcześniej - 7 lat temu. W trakcie jednak została ujednolicona z produkcją HBO, dlatego postacie, które pojawiają się także w niej, przyjęły wygląd aktorów i to oni podłożyli głosy pod choćby Jeora Mormonta i lorda Varysa. Słuszny ruch - przyciąga widzów serialu oraz buduje wrażenie uczestnictwa w jego akcji. Tym bardziej, że choć fabuła nie jest adaptacją, to mocno wiąże się z treścią zarówno pierwszego sezonu, jak i pierwszego tomu „Pieśni lodu i ognia”. Do tego stopnia, że gracze, którzy nie mieli dotychczas styczności z oryginałem, poznają w trakcie gry jeden z ważniejszych zwrotów akcji.

Interaktywna książka Opowieść o Morsie Westfordzie i Alesterze Sarwycku jest zresztą największą zaletą tej gry i moim ostatnim szańcem, na którym stoję, broniąc jej jako przyzwoitej produkcji. Historia dwóch przyjaciół została opowiedziana jak w książce - z dwóch różnych punktów widzenia, które często się zmieniają. W grze wypada to bardzo dobrze - a i nieco ją ratuje, bo będąc skazany na jedną postać, prawdopodobnie umarłbym z nudów. A tak oprócz śledzenia ich losów indywidualnie, zastanawiałem się, gdzie się spotkają. Podzielenie opowieści na epizody pozwoliło też na zawieszenie akcji w kilku pełnych napięcia momentach, co wzmogło chęć do grania. No i można w ten sposób grać dwoma różnymi klasami postaci.

Intryga, w jaką wplątali się dwaj towarzysze, jest długa (grałem ponad 30 godzin) - sięga od zimnych lasów pod Murem aż po wyściełane atłasami alkowy Królewskiej Przystani. Widać, że pieczę nad nią sprawował sam George R.R. Martin, bowiem tchnie duchem książki. Zapomnijcie o wielkim zagrożeniu, smokach, demonach i ratowaniu świata - tu wrogów jest więcej, ale drobnych, niebezpieczeństwa są bardziej przyziemne, a największym problemem okażą się nie wymierzone w gracza miecze, lecz sprzeczne interesy obydwu przyjaciół. Grając w produkcję Cyanide, czułem się, jakbym czytał dodatkowy tom (no, tomik) książki - tym bardziej że w trakcie rozgrywki znajdziemy wiele dokumentów, które usystematyzują lub poszerzą wiedzę o Westeros. Niestety, długie dialogi, choć istotne dla fabuły, są często przegadane, a historia na początku rozwija się zbyt wolno, co wiele osób może zniechęcić. Moim zdaniem warto przemęczyć się pierwsze 6 godzin, by potem dać się porwać intrydze - ale nie każdy ma czas i ochotę.

Warto dodać, że można historię z gry poznawać po polsku - dostała napisy, które i klimat zachowują, i błędów nie mają (mignęła mi literówka, czy dwie).

Tylko dla dorosłych Fabuła jest poważna, brutalna i stworzona dla dojrzałego odbiorcy. I w tym wypadku brutalność nie oznacza fontann krwi, a dojrzałość odbiorcy epatowania golizną i przekleństwami. Te elementy też oczywiście są, ale w umiarze i stosownych miejscach. Historia zabierze Was na spotkanie z ludzką niegodziwością, zdradą i bezwzględnością. Zobaczycie narodziny i śmierć, morderstwa z zimną krwią i poświęcenie, a takżę scenę tortur, od której zrobiło mi się zimno. Studio Cyanide zrobiło grę z ciężkim klimatem, w której niejednokrotnie wahałem się, jakie rozwiązanie wybrać. Decyzje w dialogach trzeba podejmować często, na co pozwala ciekawy zabieg - dzięki dwóm bohaterom można wybierać spośród dwóch zupełnie sprzecznych opcji. Rozwiązania szlachetne, ale niekorzystne sąsiadują tu z brutalnie pragmatycznymi, a konsekwencje faktycznie widoczne są w trakcie rozgrywki. Wiele zadań polega na umiejętnym poprowadzeniu rozmów, co często pozwala załatwić coś groźbą lub prośbą i uniknąć rozlewu krwi. I rzadko są to sytuacje czarno-białe, czy też wzorem innej gry: niebiesko-czerwone. Efekt często będzie ważył na ludzkim życiu. A warto pamietać, że zgodnie zresztą z oryginałem - umrzeć może każdy, o czym boleśnie przekonałem się w trakcie rozgrywki, gdy na szali położono życie kluczowych postaci.

