Florence - krótka "recenzja" po czasie na dwa głosy

Florence - krótka "recenzja" po czasie na dwa głosy

Florence - krótka "recenzja" po czasie na dwa głosy
Adam Piechota
17.01.2019 15:57

O mobilce, która kradnie serca.

Adam: Widzieliście może kiedykolwiek “500 dni miłości”? Bo tym dla mnie, w ogromnym uproszczeniu, jest Florence. Odczuwalnie “niezależną” opowieścią o budowaniu i trawieniu związków, podaną w sposób delikatny, ulotny, z piękną muzyką, zabawami formalnymi, wystarczająco “życiowo”, by przełamać barierę na linii “tekst kultury - odbiorca”. Bawi, nasyca, wzrusza.Chociaż oczywiście - w przeciwieństwie do filmu, zmusza do zaangażowania w tok narracji. Czy można opowiedzieć oklepane raz jeszcze tak, by zaangażować? Czy można “przy okazji” zrobić to bez użycia słów? Można, Asiu?Joanna: Można i trzeba. Są takie historie, klasyczne, a nawet więcej - pierwotne - które wymagają powtarzania wciąż od nowa. Które uwielbiamy przeżywać wciąż od nowa. To chyba jest gdzieś w szpiku. Florence właśnie o tym jest, o zbliżaniu i oddalaniu, fluktuacji ludzkich relacji. Wzrusza mnie do żywego jej delikatność pozbawiona kiczu. Bo ja osobiście nie cierpię melodramatów, komedii romantycznych i wielkich historii o miłości. Unikam ich jak ognia, nad lirykę przedkładając wykrzykiwane emocje Punishera (tego serialowego, netfliksowego, który mnie zauroczył).Adam: Archetyp opowieści o związku. Ten prawdziwy, nie taki, który potem ekranizuje się ze Stuhrem i Karolakiem, by wrzucić do kin na kilka tygodni przed świętami Bożego Narodzenia. Wcale nie opowiadany jakoś nowatorsko, jeśli byśmy grę traktowali jak tradycyjną narrację, ale - przyznajmy - dość nietypowymi metodami. Wydaje mi się, że najlepszym, mniej “spoilerowym” przykładem są tutaj “dialogi”. Prosta minigierka, mówiąca więcej niż perfekcyjnie napisana lub odegrana rozmowa. Na bardzo “podstawowym” poziomie. Niemalże intuicyjnie.

Joanna: Tak, to było genialne! Akurat przez ramie patrzyła mi Benia i dałam jej pograć w te puzzle. I w trakcie tłumaczyłam jej, czemu idzie jej coraz łatwiej - bo oni rozmawiają, a jak się kogoś lubi, to rozmowa przypomina taką prosta, satysfakcjonującą układankę.Adam: A rozpakowywanie walizek oraz wiążąca się z nim “niespodzianka”? Bo podkreślmy - czasem Florence ujmuje ładną metaforą. Czasem - przerażającą banalnością bardzo trudnych momentów.

Joanna: Tak, ale udało im się wyjść poza utarte schematy. Owszem, niektóre zagrania są klasyczne - jak np. mapa ze zdjęciami - ale niektóre są w miły sposób odświeżające. Ja natomiast zastanawiam się nad jednym. Tak chwalimy ujęcie tematu, delikatność, nieszablonowość i tak dalej, ale na ile Florence jest w ogóle grą? To nie jest nawet Visual Novel, w ogóle nie posługuje się tą mechaniką. Czy po ujrzeniu napisów końcowych jest w ogóle sens grania po raz drugi?Adam: Oczywiście, że sens jest - chociażby po to, aby to doświadczonko znów obejrzeć lub usłyszeć. Płynie wszak pięknie. Nie zaskakuje fabularnie nawet za pierwszym razem, ale oprawą zniewala zmysły. Po przejściu zaglądałem przez ramię znajomej osoby, gdy ona grała. I jak przyjemny film, z chęcią “odczuję” ją jeszcze kiedyś, gdy rozmyje się większość wspomnień. Może nawet tutaj ma więcej punktów niż standardowa gra wideo, bo nie ma momentu “przejściowego”, jakiegoś wyjątkowo nudnego rozdziału, na myśl o którym od razu rezygnuję z pełnej powtórki. Zresztą udowodniły nam to symulatory spacerowicza - te, które polegają na silniejszych wrażeniach artystycznych, a nie wyłącznie twistach fabularnych, potrafimy powtarzać. Żeby jeszcze raz przeżyć.

Joanna: Tak, ta płynność jest dużą zaletą. I to, że nie mamy wrażenia, jakby rozgrywka była rozciągnięta ponad miarę. Brakuje tutaj zapychaczy, o których wspomniałeś. Dla mnie ta gra jest jak urocza nowelka - zgrabna, ładnie napisana, nienarzucająca się z jakąś ideologią czy ciężkimi przemyśleniami autora. Wiesz, z jakimi opowiadaniami kojarzy mi się Florence? Z nowelami Czechowa, tylko takimi współczesnymi właśnie.

Adam: A mnie, bo skojarzenie mam nieco niższe - dobrze napisanym krótkim metrażem w filmie. Może nawet czymś niezależnym i ambitnym, co można zobaczyć w sieci. Niecała godzina, by poczuć się lepiej. Tylko tyle, aż tyle. Nie bez powodu trafiła do naszego podsumowania zeszłego roku.

No to, Aśka: "trzeba" czy "można" według standardów Poly?

Joanna: To ja myślę, że "warto" przekonać się, jak opowiedzieć o miłości i związku i zamknąć to w mobilce.

Adam: O, widzisz. Zapomniałem, że mamy warto. Życiowe.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)