Fortnite - zapowiedź. Wesoła apokalipsa
Jeśli ktoś, kto nie jest fanem survivalowych gier, dobrze bawi się przy survivalowej grze, to chyba dobrze, prawda?
Choć należy podkreślić, że Fortnite nie jest taką klasyczną grą survivalową. To raczej elementy tego gatunku zmieszane z założeniami tower defense'a. Tim Sweeney, prezes Epic Games odpowiedzialnego za ten tytuł, określił go swego czasu jak miks Minecrafta i Left 4 Dead.Pierwsze wynika z tego, że budujemy. Naparzamy kilofem w kamienie, drzewa, samochody i ściany domów, zdobywając surowce, a potem za te surowce stawiamy ściany, schody, pułapki, dachy... Drugie to z kolei efekt co-opowej formuły Fortnite'a - na poszczególne misje zbieramy się w czteroosobowe drużyny, po czym bronimy określony punkt przed falami zombie, tutaj nazywanych Pustakami.Tak zresztą w skrócie wygląda zabawa w Fortnite. Po udanej obronie misja kończy się sukcesem, a my dostajemy wór nagród. Tu jakaś skrzynka, tam punkty doświadczenia, drugie punkty doświadczenia do czegoś innego, pinata-lama pełna skarbów. Potem otwieramy to wszystko i przewalamy się przez kolejne okienka rozbudowanych mechanik Fortnite'a. Podczas mojej trzygodzinnej sesji z grą nie miałem jednak okazji ogarnąć rozumem wszystkich tych opcji. Dość powiedzieć, że są i rozłożyste drzewka rozwoju dla każdej z czterech klas, i system wytwarzania broni, i Ocalali, którymi można zarządzać...A, bo jest apokalipsa. W grę wchodzą inne wymiary, z których wyłażą hordy Pustaków. My natomiast jesteśmy ostatnią linią oporu broniącą resztek cywilizacji. Należy jednak pamiętać, że wszystko utrzymane jest w bardzo luźnym klimacie, w którym mamy zabawnego robota pomagiera, a zombiaki nachodzą nas w różnych formach - są takie, które kiedyś były bejsbolistami i ciskają w nas kościami z zawodową precyzją, są kobiety zombie z ogłuszającym wrzaskiem, są umarlaki z ulem na głowie... Radosną atmosferę gry podkreśla też klockowata, kreskówkowa oprawa. Jest miło. Przyjemnie dla oka. Dobrze dla odmiany ścinać drzewa i łupać kamienie w takich warunkach; twórcy zazwyczaj stawiają jednak na poważniejsze tony. Tutaj wrzucono na luz.Chyba dzięki temu dobrze mi się grało w Fortnite. Kluczowe było tutaj to, że dwójka branżowych kolegów, z którymi byłem w co-opie, potrafiła się bawić. Dlatego zamiast pobiec do celu pierwszej wspólnej misji, pierwsze pół godziny spędziliśmy, biegając po domkach jednorodzinnych proceduralnie generowanej mapy i rozwalając absolutnie wszystkie ściany. Czasami też podłogi. W pewnym momencie próbowaliśmy też zamknąć się w piwnicy, rozwalając schody.Ja znalazłem boczek w automacie z napojami na stacji benzynowej. Kolega w wannie. Dużo tutaj zbieractwa, czasami dosyć losowego (boczek w wannie?), ale jeśli chodzi o budowanie, wszystkie elementy mają jakieś zastosowanie praktyczne. Nie postawimy sobie stoliczka w kształcie rombu, bo pasuje do koloru naszych oczu. Budujemy bowiem fortece, nie domki dla lalek. Wszystko, co stawiamy, powinno albo wytrzymać bębnienie umarlaków, albo im solidnie dopiec. Czyli jak ściany, to najlepiej z metalu, jak podłoga, to najlepiej z wysuwanymi kolcami. A przy wejściu do środka postawimy pole leczące. A tutaj zrobimy balkonik, żeby ostrzeliwać Pustaki nadciągające z Zachodu.Dużo frajdy daje projektowanie naszego bastionu. Nawet, a może przede wszystkim, na padzie. Fortnite wychodzi i na PC, i na PS4 czy Xboksa One, więc rozbudowaną mechanikę gry trzeba było przełożyć na język konsolowy. Twórcom wyszło to zadziwiająco dobrze. Z padem w ręku mogłem w przeciągu sekundy przełączyć się ze strzelania z