Duży udział w budowaniu ciekawej historii mają bohaterowie - krwiści, przekonujący i wiarygodni, mający swoje cele i dążenia. Szkoda, że często zagrani są tak nieudolnie i często w dialogach stoją jak kołki, wykonując drętwe, kiepsko animowane gesty i prezentując nijaką mimikę. Najjaśniej wypadają tu dwaj protagoniści, którzy dalecy są od stereotypowych bohaterów fantasy, mają swoje wady i popełniają błędy. Nie są ani źli, ani dobrzy - dbają o swój interes. Już tworząc postać, mamy możliwość przyznania im dodatkowych cech - jednak z zastrzeżeniem, że za każdą zaletę trzeba dobrać odpowiednią liczbę wad. Ta zasada odnosi się do każdej postaci w tej grze - mało tu ludzi jednoznacznie dobrych lub złych.

Walka z wiatrakami Jeśli z powyższego opisu wynika Wam, że „Gra o tron” jest fajną grą, to niestety Was rozczaruję. Bowiem jest grą, a nie interaktywnym audiobookiem, więc fabułę trzeba było przepleść rozgrywką. A tu zawodzi prawie wszystko. System walki miał w założeniu przypominać choćby „Knights of the Old Republic” z aktywną pauzą i kolejkowaniem akcji. Założenie jest dobre. Szkoda tylko, że postaci stoją jak kołki w jednym miejscu, a wrogowie szarżują na nich - co prowadzi do kuriozalnych sytuacji, gdy strzelam z łuku z odległości pół metra. Zaś wróg przenika bohaterowi przez rękę i usiłuje go ciąć mieczem. Walka jest sztywna i bez polotu. Rozgrywkę mile urozmaicają umiejętności, których jest dużo i są całkiem ciekawe. Niestety, z czasem odkryłem kombinację kilku najskuteczniejszych i walki zrobiły się nudne i powtarzalne. Nawet system zmuszający do dopasowania broni do zbroi przeciwnika (sieczna na lekką, kłuta na średnią, obuchowa na ciężką) szwankuje, bo zmiana strzał do łuku jest niemożliwa, o ile nie mamy dwóch łuków i nie zdefiniujemy sobie z nimi dwóch zestawów broni. W efekcie strzelałem obuchowymi, a i tak zabijałem każdego. W dodatku nie dano też wpływu na wyposażenie większości towarzyszy, którzy wspierają bohatera. W efekcie walka ogranicza się do zajęcia pozycji i klikania na umiejętności z okazyjną zmianą miejsca.

Zawodzi też świat, który przypomina dekorację teatralną - zamknięte budynki, stojący bez ruchu ludzie, którzy powtarzają te same kwestie. Nie można włączyć się w rozmowę, to gra wskazuje, z kim i kiedy można pogadać. Nawet strażnicy są jak kukły - jeśli już chodzą, a nie stoją, to są ślepi, o ile tylko przejdzie się nieco poza zaznaczonym zasięgiem ich wzroku. Śmieszno i straszno. No i niewidzialne ściany. Rozumiem, że miasto może mieć strukturę korytarzy, ale las? Owszem, takie uproszczenie zdarza się w wielu grach, ale tu dołożone do innych wad razi jakoś bardziej. Widać, że projektanci najlepiej czuli się we wnętrzach - tunele czy pałace z przejściami dla psa i ukrytymi tajnymi drzwiami czy schowkami to najlepiej zaprojektowane lokacje. Choć i tak nie najlepsze. Czuć, że ten świat - choć klimatyczny - nie stara się udawać prawdziwego. A szkoda, bo ma potencjał.

Łyżka miodu w beczce dziegciu Widać, że twórcy mieli sporo pomysłów, ale nie bardzo umieli złożyć je w całość. Weźmy proste walki na arenie, które w jakiejś formie pojawiają się w każdym RPG. W „Grze o tron” dodano do nich wiele małych mechanizmów, które uatrakcyjniają ten typowy element. Oprócz zgarniania nagród za walki, możemy poprosić kogoś, by postawił na nas nasze pieniądze. A następnie - po paru wygranych walkach - postawić na przeciwnika, którego szanse są mizerne, i mu się podłożyć. Warto jednak wcześniej się upewnić, czy publiczność nas kocha, bo inaczej po przegranej walce krzykami zachęci przeciwnika do zabicia nas. Zrobiła to też, gdy wyskoczyłem na przeciwnika w samych gaciach, bowiem czuła, że ją oszukano.

