Forza Motorsport 7 - recenzja. Zachwiania na szczycie
Wolniejszym tempem w stronę perfekcji. I skrzynka po skrzynce w kierunku mikropłatności.
09.10.2017 17:33
Tak, oczywiście, że zamierzam nawiązać do kontrowersyjnego pomysłu na zarabianie dodatkowej gotówki. To naprawdę wpływa na relację gracza z nowym dziełem Turn 10. Zarywając kolejne nocki z tym tytułem, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że markę prowadzi dwóch gości, którzy za sobą otwarcie nie przepadają. Jeden przy każdej kawie mówi o sztuce, o staraniach, o przekraczaniu granic i pięknie motoryzacyjnej rywalizacji. Drugi słucha pokornie, a potem podsyła kolegom maila o tytule "To bardzo fajne i w ogóle, ale my tutaj przede wszystkim mamy zarabiać pieniądz!". Jeden udoskonala serię, drugi kaleczy. Dwa lata temu, przy "szóstce", efekt ich działań być może jeszcze wydawał się odpowiednio zbalansowany. Dziś któryś z nich wygrał. Jasne, że ten drugi.
Dopóki pozostajemy na torze (choć smutne, że należy w ten sposób rozpoczynać to zdanie), siódma Forza Motorsport nadal jest najfajniejszą grą wyścigową obecnych czasów. Gran Turismo Sport musi się bardzo postarać, by dogonić konkurencję, ale prawdopodobnie i tak nie będzie miało startu do rozmiarów (maleńki garaż) oraz przystępności dziecka Turn 10. Bo Forza może być zarówno quasi-symulatorem dla najbardziej wymagających, jak i arcade'owym molochem dla wychowanych na Need for Speedach. Łatwość, z jaką konfigurujemy pod nasze oczekiwania każdy wyścig, jest już legendarna - grasz bez większości asyst, ale obawiasz się pucharku z formułami (dość słusznie zresztą)? Kilka drobnych zmian w trakcie ekranu ładowania i proszę bardzo, wcale nie musisz wyklinać przez najbliższą godzinę zabawy. Można przy niej się bawić, uczyć dojrzałego podejścia do gier jeżdżonych lub szlifować wieloletnie umiejętności. W żadnym wypadku nie będzie wydawała się upośledzonym półproduktem.
Według standardowych założeń kontynuacji "siódemka" powinna być większa, szybsza oraz piękniejsza. Na pewno imponuje swoimi rozmiarami. Ponad siedemset realnych samochodów to wynik, którym dotychczas pochwalić się mogło wyłącznie Polyphony. Dzięki temu niemal nigdy nie odnosi się wrażenia, że owszem, gra proponuje turniej dla dość egzotycznej klasy pojazdów, ale w jej granicach proponuje wyłącznie jedną brykę, do której siłą rzeczy ograniczony jest wybór (patrzę w kierunku Slightly Mad Studios oraz ich Project Cars 2). Dopóki posiadamy sporo kredytów - o co, niestety, dość trudno - zawsze mamy gigantyczny wybór. Ponad trzydzieści torów być może nie imponuje na papierze, niemniej pula perfekcyjnie balansuje między fikcyjnymi, przepięknymi trasami z całego globu (do standardowych dla serii Pragi czy Rio de Janeiro dołącza pustynny Dubaj), a gatunkowymi szlagierami, czyli chociażby Nurburgring, Laguna Seca czy Sebring.Gracie od lat i trudno Was zachwycić garstką świeżych miejscówek? Spokojna głowa, to właśnie dla Was wprost z dwóch ostatnich odsłon Forzy Horizon przeniesiono tutaj system dynamicznym zmian atmosferycznych. Gdy nad torem rozrywa się deszczowa chmura, pobocze spowija mgła, a z każdym okrążeniem powiększają się odczuwalne pod kołami kałuże, w wizualnym zachwycie można stracić całe skupienie. Gry wyścigowe nie od dzisiaj są wizytówką nowych technologii, a w Motorsport 7 aż czuć, że graficzny spektakl powstawał specjalnie z myślą o Xboksie One X. Zresztą nawet ja, ze swoim poczciwym "VHS-em" i telewizorem bez HDR-u czy 4K, uśmiechałem się rozkosznie od czasu do czasu. Być może po to, by chwilę później przymknąć oko na drzewa-wycinanki złożone z dwóch płaskich bitmap. Miałem nadzieję, że tę zagrywkę pożegnaliśmy przy obecnej generacji.Kariera. Turn 10 nie próbuje wymyślić koła na nowo, a ich singla nazwałbym najbardziej nieszkodliwym systemem progresji, jaki tylko można było w tak wielkiej grze zrobić. Siedem olbrzymich lig, w każdej syty zestaw kilkuwyścigowych wydarzeń oraz również dość ogranych "minigierek" (ot, "wyprzedź najszybszym Porsche czterdzieści wolniejszych Porsche" - wiecie, przyjemne odskocznie). Zdecydowanie jest w co ręce włożyć. Zgarnięcie wszystkich "złotek" to robota na dobre kilkadziesiąt godzin doskonałego ścigania. Nielubiący singla pewnie już od dnia premiery łupią okrążenia na serwerach, przygotowując swe ciało do nadchodzącego Forzathonu. Osobiście jednak do tego typu zabawy preferuję piaskownice z Horizonów. W okołosymulacjach zbyt wiele zależy od pierwszego zakrętu. Co innego dzielony ekran. Ten zawsze chwalimy.Szkoda jednak, że w niektórych zawodach sprawdzicie swoje umiejętności dopiero wtedy, gdy uzbieracie odpowiednią liczbę samochodów w garażu. Samochodów, których wcale nie musieliście chcieć. Nie każdemu przecież zależy na stuprocentowym wykupieniu wszystkich marek dostępnych w grze. A to pierwszy aspekt zbliżający Motorsport 7 do pozycji free-to-play. Całkiem kosztownej pozycji free-to-play. Musicie kupować autka. Uzależniony od tego jest "poziom kolekcjonera", ograniczający i otwarte na przestrzeni kariery turnieje, i wachlarz fur dostępnych w sklepiku. Średnio jeden na cztery kupione przeze mnie samochody w ogóle mnie interesował. Reszta stała się częścią wszechobecnego grindu, jaki napędza tutejszą rozgrywkę. Czego nie rozumiem. Bo grałbym jak dziki i bez podobnego ograniczenia. Przecież sama jazda w siódmej Forzie jest fantastyczna.
