Największym przebojem RPG 1999 roku był niewątpliwie "Baldur's Gate". Pięć wypełnionych przygodami kompaktów, wspartych dodatkowo efektowną kampanią reklamową i znakomitym tłumaczeniem błyskawicznie podbiło serca kilkudziesięciu (!) tysięcy polskich graczy. Tym samym CD Projekt, dystrybutor gry, zdeptał wieloletni rekord sprzedaży w kategorii gier "pełnocenowych" (150 zł). Również na zachodzie "Baldur's gate" odniósł spory sukces, a popyt jego na kolejne dodatki - znane już "Opowieści z Wybrzeża Mieczy" i zapowiadane na wiosnę 2000 roku "Icewind Dale" (który być może będzie oddzielną grą) świadczy, iż dziesiątkom graczy podstawowe 100 godzin rozrywki najzwyczajniej nie wystarcza. Świat "Forgotten Realms" tak bardzo im się spodobał, iż zapragnęli wracać doń codziennie i codziennie przeżywać nowe, fascynujące przygody.Wydawnictwo TSR (właściciel praw do świata "Forgotten Realms"), które jak każda dobrze zarządzana firma dba o klienta i zawartość jego (swojej) kieszeni, przygotowało dla wszystkich miłośników tej wspaniałej gry pewną niespodziankę. Jaką? Odpowiem pytaniem - a czy widzieliście kiedyś którąś z licznych książkowych przeróbek co bardziej przebojowych filmów - chociażby grubawy tomik "Batman", cieniutkie "Prawdziwe kłamstwa" z Arnoldem na okładce, niewielkiego "Robocopa" i "Terminatora"? Jeśli tak, to już się pewnie domyślacie reszty - TSR przygotowało dla nas powieść zatytułowaną "Wrota Baldura". To chyba pierwsza ważna, "papierowa" adaptacja komputerowego przeboju, jaka ukazała się w naszym pięknym kraju.Zrobić z nieliniowej gry liniową książkę - zadanie godne Syzyfa. Podjął się go amerykański pisarz fantasy drugiej kategorii, Philip Athans. Trzeba przyznać, iż wyszło mu to lepiej, niż można się było spodziewać. Losy Abdela począwszy od tragicznej śmierci Goriona na walce z Saverokiem skończywszy wnoszą zupełnie nowe spojrzenie w doskonale nam znany świat gry. Raz jeszcze poznajemy wszystkie kluczowe postacie, odwiedzamy widziane już miejsca, toczymy walki na śmierć i życie - wszystko jednak tak, jak wymarzył sobie autor, z zupełnie innej perspektywy, w innej kolejności i czasem z innym skutkiem. Co by o "Wrotach Baldura" nie powiedzieć, to jedno jest z pewnością prawdą - są one dla znających grę ciekawe i (tylko nie przestraszcie się tego słowa) pouczające.Ale przejdźmy do faktów i aktów. Książka kosztuje 20 złociszy i ma nieco ponad 300 stron. Wydana została na kiepskim, żółciejącym, "szorstkim" papierze, którego osobiście nie trawię * i zwyczajowo staram się ominąć. Okładka jest mało wyraźna i stanowi kopię growego pudełka ozdobioną imieniem i nazwiskiem autora. W środku nie ma niestety żadnych rysunków czy grafik za wyjątkiem tradycyjnej już mapki umieszczonej tuż za kartą tytułową. Jest za to tłumaczenie. Nie jest to jednak tłumaczenie dobre. Pozycji brakuje lekkości i polotu, czasami trzeba się nieźle namęczyć, by przebrnąć przez co "lepszy" fragment tekstu. Być może jednak zbyt wiele wymagam od współpracowników wydawnictwa ISA - w końcu "translacja" (jak to mówią informatycy i studenci anglistyki) tekstu to bardzo ciężki chleb i łatwo jest rzecz spieprzyć (przykład: "Obrzęd krwi" dodawany bezpłatnie do "Opowieści z Wybrzeża Mieczy").Na koniec zaznaczyć muszę, iż "Wrót Baldura" nie należy traktować jak solucji do gry. W powieści tej nie znajdziecie instrukcji prowadzącej was krok za krokiem przez Zapomniane Królestwa i wyjaśniającej, co i kiedy zrobić, by dorwać głównego mąciciela i urwać mu jaja. Jest to po prostu zwykła książka - przedmiot mogący umilić wieczór co bardziej oczytanym graczom i w niektórych przypadkach podsunąć jakieś proste wskazówki, dzięki którym kompletni baldur'sgate'owi laicy nie będą mieć olbrzymich problemów z ukończeniem programu. Myślę bowiem, iż to właśnie dla nich przeznaczone są "Wrota Baldura". Pasjonaci gry, ludzie, którzy spędzili nad nią dziesiątki, jeśli nie setki godzin, będą niezadowoleni i uznają powieść za nudną, niekompetentną i przeinaczającą fakty. Z kolei "jednostki stracone", używające komputera jedynie do wykonywania tyleż skomplikowanych co zbędnych rachunków w Excelu, najzwyczajniej zasną z książką w ręku (czytaj: uznają ją za kiepską). Dobrze jednak, że taka książka się ukazała - z pewnością wzbogaci ona nasz płyciutki rynek okołogrowy.* Co nie znaczy, że jadam ów papierOCENA: 5/10WYDAWCA: PHILIP ATHANS / ISA / TSR / INTERPLAYWYMAGANIA: 64 MB READ ONLY MEMORY