G2A i Kinguin chcą współpracować. Oba serwisy uruchamiają programy wspierania deweloperów

Na razie małymi kroczkami, ale wszystko wskazuje na to, że konflikt między serwisami umożliwiającymi sprzedaż kluczy, a deweloperami jest na najlepszej drodze do rozwiązania.

G2A i Kinguin chcą współpracować. Oba serwisy uruchamiają programy wspierania deweloperów
Bartosz Stodolny

Idea serwisów typu G2A czy Kinguin jest prosta. Każdy może się tam zarejestrować i sprzedawać klucze do gier w dowolnych cenach. Samo w sobie jest to dobre i moim zdaniem potrzebne, bo niby czemu monopol ma mieć Steam, czy sami deweloperzy, gdzie ceny często są zupełnie niedopasowane do realiów panujących na różnych rynkach?

Obraz

Wszystko jest super dopóki wolny handel działa w granicach prawa. Problem w tym, że nie zawsze tak jest. Niektórzy sprzedawcy zdobywają klucze płacąc za nie skradzionymi kartami kredytowymi, co prowadzi do sytuacji, w której obciążany za to jest sklep, w którym zostały kupione. W tym przypadku zwykle jest to deweloper.

Dyskusja na temat legalności działania serwisów trwa od dłuższego czasu, natomiast od niedawna nabrała rozgłosu przez post studia tinyBuild, które twierdzi, że przez handel nielegalnie zdobytymi kluczami na G2A straciło prawie pół miliona dolarów. Głos zabrali też inni, jak nasz Techland, czy prezes Trion Worlds. Niektórzy deweloperzy mówią nawet wprost: To już lepiej spiraćcie naszą grę. Od dużych pieniędzy oferowanych przez pośredników zaczęli też odwracać się znani streamerzy i youtuberzy.

G2A wystosowało odpowiedź na zarzuty twierdząc, że nie unikało odpowiedzialności i chciało współpracować, jednak takiej chęci nie było ze strony tinyBuild. Prawda leży zapewne pośrodku, ale cała sytuacja spowodowała, że zaczynają być podejmowane kroki w celu jej znormalizowania. Zarówno Kinguin, jak i G2A wystartowały z programami skierowanymi do twórców gier, w których mogą oni nie tylko zarabiać na sprzedaży swoich tytułów, ale też chronić się przed szemranymi transakcjami. W przypadku pierwszego serwisu jest to Kinguin Indie Valley, który ma pomagać twórcom niezależnym. Jak mówi Piotr Gnyp odpowiedzialny za program deweloperski w Kinguinie:

Jak Indie Valley ma działać? Przede wszystkim małe studia i wydawcy będą mogli samodzielnie sprzedawać swoje gry wykorzystując przy tym platformę Kinguina. Dzięki temu mają dostęp nie tylko do ogromnej bazy potencjalnych odbiorców, ale też licznych metod płatności, lepszego marketingu czy systemów zabezpieczeń przed wyłudzeniami. Firma chwali się, że te utrzymuje na niskim poziomie 0,03%.

G2A idzie z kolei jeszcze dalej. Platforma chce dzielić się z twórcami zyskami ze sprzedaży gier oferując 10% wypłaty za każdy sprzedany klucz, do tego dochodzi też pierwszeństwo aukcji wystawianych przez deweloperów, ochrona przed obciążeniami zwrotnymi, dostęp do baz danych, opieka dedykowanych przedstawicieli i opcja wspierania autorów przez graczy przez „napiwki”. Firma zapewnia też, że pilnuje rynku i reaguje na wszelkie nielegalne działania:

Brzmi to fajnie i w gruncie rzeczy dobrze, że obie platformy bardziej otwierają się na współpracę z tymi, których produkty są tam sprzedawane. Czy się to komuś podoba czy nie – jest to coraz bardziej popularna forma handlu, stoją za tym olbrzymie pieniądze i masa ludzi kupuje gry właśnie tam.

Deweloperzy czy wydawcy też nie powinni się zamykać na działania obu serwisów. Jak brutalnie by to nie zabrzmiało, na koniec dnia liczy się wynik. Ważne tylko, aby wszystko odbywało się legalnie i bez strat dla żadnej ze stron, a do tego potrzebna jest ścisła kontrola transakcji i szybka reakcja na wszelkie nieprawidłowości.

Bartosz Stodolny

Źródło artykułu:Polygamia.pl
wiadomościtechlandbranża
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.