A to dopiero mały wstęp do reszty mikrotransakcyjnego piekiełka nowej produkcji Turn 10. Słyszeliście już, że w Forzie też pojawiły się skrzynki z lootem? Nie pytajcie, jaki sens ma taka zagrywka w grze wyścigowej - ważne, że skrzynki trzeba kupować regularnie. Na razie za walutę wewnętrzną, później za opłacane przelewikami tokeny, a co. W jakim celu? Nie liczę ukrytych tam samochodów lub nikomu niepotrzebnych strojów dla Waszego kierowcy. W środku znajdują się także karty modyfikacji. W skrócie - zwiększają one przychód z każdego wyścigu, jeżeli wypełni się jakieś przypisane karcie zadanie. Wyprzedź poprawnie trzech przeciwników, wejdź idealnie w zakręt, nie wyjedź ani razu na pobocze, wygraj z przewagą stu metrów et cetera, et cetera. Jednocześnie "założyć" można trzy takie karty i tym samym zwiększyć liczbę zarobionych kredytów o ponad sto procent.
"Mam to w odwłoku, będę sobie robił premie tak, jak kiedyś" - powie jakiś cwaniak. Fani są przyzwyczajeni, że Forze (niezależnie od podserii) hojnie obdarowują gracza za chęć bycia coraz lepszym. Zwiększają przychody za każdą wyłączoną asystę lub dobrowolne utrudnienie rozgrywki. No więc guzik. Wszystko związane z modelem jazdy - od linii sugerującej idealny przejazd, poprzez tradycyjne dla marki cofanie czasu, a na właściwie przeszkadzających ABS-ach kończąc - ustawiacie sami dla siebie. Bo dodatkowych korzyści już z tego nie ma. Jedyny bonus da Wam podbicie umiejętności sterowanych przez konsolę przeciwników, na kilku naprawdę wymagających uwzględnione są premie. Nie mam problemu, że "coś zmienili", nawet jeśli zmienili z "lepszego" na "gorsze", nie oszukujmy się. Nie mógłbym jednak bronić deweloperów. To zbyt podejrzane, iż najprzyjemniejszy system mobilizowania graczy znikł akurat przy wepchnięciu do gry losowych skrzynek.Paradoks. Kupujecie skrzynki za kredyty. Nie dla nowych kostiumów, nie dla pierdółek, tylko dla kart modyfikacyjnych. Po co Wam karty modyfikacyjne? Żeby zarabiać więcej kredytów - i jednocześnie wydawać więcej kredytów na skrzynki. A to dlatego, że bez kart modyfikacyjnych zarabia się dość mozolnie. Koniec końców, na finiszu spirali niedorzeczności kupujecie samochody. Regularnie, według zasady "który da mi więcej punktów do poziomu kolekcjonera", żeby... odblokowywać kolejne dziesiątki samochodów oraz niektóre elementy kariery. Wszystko ułożone idealnie pod mikrotransakcje (które zostały już potwierdzone). Smutny znak czasów, gdy nie wystarczy już kupić grę AAA, by nią się "normalnie" bawić.
Oczywiście, możecie to całkowicie zignorować. A krytyka, jaka spada na twórców nieustannie od kilku dni, doprowadzi zapewne do wstydliwych patchy "złotego" systemu. Być może za miesiąc Forza Zachłanna 7 stanie się na powrót Forzą Królewską 7. Mnie w tej recenzji średnio jednak interesuje, jaką gra będzie za miesiąc. To dziś kosztuje najwięcej. Teraz podejmujecie trudną decyzję związaną z zakupem.Czuję jednak potrzebę pewnego kompromisu. Oto prawdopodobnie najlepsza gra wyścigowa ostatnich kilku lat, którą mocno kaleczą dziwaczne decyzje panów w garniturach. Skrzynki powodują, że nóż mi się w kieszeni otwiera, ale gdy mam już wypatrzony samochód i rozpoczynam godzinny turniej, a myślę wyłącznie podczas przydługich ekranów ładowania, jest pięknie. Naprawdę pięknie. Dlatego warto, moi drodzy. Tylko nie dajcie im nigdy ani złotówki więcej. Niech mają nauczkę raz na zawsze.
Adam Piechota