Fuel - recenzja

Fuel - recenzja

Fuel - recenzja
marcindmjqtx
04.06.2009 23:08, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Gra FUEL to najnowsza gra wyścigowa ze stajni Codemasters. Stajni która wychowała wiele wspaniałych okazów, dzięki którym rzesze fanów radośnie spędzały czas przed ekranami telewizorów i monitorów. GRID i DiRT dość dokładnie ogarnęły rozmaite typy wyścigów, poczynając od terenowych rajdów, na zawodach bolidów Formuły 3000 kończąc. Jednak FUEL nie robili ci sami ludzie, którzy pracowali przy tych wyśmienitych grach. Tym razem do pracy zaprzęgnięto francuzów z Asobo Studio, firmy która jak dotąd z wyścigami miała niewiele wspólnego. Wśród jej największych osiągnięć można wymienić Ratatouille i Wall-E - adaptacje filmów animowanych Pixara. Nawiasem mówiąc ta pierwsza gra była całkiem niezłą, choć zdecydowanie za krótką platformówką.

FUEL teoretycznie ma „fabułę”. Akcja (jeśli można to tak ująć) toczy się w przyszłości, gdy na Ziemi, dotkniętej kryzysem energetycznym, jedynym towarem mającym jakąś wartość jest paliwo. Zmiany pogodowe znacznie wyostrzyły klimat, czego skutkiem są tornada szalejące nad pustkowiami, częste deszcze i burze, czy wulkany, których niespodziewane eksplozje zamieniły pokaźne połacie terenu w zgliszcza usiane kikutami spalonych drzew. W tych nieprzyjaznych okolicznościach przyrody (i ekonomii), ludzie biorą udział w wyścigach o paliwo. Szczerze mówiąc to głupszego pomysłu na zdobywanie paliwa, niż jego wypalanie, to nie jestem w stanie sobie wyobrazić, ale umówmy się, że to podpada pod kategorię ''suspension of disbelief''. Zwłaszcza, że w grze spalać paliwa nie można i sprowadza się ono tylko do roli waluty.

To, co nie podpada pod żadne kategorie, to całkowite nieogranie tak obiecująco wymyślonego świata. Bo niby mamy tu całą tą fikcję stworzoną by zainteresować graczy ''klimatem w stylu Mad Maxa'', z drugiej, cała zabawa sprowadza się do wyścigów. Tylko i wyłącznie, nic więcej i nic mniej. Po co tyle zanęcać, po co dorabiać filozofię, do czegoś co jest w rzeczywistości tylko zbiorem kilkunastu konkurencji, w których udział biorą egzotycznie wyglądające samochody. Ot, po prostu scenografię rajskiej wyspy zamieniono na niemal falloutowe pustkowia, rzadkie lasy, albo plażowe okolice.

Gracz Teoretycznie gra kierowana jest do graczy lubiących sandboxy, oraz gry samochodowe. Świat gry, który przez swoje rozmiary trafił do Księgi Rekordów Guinessa, jest otwarty i można próbować po nim jeździć do woli. Próbować, bo znacznie łatwiej jest korzystać z automatycznego systemu przenoszenia się pomiędzy obozami. Rzeczywiście, tak jak obiecywali autorzy, da się dojechać niemal wszędzie. Po drodze można natknąć się na dodatkowe wyzwania, albo polować na ciężarówki, których staranowanie daje nowe skórki dla samochodów. Jeśli ktoś lubi zwiedzać, to FUEL da mu do tego okazję - widoczki miejscami są całkiem niezłe, choć mi taki freeroaming znudził się dość szybko. Za mało tu powodów, by wychodzić poza rutynę zaliczania kolejnych wyścigów i badać świat.

Fani symulatorów, liczący na DiRTa w klimacie Mad Maxa nie mają tu czego szukać. To nie jest DiRT, ale bardziej coś w rodzaju Motorstorma. Fizyka jazdy jest bardzo zręcznościowa, zderzenia nie mają tak wielkiego wpływu na zachowanie pojazdu i brak tu mieszania w ustawieniach. Wybiera się po prostu samochód, motocykl, albo ciężarówkę i rusza do walki o pierwsze miejsce. Nie ucieszy to też tych, którzy, jak ja, czekali na grę pełną akcji, zderzania się i bezpardonowej walki na drodze. Skoro wygrana oznacza przeżycie, to dlaczego nie ma tu żadnych mechanizmów zachęcających do wywalania przeciwników z drogi?

