Forgive Me Father. Polska gra, którą trzeba się chwalić [Recenzja]

Forgive Me Father. Polska gra, którą trzeba się chwalić [Recenzja]

Forgive Me Father - recenzja
Forgive Me Father - recenzja
Źródło zdjęć: © Polygamia
27.04.2022 14:17, aktualizacja: 03.05.2022 19:55

Forgive Me Father to polska gra, która nawiązuje do mitologii Cthulhu. Utrzymany w stylu retro FPS udowadnia, że sięgając po starą, dobrze znaną konwencję, da się stworzyć szalenie grywalny tytuł. Nie mogłem się odkleić od komputera.

Forgive Me Father studia Byte Barrel z Trójmiasta to klasyczna strzelanka, ale to wcale nie oznacza, że mamy do czynienia z grą nudną czy oklepaną. Choć może sama koncepcja walki z bliżej nieokreślonymi siłami zła, które przypuszczają zmasowany atak na Bogu ducha winnego bohatera, może być oklepana. Ale to nie przeszkadza w dobrej zabawie.

W Forgive Me Father wcielamy się w księdza lub dziennikarkę, którzy rozpoczynają swego rodzaju śledztwo. Sam grałem jako ksiądz, więc z tej perspektywy będę opisywał swoje wrażenia, chociaż wydaje się, że między postaciami nie ma dużych różnic.

Bohaterowie różnią się od siebie drzewkami umiejętności. Twórcy sugerują, że ksiądz jest postacią, która lepiej sprawdzi się przy zachowawczej grze, podczas gdy dziennikarka ma być dobrym wyborem dla tych, którzy chcą szarżować na wrogów.

Forgive Me Father - dużo wszystkiego

Początek Forgive Me Father jest naprawdę spokojny, statyczny i niezbyt imponujący. Zaczynamy od wąskich, korytarzowych lokacji. Pierwsza plansza przypomniała mi jedyną retro strzelankę, przy której spędziłem naprawdę dużo czasu, czyli Wolfensteina 3D. Korytarze w tej lokacji są wąskie, przecinają się pod kątem prostym i co kilka zakrętów mamy nieco szersze pomieszczenie. Z czasem gra się jednak otwiera.

I to wtedy zaczynają się problemy. Im większa przestrzeń, tym trudniej. Wrogowie nacierają z każdej strony i zatrzymywanie się na dłuższą chwilę sprawia, że pasek życia szybko leci w dół. Szarżowanie jednak też nie popłaca. Gdy na jednej z rozległych plansz wchodzimy do budynku czy mniejszego pomieszczenia, możemy być pewni, że gdzieś tam ukrytych jest kilku wrogów, którzy mogą nam poważnie zaszkodzić.

Forgive Me Father
Forgive Me Father
Forgive Me Father
Forgive Me Father

A samych wrogów mamy całkiem sporo, w dodatku każdy z nich jest na swój sposób unikalny. Oczywiście podstawą jest to, że do nas strzelają (choć i to nie wszyscy), ale mamy tu do czynienia z pociskami standardowymi, samonaprowadzającymi, szybkimi, wystrzeliwanymi seriami, wybuchowymi i masą innych kombinacji. Generalnie na ekranie ciągle dzieje się dużo i trudno się nudzić.

Po wyczyszczeniu danej lokacji i pociągnięciu dźwigni czy odnalezieniu klucza zazwyczaj czeka nas kolejna fala wrogów, którzy pokrywają wyczyszczone wcześniej miejsca. Ciągle strzelamy, ciągle mordujemy i ciągle dobrze się przy tym bawimy.

Forgive Me Father
Forgive Me Father
Forgive Me Father

Oprawa graficzna - piękna, choć nieco nieczytelna

Forgive Me Father bazuje na mitologii Cthulhu. Macki, bagna woda i obrzydliwe potwory. Wszystko to w formie dwuwymiarowych grafik wyglądających na rysowane ręcznie. Prezentuje się to równie dobrze jak brzmi. Czasem jednak ta niewątpliwie dopieszczona pod względem artystycznym oprawa traci na czytelności, twórcy musieli zdawać sobie z tego sprawę, dlatego wrogowie mocno kontrastują ze światem.

W większości przypadków przeciwnicy wyróżniają się jaskrawymi kolorami, podobnie jak wystrzeliwane przez nich pociski. Najtrudniej w całym tym harmidrze było mi zauważyć "dzieci" bijące biczami (nie dość, że szaro-bure, to niewysokie) oraz granaty rzucane przez "Fishermana". W przeciwieństwie do innych pocisków wybuchające ryby w żaden sposób nie zaznaczały swojej obecności. Wprawne oko mogło dostrzec tylko ich niewyróżniający się spirte. Ale nie był duży problem, bo grenadierów od pewnego etapu spotykaliśmy względnie rzadko.

