FTL: Faster Than Light - mokry sen fanów Star Treka. Żwawo, na podbój galaktyki! [recenzja]
Oglądaliście „Star Trek”? „Gwiezdne wojny”? Czytaliście fantastykę naukową? Czy marzyliście kiedyś o tym, by zostać kapitanem statku kosmicznego? Jeśli tak, to mam dla Was grę.
14.09.2012 | aktual.: 08.01.2016 13:20
Przygoda w FTL zaczyna się od wybrania statku kosmicznego. Czy ma to być fregata wyposażona w wyrzutnie rakiet, czy może coś mniejszego, ale szybszego, atakującego wroga działkami laserowymi? A może lepiej postawić na obcych na pokładzie, teleporter i abordaże maszyn wroga? Wszystko zależy tylko od gracza, choć za pierwszym razem nie będzie on miał wyboru. Rodzajów pojazdów jest 9 i każdy występuje w dwóch wersjach, ale trzeba je odblokować w czasie gry - czy to wykonując specjalne zadania, czy zdobywając osiągnięcia. Pierwszą rozgrywkę trzeba więc zacząć od najbardziej podstawowego modelu.
Sama gra polega na przemierzeniu ośmiu kosmicznych sektorów. Każdy składa się z wielu lokacji, ale nie wszystkie uda się odwiedzić - gracz cały czas goniony jest przez flotę Rebeliantów, musi więc odrobinę się spieszyć.
By była jasność - to gra turowa. Odwiedzenie jednej lokacji trwa jedną turę. Co się dzieje w jej czasie? To już zależy od tego, na co się trafi, bo wszystko dobierane jest całkowicie losowo. W sklepie można naprawić statek, zamontować mu rozmaite ulepszenia czy nająć nowych członków załogi. Zwykle trafia się jednak na wydarzenia przedstawiane w formie... komunikatów tekstowych. Gracz ma w ich czasie jakieś decyzje do podjęcia i to od nich zależy przebieg zdarzenia. Brzmi mało ekscytująco? Ale wciąga, między innymi dlatego, że nigdy do końca nie wie się, na co się trafi.
Niestety, wszystkich wydarzeń jest trochę za mało. FTL to gra stworzone do grania wiele razy - przejście od pierwszego do ostatniego sektora zajmuje 2-3 godziny, a śmierć jest permanentna, więc zaczynanie od zera to tutaj norma.
Z uwagi na losowość gry powtarzanie jej nie nuży, ale w pewnym momencie zaczyna się już rozpoznawać niektóre zdarzenia. Zwykle jest jeden najlepszy sposób na ich rozwiązanie, więc gra zmienia się trochę w pamięciówkę i przestaje być aż tak bardzo ekscytująca. Mam nadzieję, że już po wydaniu gry twórcy zdecydują się na dodatek, który dorzuci trochę nowych możliwości.
Oczywiście, komunikaty tekstowe to nie wszystko. Głównym punktem gry są kosmiczne bitwy z obcymi statkami. Te toczą się już w czasie rzeczywistym, choć w każdym momencie można włączyć aktywną pauzę. Co chwilę należy podejmować kluczowe decyzje - czy walić w kadłub, by jak najszybciej zniszczyć wroga, czy może celować w jego systemy obronne, by sprawić mu więcej problemów? Co chwilę coś się dzieje - a to pożar na statku, a to intruzi na pokładzie, a to trafiony zostaje jakiś system i trzeba go pilnie naprawiać... Bitwy są intensywne - o ile oczywiście trafi się na godnego przeciwnika, bo mogą też być zupełnie banalne, ale taki już urok FTL.
No dobrze, więc latamy po kosmosie, najmujemy załogę, rozwijamy swój statek, walczymy z innymi i wykonujemy rozmaite misje w formie komunikatów tekstowych. „Ale gdzie tkwi piękno tej gry?” - zapyta ktoś nieprzekonany.
Po pierwsze, w jej losowości i permanentności. Jeśli się przegra, trzeba zaczynać od początku. A że każda rozgrywka jest inna, to nie nuży, nawet jeśli po jakimś czasie staje się odrobinę przewidywalna. Remedium na to jest zresztą dość proste - wystarczy wziąć inny statek kosmiczny, bo wszystkimi gra się naprawdę w różny sposób.
Po drugie, w poszukiwaniu idealnego „buildu”, schematu rozwoju dla danego modelu maszyny. W każdym przypadku sposób na wygraną jest trochę inny. Losowość gry nie pozwala na zaplanowanie wszystkiego co do milimetra, ale to tylko potęguje emocje. Czy w najbliższym sklepie będzie wreszcie dostępne to maskowanie, którego tak potrzebuję? A jeśli nie, to czy mam jakiś inny pomysł na swoją maszynę?
Po trzecie, w poziomie trudności. Dostępne są dwa - łatwy i normalny. Ten pierwszy przez większość czasu gry faktycznie nie sprawia zbyt dużo trudności, ale już ostatni etap jest na nim piekielnie trudny. Przejście go to ogromne wyzwanie, któremu po prostu chce się podołać, właśnie budując idealny statek kosmiczny. A poziom normalny? Tam trudno jest już cały czas. O końcówce nawet nie wspominam - spędziłem z grą kilkanaście godzin, a na tym poziomie trudności jeszcze nie udało mi się tam dotrzeć.
No właśnie - tu dochodzimy do czwartego punktu. Gram już kilkanaście godzin, a ciągle mam do odblokowania mnóstwo nowych statków, mnóstwo osiągnięć do zdobycia. Końca nie widać. I cały czas dobrze się bawię. Niby rozgrywka jest powtarzalna, ale nie przeszkadza mi to. Siedzę sobie, zrelaksowany, przed komputerem, jedną ręką gram, drugą popijam herbatę... FTL najzwyczajniej w świecie odpręża.
Werdykt Początkowe kilka godzin mile mnie zaskoczyło. Byłem zachwycony i gadałem o tym tytule jak najęty. Sądziłem wręcz, że załapie się do hipotetycznego TOP 10 najlepszych tytułów tego roku. Jednak kolejne godziny zabawy trochę ostudziły mój entuzjazm. Gra jest świetna, ale trochę mniej rozbudowana, niż myślałem. Gdyby tak wszystkiego - rodzajów przeciwników, systemów, broni, wydarzeń - było dwa, trzy razy więcej, to niczego więcej nie potrzebowałbym do szczęścia. Kto wie, może twórcy stworzą po premierze jakieś rozszerzenia.
Tak czy inaczej - to pewniak do równie hipotetycznego TOP 50 tego roku, a więc wciąż gra znakomita. Wygląda brzydko (najlepsze, co można powiedzieć o grafice, to „minimalistyczna”, najgorsze - „paskudna”), ale oprawa muzyczna przyjemnie zaskakuje (brzmi jak wszystkie te filmy o kosmosie z lat 80., których nie obejrzeliście), więc mniej więcej się to wyrównuje. Jeśli dacie jej szansę, odwdzięczy się co najmniej kilkunastoma godzinami świeżej, wciągającej zabawy. Czy to mało?
Tomasz Kutera
Grę będziecie mogli kupić już dziś, od okolic godziny 14 w serwisach GOG.com i Steam, lub bezpośrednio od autorów. Jej cena to równowartość 10 dolarów.