Takich małych ciekawostek jest więcej. Plusem są na pewno nietypowe klasy postaci, w jakie możemy się wcielić - z pamięci przywołam choćby błędnego rycerza czy wodnego tancerza. A na 7. poziomie można je jeszcze przekształcić w profesje zaawansowane, specjalizując się lub dodając sobie nowe umiejętności. Jasnym punktem są umiejętności dodatkowe bohaterów. Mors ma psa, z którym łączy go szczególna więź - zwierzak pomaga mu w walce, ma swoje umiejętności. Ale poza nią może wejść w jego skórę, by zrobić zwiad lub zaatakować wroga od tyłu i przegryźć mu gardło. Szkoda, że to ostatnie to zawsze ta sama animacja, w której trzeba wciskać przycisk jak najszybciej. Ciekawszym pomysłem jest psi węch, który często wykorzystujemy w zadaniach, by znaleźć trop osoby lub ukrytego złota. Z kolei Alester jest kapłanem R'hllora i ma zestaw sztuczek opartych na ogniu, z których najciekawsza pozwala mu odnaleźć ukryte przejścia i tajne schowki. To przykłady dobrych pomysłów, które toną w ogólnej biedzie. Jeśli mówić o plusach systemu walki, trzeba też wspomnieć o dużej liczbie części ekwipunku, w tym wielu przedmiotach nawiązujących do świata - jak tarcza Baratheonów z jeleniem i buty Syrio Forela. Oryginalnym pomysłem twórców jest nawet spotkanie z samym autorem powieści. Niestety wszystko to klejnoty w kadzi z... może nie pomyjami, ale mętną wodą.

Werdykt Do „Gry o tron” podszedłem z otwartym sercem: świeżo po obejrzeniu drugiego sezonu serialu i jeszcze w trakcie lektury „Starcia królów”. Grałem w nią długo, nierzadko zgrzytając zębami (stąd tak późna recenzja) i gdy patrzę w notatki, widzę, jak ewoluował mój osąd - od lekceważącego: „odwalona byle jak filmówka” do „całkiem przyzwoite RPG”. Zanim się obejrzałem, utopiłem w niej ponad 30 godzin. Nie żałuję - poznałem lepiej świat Westeros, dostałem kolejną dobrą historię w nim osadzoną. Tylko że ja bardzo chciałem tę grę polubić, chciałem produkcji, która zabierze mnie do Siedmiu Królestw - i to RPG dało mi uczucie uczestnictwa w przygodzie. Jeśli jesteście czytelnikami i widzami dzieł George'a R.R. Martina, powinniście zrobić podobnie - warto. Dla fanów to solidna pozycja.

A co jeśli „Pieśń lodu i ognia” nie wywołuje u Was emocji większych niż inne powieści fantasy? Cóż - jeśli jesteście typem graczy, którzy grali w „Gothica 3” bez patchy, zachwycali się „Alpha Protocolem”, bugi w innych produkcjach Obsidian zbywali krótkim „phi”, a do tego grają w stare RPG bez patrzenia na grafikę, to dojrzycie czar „Gry o tron”. Jest oldschoolowa i tego nie ukrywa, ale może się podobać. Warto przymknąć oko, zacisnąć zęby i poznać tę historię. Zwłaszcza że cena gry jest niższa od przeciętnego nowego tytułu.

Chciałbym móc szczerze polecić ją każdemu innemu graczowi, ale zarówno wygląd, mechanika, jak i błędy mi na to nie pozwalają. Pozostali się zapewne odbiją i nie należy mieć im tego za złe - dla nich ocena byłaby oczko niższa, bo studio Cyanide naprawdę starannie opakowało sensowną fabułę w drętwawą rozgrywkę z odrobiną niedzisiejszych rozwiązań i błędów. Dla koneserów RPG-ów i fanów uniwersum - oni mogą dodać punkcik do poniższej oceny.

Paweł Kamiński

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Data premiery: 8 czerwca 2011 Deweloper: Cyanide Studios Wydawca: Ubisoft Dystrybutor: Ubisoft PEGI: 18 Grę do recenzji dostarczył dystrybutor.

Gra o Tron (PC)

  • Gatunek: role-playing
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat

Wybrane dla Ciebie

Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne