Flower - najlepsza gra imprezowa WSZECHŚWIATA
Nie powiedziałbym, abym obracał się w wyjątkowo ekscentrycznym towarzystwie, ale ostatnio zauważyłem jedną rzecz - bez względu na ilość zgromadzonych gier taneczno-muzycznych, impreza tak czy siak kończy się wspólnym graniem we Flower.
Jasne, wspólne brzdąkanie na plastikowych instrumentach to podstawa, Buzz też się nieźle sprawdza, podobnie jak Singstar Dance, ale koniec końców, ktoś w końcu odpala Flower i zaczyna się stadne latanie płatkami kwiatów. I nie chodzi o to, że to jakaś strasznie kwasowa gra i trzeba być mocno wstawionym lub na haju, nie, ona przyciąga ludzi bez względu na poziom promili.
W gruncie rzeczy, nie jest to szczególnym zaskoczeniem, Flower jest przecież grą korzystającą z "kontrolera ruchowego", jakim jest pad do PlayStation 3, a z którego właściwości tak niewielu twórców gier na konsolę Sony skorzystało. Zabawa z produkcją ThatGameCompany to wychylanie Sixaxisa i naciskanie jednego klawisza, trudno o coś bardziej przystępnego.
W porównaniu z Flower, LittleBigPlanet jest megahardkorową grą - trzeba kręcić gałką, naciskać przycisk skoku, znaleźć to całe R1, a potem jeszcze doskoczyć w odpowiednie miejsce. Dla większości moich mało grających znajomych jest to bariera nie do przeskoczenia. A "Kwiatek" to łatwizna, wystarczy latać i nie przejmować się niczym.
Poza przystępnością, Flower przyciąga uwagę swoją pozorną innością. Dla zorientowanych graczy, gra ThatGameCompany to po prostu śliczna wariacja na temat węża. Dla innych, grających mało lub wcale, przywiązanych do stereotypu, że gry do strzelanie do kosmitów lub skakanie po grzybkach, Flower jest jak cios prosto w twarz. Dziwny, zaskakujący, niepojęty. To tak można? Być wiatrem? Zbierać płatki? Pośród trawy? Wow.
Z miejsca na zasady gry przystają dziewczyny, których od Flower nie można odciągnąć. Zwłaszcza, jeśli po raz pierwszy grały na poprzedniej imprezie kilka tygodni wcześniej. Zawsze też znajdzie się jakiś smutny gość, który złapie się za głowę i zacznie jęczeć, że to nie gra, a jeśli już nawet, to głupia i dla dziewczyn, i że za "jego czasów" to coś tam.
Ale nikt go nie słyszy, bo wszyscy są zbyt zajęci zbieraniem płatków.
Konrad Hildebrand