Rozgrywka Struktura FUEL jest prosta - olbrzymi świat gry podzielono na sektory, w których rozmieszczono tak zwane obozy. Każdy obóz to kilka wyścigów i wyzwań, w których można wziąć udział. Wyścigi różnią się od siebie zasadami i samochodami, które biorą w nich udział. Wózki trzeba sobie kupować, co kosztuje paliwo, które zdobywa się wygrywając wyścigi i zaliczając wyzwania. By przenieść się do kolejnego obozu trzeba zdobyć określoną ilość gwiazdek. Te z kolei otrzymuje się za wygrywanie wyścigów na różnych poziomach trudności - na najłatwiejszym za wyścig otrzymuje się jedną gwiazdkę, na najtrudniejszym trzy. Zwykle kolejny obóz odblokowuje się zaliczając przynajmniej jeden wyścig na poziomie wyższym niż easy.

FUEL miesza elementy fajne, z bardzo słabymi. Z jednej strony chwilami trudno nie poczuć radochy z terenowej jazdy, gdy pędzimy nad urwiskiem, skaczemy nad rwącą rzeką, kluczymy między drzewami, albo umiejętnie wykorzystujemy nierówności, by nie stracić zdobytego pędu.

Z drugiej, brak tu opcji i funkcji, które, wydawałoby się, są standardem w zręcznościowych wyścigach. Nie ma dopalacza, nie ma możliwości spoglądania do tyłu (!!!), brak jakiegokolwiek podkręcania możliwości pojazdów (jest tylko zmienianie wyglądu awatara, dziękuję, postoję), brak nawet widoku z kabiny, który jak dotąd był niemal znakiem firmowym gier Codemasters. Niby można walczyć na torze z innymi, ale fizyka jest tak drewniana, że wygląda to bardziej jakby dwa czołgi próbowały się zepchnąć z drogi. Nie ma też żadnych ulepszeń, czy narzędzi do tej walki toczenia. Jak na grę osadzoną w Mad Maxowym klimacie, z samochodami udającymi madmaxowe, strasznie tu mało tego, czego bym oczekiwał - akcji.

To po prostu wyścigi, tylko zamiast radosnej imprezy samochodowych punkrockowców, albo szalonych wyścigów fanów quadów, tu jeździ się po pustkowiu. Jedyne urozmaicenia, to okazyjna jazda na przełaj i kilka typów dodatkowych wyzwań, takich jak pościg za helikopterem, czy polowanie na uciekających motocyklistów.

Oprawa Oprawa jest taka, jak reszta gry. Ma swoje momenty, są tu całkiem niezłe patenty, ale jako całość w niczym nie przypomina oszałamiających obrazków, które prezentowano nam w zeszłym roku. Największe wrażeni robi bezsprzecznie ogromne pole widzenia. Tu rzeczywiście można pojechać, gdzie człowieka oczy poniosą. Teren zmienia się w zależności od regionu w którym się ścigamy, ale nigdy nie poraża jakoś specjalnie swoim pięknem. Ot przeciętne widoczki, które gdyby nie wspomniane pole widzenia, prezentowałyby się gorzej, niż wydany w zeszłym roku Pure. Modele pojazdów są ciekawie zaprojektowane, ale niestety nie są już równie dokładnie wykonane. Autka wyglądają sztucznie i zabawkowo i tak samo reagują na otoczenie.

Najlepiej prezentuje się dynamiczne oświetlenie, oraz efekty specjalne. Wschody i zachody słońca są śliczne - gdy pędzimy po zboczu olbrzymiej góry i widzimy światło odbijające się w morzu, można się tak zapatrzeć, że ląduje się w przepaści poniżej. Bardzo podobały mi się wyścigi nocne, zwłaszcza te toczące się w pobliżu ciągle czynnego wulkanu. Efekty pogodowe, takie jak słynne tornada, rzeczywiście robią wrażenie, nawet mimo tego, że to tylko skrypty odpalane w trakcie wyścigów.

Werdykt Gry dla dzieci to nie to samo co wyścigi, a Asobo to nie wewnętrzne studia Codemasters i niestety po FUELu to widać. Autorzy mieli wiele pomysłów, część udało im się nawet zrealizować, ale zabrakło doświadczenia i prawdopodobnie czasu. Tyle pary poszło w tworzenie „największego terenu przedstawionego dotąd w grze samochodowej”, że zabrakło energii na dorobienie grywalnego i wciągającego systemu wyścigów. Bo to co dostaliśmy, to absolutne minimum zrobione po linii najmniejszego oporu. Pomysł był dobry, realizacja niestety już nie bardzo.

Tadeusz Zieliński

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)