Forgive Me Father
Forgive Me Father
Forgive Me Father
Forgive Me Father
Forgive Me Father

W parze ze zróżnicowanymi przeciwnikami idzie zróżnicowany arsenał, który, co ważne, jest użyteczny przez całą grę. Każdy z gnatów ma swoje zalety, a drzewka umiejętności pozwalają na ulepszanie poszczególnych broni przez całą grę. Dzięki temu nawet na ostatnich etapach korzystanie z pistoletu ma sens - jest to najcelniejsza z broni. Jednocześnie ilość dostępnej amunicji jest mocno ograniczona, przez co jesteśmy zmuszeni do rotowania uzbrojeniem.

Oprócz broni mamy do dyspozycji umiejętności specjalne - lampę, która rzuca światło, wodę święconą, która unieruchamia na chwilę przeciwnika, Necronomicon, dający chwilową nieśmiertelność, medalion, który pozwala przez chwilę strzelać bez utraty amunicji oraz przywracający zdrowie krucyfiks. Ich użyteczność powinna być oczywista dla wszystkich fanów retro strzelanek. Nie ma nic lepszego niż 10 sekund nieśmiertelności w środku kotła.

Forgive Me Father
Forgive Me Father
Forgive Me Father
Forgive Me Father

Fabuła - jest

Słabą stroną Forgive Me Father jest kiepsko zarysowana fabuła. Powiedziałbym wręcz, że jest ona szczątkowa i równie dobrze mogłoby jej w ogóle nie być. Jedyne wydarzenie, które w jakiś sposób przykuwa uwagę gracza, ma miejsce na samym końcu, po pokonaniu ostatniego bossa. Trochę szkoda, ale z drugiej strony w takie gry nie gra się dla historii, a dla rozwałki. A ta, jak wspominałem, jest miodna.

Zahaczając o temat bossów, jeśli mnie pamięć nie myli mamy ich w grze pięciu, każdy z nich znacząco różni się od siebie, choć dla uproszczenia można powiedzieć, że większość z nich to wielkie, potężne postacie, które chłoną amunicję niczym gąbki, ale trudno w nie nie trafić. Co ciekawe - za pierwszym razem pokonałem tylko jednego z głównych przeciwników i to tego, którego z perspektywy czasu uważam za najbardziej wymagającego.

Forgive Me Father
Forgive Me Father
Forgive Me Father

Forgive Me Father - polecam z całego serca

Tak naprawdę trudno jest narzekać na to, co oferuje produkcja Byte Barrel. Nie spodziewałem się, że gra aż tak bardzo przypadnie mi do gustu, bo nigdy nie grałem w retro strzelanki. A Forgive Me Father wciągnęło mnie bez reszty, głównie tym, że jest szalenie grywalne. Liczy się w zasadzie wyłącznie rozgrywka, która w zasadzie nie jest niczym zakłócana.

Okazało się jednak, że przyjemna oprawa, mięsiste strzelanie (dosłownie mięsiste - po kilku ulepszeniach nasza strzelba ożywa i obrasta mackami) i bardzo szybka akcja wystarczą, żeby znakomicie się bawić. Trzeba jednak przyznać, że gra mogła być nieco bardziej dopieszczona, szczególnie pod kątem początkowych lokacji, gdzie było po prostu nudno. Z czasem w grze zaczęło dziać się naprawdę dużo, ale wolałbym o tym nie pisać, żeby nie psuć wam zabawy.

Forgive Me Father działało w stałych 60 lub 144 klatkach na sekundę. Trzeba przyznać, że wymagania sprzętowe jak na grę utrzymaną w klimatach retro są dość wysokie, ale przynajmniej jest to produkcja dobrze zoptymalizowana. W trakcie testowania gry nie natrafiłem na żaden błąd.

Ukończenie całości na poziomie normalnym zajęło mi niecałe 13 godzin, co przy cenie 72 zł na Steam jest wynikiem zdecydowanie dobrym. Warto dodać, że w grze jest też tryb areny, który wydłuży zabawę, lecz ja raczej nie byłem nim zainteresowany. Sama kampania zachęca do tego, by przejść ją więcej niż raz. Na mapach są poukrywane sekrety, których poszukiwania nie są łatwe, a do tego

Ocena: 4/5

Grę do recenzji dostarczył nam jej polski wydawca, Cenega.

Karol Kołtowski, dziennikarz Polygamii

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)