Flockers - recenzja
Lemingi w owczej skórze.
22.09.2014 | aktual.: 08.01.2016 13:20
Dziwna sprawa z tymi Lemingami (mowa o grze, nie o prawdziwych gryzoniach). Pamiętam wielki szał na ich przygody, kolejne wersje, modyfikacje. Kto zaliczał pierwsze gry w latach 90., ten pewnie do końca życia Lemingi będzie kojarzył z sympatycznymi, ale i pozbawionymi zdrowych odruchów pozwalających na przetrwanie stworkami. Bez ingerencji gracza szły na rzeź niczym stado owiec. We Flockers ta formuła zabawy powraca. Tym razem z owcami w roli głównej.
Zadaniem gracza jest przeprowadzenie stada owiec przez kolejne dziesiątki plansz (na PC sami możemy je tworzyć) najeżonych rozmaitą maszynerią, która będzie próbowała je zmiażdżyć, rozwalcować, nabić na ruszt, ustrzelić, rozczłonkować, spalić czy po prostu zrzucić z zagrażającej życiu wysokości. Aż chce się wziąć stworzonka pod opiekę i wyprowadzić z tej rzeźni.
Tak jak w Lemingach nie kierujemy bezpośrednio zwierzakami, ale możemy wyznaczać im różne role. Para owiec może ustawić się jedna na drugiej i pełnić rolę blokady, od której odbije się reszta stada i bezrefleksyjnie powędruje w drugą stronę. Zwierzaki potrafią też tworzyć schody, skakać, wzlatywać w górę pionowych powierzchni (dzięki powiewającej z tyłu czerwonej pelerynce) czy nawet eksplodować, by wysadzić kłopotliwe elementy otoczenia (i być może kilku swoich współbraci). Liczba umiejętności nie powala na kolana, ale liczy się to czy gracz wpadnie na to, jak wykorzystać dany mu zestaw w sposób niekoniecznie oczywisty.
Flockers
Przy braku chęci do eksperymentów pewnie zaliczymy planszę, ale ze zgarnięciem maksymalnej oceny, uwolnieniem owiec zamkniętych w złotych klatkach czy dobraniem się do sekretnych lokacji tak łatwo nie będzie. Czasem po prostu trzeba sprawdzić, co stanie się, jeśli dwie owce ustawimy na sobie, a dolną zamienimy w tykającą bombę. Może właśnie tak da się włączyć przycisk na suficie?
Stopień złożoności wyzwań rośnie dość szybko. Początkowe odprowadzanie stada z punktu A do punktu B w końcu ustępuje miejsca zarządzaniem dwoma zmierzającymi w różne strony wielkiej mapy oddziałami stworzonek, których ruchy trzeba ściśle koordynować w czasie. Są nawet plansze będące odpowiednikiem starć z bossem z innych gatunków gier. Tam oprócz rozsądnego limitu czasu na dotarcie do finiszu, dochodzi presja związana z jakimś urządzeniem, które próbuje zmasakrować nasze podopieczne.
Flockers
Mój największy problem z Flockers polega na tym, że plansze wymagają nauki na własnych błędach. Widząc przycisk, do którego zmierza stado, często nie mamy pojęcia co stanie się po jego wciśnięciu. Maszyneria na kolejnych poziomach jest tak skonstruowana, że za obniżenie najbliższej windy może odpowiadać przełącznik na drugim końcu planszy. Do którego może dostaniemy się dzięki teleporterowi, a może i nie. Jedynym sposobem sprawdzenia, gdzie ten drugi prowadzi, jest wpuszczenie w niego owcy, spauzowanie gry, oddalenie ekranu i namierzenie błysku oznaczającego miejsce docelowe. Wolałbym więcej gimnastykowania szarych komórek zamiast uczenia się plansz na pamięć metodą prób i błędów. W ostatecznym rozrachunku nie jest to wada każąca skreślić ten tytuł, choć pewnie niektórym przymknięcie oka nie przyjdzie tak łatwo jak mi.
Opieka nad owcami jest całkiem przyjemna. Pomijając makabryczną maszynerię, z której zbudowana jest plansza oraz liczne śmiertelne wypadki po drodze rzecz jasna. Czasem pisk masakrowanego z naszej winy stada potrafi zmrozić krew w żyłach. Zdarzało mi się żałować, że pikselowe owieczki nie giną ciut mniej brutalnie. Tryskającą krew wyłączyłem w opcjach.
Flockers
Z radością donoszę natomiast, że interfejs daje nam akurat tyle kontroli, by zabawa miała sens i nie sprowadzała się do ciągłego pauzowania gry, by wyłapać tę jedną owieczkę, której nie przydzieliliśmy jeszcze odpowiedniej umiejętności. Wypadki chodzą po owcach - to część tej zabawy, a zabawnych sytuacji gapiostwo gracza i zwierzaków dostarczają tu sporo. Ku uciesze tych, którzy będą potrafili uśmiechnąć się, wzruszyć rękami i zająć się doprowadzaniem pozostałych przy życiu stworzeń do mety. Na zgubę graczom, którzy muszą każdy etap zaliczyć w pełnym stanie inwentarza. Takie rzeczy to tutaj rzadkość.
Werdykt Flockers to przyjemny powrót do przeszłości. Team 17 od lat próbuje odświeżyć swoje Wormsy, ale póki co jakoś nie doczekaliśmy się prawdziwych "robali" na miarę XXI wieku. Fajnie, że ekipa znalazła czas na przeniesienie do współczesności innego klasyka. Jeśli tęsknicie za Lemingami, to po prostu zagrajcie we Flockers.
Problem w tym, że oprócz wizualnej metamorfozy nie znajdziecie tu wiele świeżości w rozgrywce. Mousecraft czerpał z Lemingów inspirację, ale na ich bazie zbudował coś nowego. Autorzy Flockers zadowolili się remakiem przygód sympatycznych, acz głupiutkich, zwierzątek.
Maciej Kowalik
Platformy:PC, PS4, Xbox One Producent: Team17 Wydawca:Team17 Dystrybutor:- Data premiery:19.09.2014 PEGI: 16 Wymagania: Dual Core, 4 GB RAM, karta graficzna 512 MB
Grę do recenzji udostępnił producent. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.