karabinu do stawiania ceglanej elewacji. Na początku faktycznie trzeba trochę główkować nad tym, co wcisnąć, żeby coś uaktywnić, ale po jakiejś godzinie-dwóch przebiega to już zupełnie intuicyjnie. Cieszy też sama dynamika budowania - kiedy coś wybieramy, stworzenie tego zajmuje z 3-4 sekundy, podczas gdy my możemy biec dalej i stawiać kolejne elementy.Strzelanie lub chlastanie (bo mamy na przykład katanę) przeciwników skutkuje eksplozją liczb nad ich głowami pokazującymi, ile punktów życia odbieramy. Wygląda to jak rodem z Borderlands i chyba taka była inspiracja, szczególnie że w przypadku pojawienia się nowego rodzaju przeciwnika otrzymujemy podobną charakterystyczną stopklatkę prezentującą go jakimś zabawnym komentarzem. Sama walka, swoim szybkim tempem i systemem potworów-gąbek, również przypomina grę Gearbox. Czyli jest przyjemna.Tylko trochę zbyt łatwa. Może to kwestia początkowego etapu gry, ale nigdy nie miałem problemów z odpieraniem fal Pustaków, czy to w drużynie, czy w pojedynkę. A kiedy dodać do tego, żę każda z rozegranych misji miała dokładnie taki sam przebieg - pójdź gdzieś, nazbieraj surowców, zbuduj fortecę, odbij fale - robi się nieco... jednostajnie? Tak, niepokojąco jednostajnie.Dostaniemy również pełną polską wersję językową gry. O ile demo, w które grałem, było jeszcze pod tym kątem niepełne, o tyle to, co już widziałem, nastrajało jak najbardziej pozytywnie. Cieszą takie nazwy jak Pustaki czy bluglut (taki surowiec, który jest niebieskim... glutem). Tłumaczenie przygotowywane jest z polotem.Dochodzą niby te wszystkie statystyki i ustawienia między misjami, które wiążą się z budowaniem mocnego ruchu oporu w czasach wesołej zombiepokalipsy, ale skoro tak łatwo szło mi rozwalanie kolejnych fal, to nawet nie odczuwałem potrzeby zagłębiania się w bebechy systemu. Walę kilofem w drzewo, buduję ściany, tworzę amunicję i rozstrzeliwuję pięć minut trupy. Koniec, nic więcej wiedzieć nie muszę. Nadzieja w tym, że poziom trudności po kilku godzinach wymaga od nas większego zaangażowania w drzewka rozwoju i mechanizmy, napędzając tym samym chęć rozwoju. Tylko taki scenariusz może okazać się dobry dla jednostajnej rozgrywki Fortnite. To i ekipa znajomych, którzy z najprostszej czynności stworzą komedię.Fortnite wychodzi już 25 lipca... we wczesnym dostępie. Tak, pierwsza gra zapowiedziana na Unreal Engine 4, po blisku sześciu latach - kiedy gier na Unreal Engine 4 jest już cała masa - wychodzi w wersji beta. Płatnej, warto dodać - około 130 zł za podstawową wersję, w czasie gdy taka z bajerami kosztuje - w zależności od liczby bajerów - od dwóch do czterech stów. Tymczasem pełna gra będzie free-to-play. Czyli teraz płacimy za niedoszlifowany produkt, a później będziemy mieć darmowy doszlifowany produkt. Czy tylko mi coś w tym rozumowaniu zgrzyta? Szczególnie że wersja we wczesnym dostępie ma już mikrotransakcje, więc Epic Games i tak swoje zarobi.Bo Fortnite może przyciągnąć graczy. W zgrabny sposób łączy mechaniki różnych gatunków, oferuje niecodzienną, pocieszną atmosferę i jest dopracowane już w wersji we wczesnym dostępie. Wydaje się, że to rozbudowana, solidnie przygotowana gra. Zaskakująco przyjemna. Boję się tylko trochę tej monotonii, bo ja sobie mogłem pobiegać z kolegami trzy godziny na pokazie, ale nie wiem, czy kolejne kilka godzin robienia tego samego szybko nie wypaliłoby entuzjazmu. Ale skoro teraz wchodzimy w fazę wczesnego dostępu, miejmy nadzieję, że Epic Games wykorzysta go, by wybadać grunt i znaleźć elementy, które odpowiednio doprawią obiecującą rozgrywkę.
Patryk Fijałkowski